Były senator z Nebraski Chuck Hagel został zatwierdzony przez Senat na stanowisko sekretarza obrony. Jednak wynik głosowania jak i przebieg procedury zatwierdzającej bardzo osłabiły jego polityczną pozycję.
Po 12-dniowej zwłoce, republikanie z Senatu (oskarżający swego… kolegę partyjnego głównie o brak należytego wsparcia dla Izraela i za słabą postawę wobec Iranu) odpuścili i izba w pełnym składzie zatwierdziła nowego szefa Pentagonu. Z kilkutygodniowej „bitwy o Hagela” każda strona wyszła zwycięsko. Konserwatyści, którzy na zwalczanie kandydatury wydali kilkaset tysięcy dolarów pokazali swoją siłą (m.in. przypomniał o sobie kandydat na prezydenta Rick Santorum). Republikańscy senatorowie uprzykrzyli życie Hagelowi, nie doprowadzając jednocześnie do „wojny nuklearnej” w izbie, jaką byłoby niewątpliwie zablokowanie (poprzez regulaminowe sztuczki) kandydata na dłużej. Obama i wspierający go demokraci mogą się pochwalić, że przepchnęli na stanowisko człowieka, na którym im zależało. Unikając jednocześnie skandalu jakim byłaby konieczność wycofania kandydatury.
Jednak wynik głosowania, 58 „za” przy 41 „przeciw” to wyraźny sygnał, że pozycja polityczna Hagela będzie słaba. Nowego szefa Pentagonu poparło 54 demokratów i zaledwie czworo republikanów. Kandydaci na sekretarzy stanu cieszą się z reguły ponadpartyjnym poparciem senatorów. Poprzednik Hagela, Leon Panetta uzyskał 100 głosów „za” i zero przeciw. Nieco wcześniejsi szefowie Pentagonu: Robert Gates został zatwierdzony stosunkiem głosów 95 do 2 a Donald Rumsfeld – przez aklamację. Tak wielka opozycja w Senacie nie uszła zapewne uwadze biurokratom w Departamencie Obrony. Pozycja Hagela w Pentagonie wydaje się na starcie naprawdę słaba, zwłaszcza że przed nim ciężkie zadanie przeprowadzenia cięć budżetowych w siłach zbrojnych. Bez silnego wsparcia i dobrych układów z republikanami (którzy kontrolują jedną z izb Kongresu) może to być prawdziwy „mission impossible”. Jak na razie prezydent Obama pokrzepił nominata oświadczeniem, zapowiadając że jest dumny iż będzie mógł „korzystać z opinii i rady” Hagela w kwestii „zakończenia wojny w Afganistanie, sprowadzenia wojsk do domu” oraz utrzymania sił zbrojnych USA jako „najwspanialszej siły we współczesnym świecie”.
Pesymizm Obamy, pesymizm współpracowników
Po wtorkowym głosowaniu, prezydent Obama już prawie skompletował zespół najbliższych współpracowników i doradców ws. bezpieczeństwa narodowego i dyplomacji. (Do kompletu pozostało jeszcze zatwierdzenie na szefa CIA Johna Brennana, co wcale może nie być takie łatwe. Senatorowie mają bowiem wiele wątpliwości co do programu tajnych operacji z użyciem bezzałogowych dronów, które nadzorował Brennan.) Poglądy samego Obamy, wiceprezydenta Joe Bidena, sekretarza stanu Johna Kerrego i Hagela prezentują wizję, którą na swój użytek nazwałbym „pesymizmem realistycznym”. Z realnych przesłanek wyczerpania dwoma wojnami w Iraku i Afganistanie (oprócz 6 664 zabitych i kilkunastu tysięcy rannych, setki miliardów wydanych dolarów) oraz konieczności oszczędności budżetowych, obecna administracja wyciąga pesymistyczne wnioski, co to do możliwości kontynuowania statusu USA jako jedynego supermocarstwa. Zamiast promocji idei „amerykańskiej wyjątkowości”, zaznaczania silnej pozycji i wymuszania działań na rzecz demokracji i wolnego handlu, mamy podejście charakteryzujące się mniej lub bardziej świadomym wycofywaniem się z pełnienia aktywnej roli w świecie na rzecz współpracy w różnych, mało efektywnych, międzynarodowych gremiach.
Prezydent Barack Obama zapowiedział już duże cięcia środków na siły zbrojne (kilkaset miliardów dolarów w ciągu najbliższej dekady)– niektórzy porównują je procentowo do tych z czasów tuż po II wojnie światowej i wojnie w Wietnamie, co przyczyniło się do wzrostu agresywności ówczesnego wroga numer 1 USA – ZSRR. Prezydent chce też dalszego ograniczenia do maksimum 1,1 tys. amerykańskich głowic nuklearnych. Dzieje się to wszystko w czasie, gdy Chiny i Korea Północna potajemnie i jawnie wzmacniają swe nuklearne arsenały. Może to prowadzić do reakcji sąsiadów z regionu (Rosji, Japonii i Tajwanu) i dalszego wzrostu napięcia na Dalekim Wschodzie (podgrzewane przez napięcia na linii Pekin – Tokio). Choć jednostki US Navy mają być w większym stopniu przesunięte w tamtej rejon (dotychczasowy podział floty po połowie w rejonie Atlantyku i Pacyfiku, ma być zastąpiony formułą 60-40 na rzecz tego ostatniego), to pojawiły się doniesienia, że oszczędności spowodują że marynarka wojenna nie będzie w stanie wystawiać jak dotychczas 11 lotniskowców z grupami wsparcia. Do tego dochodzi bierność USA wobec krwawego konfliktu w Syrii oraz brak rezultatów w przeszkodzeniu Iranowi uzyskania dostępu do broni nuklearnej – co z kolei może prowadzić do jednostronnych akcji militarnych Izraela. Wreszcie nadmierne – zdaniem wielu – poleganie na tajnym programie ataków przy użyciu bezzałogowych dronów w walce z terrorystami w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, z obawy w angażowanie się na lądzie. Jeśli dodać do tego, wielokrotnie podkreślaną przez prezydenta Baracka Obamę konieczność skupienia się na „odbudowie Ameryki” zamiast angażowania się w konflikty na zewnątrz, można odnieść wrażenie, że zwijanie amerykańskiego parasola bezpieczeństwa będzie postępować. Pytanie jak daleko zajdzie i co stanie się – bez mocnego zaangażowania Waszyngtonu – np. z NATO. Czy nie przemieni się w bezzębną organizację polityczną a nie budzący respekt sojusz militarno-polityczny?
Te pytania warto będzie zadać sekretarzowi obrony Chuckowi Hagelowi gdy zawita z wizytą do Polski. Fetowanie polskich korzeni „Hagelskiego” ważne, ale odpowiedź na pytania „czy Ameryka zwija parasol bezpieczeństwa?” i jak szybko zamierza to zrobić, jeszcze ważniejsze.
Paweł Burdzy z Chicago
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151942-hagel-juz-w-pentagonie-pesymizm-realitystyczny-wladcow-usa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.