Reprezentanci środowisk twórczych w apelu do Donalda Tuska piszą:
Od ponad roku jesteśmy świadkami gorszących sporów, w których urzędnicy MAiC, dezawuują stanowiska Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pomijają ekspertyzy prawne tego ministerstwa oraz ignorują wnioski z konsultacji społecznych, także tych, których sami są współorganizatorami
Podpisy zbierane są od tygodnia, a pismo ma trafić na ręce premiera w najbliższym czasie. Filmowcy zarzucają także premierowi, że w ministerstwie Michała Boniego.
Rozmawiamy o tej sprawie z Barbarą Stanisławczyk, reportażystką i pisarką.
wPolityce: Filmowcy zarzucają premierowi, że w ministerstwie Michała Boniego panuje lobbing koncernów zagranicznych. O co tu chodzi?
Barbara Stanisławczyk, reportażystka, pisarka: Dobrze, że ludzie kultury się obudzili i dostrzegli zagrożenia płynące ze złej polityki rządu. Miejmy nadzieję, że ta jaskółka uczyni jednak wiosnę, i że to będzie trwały trend krytycznego i otwartego myślenia środowisk twórczych. I że wykażą oni troskę także w innych dziedzinach życia naszego kraju. Bo w jakim ministerstwie nie ma lobbingu zagranicznych koncernów? W jakiej dziedzinie życia naszego kraju? Celebryci i twórcy, pełniący za panowania Donalda Tuska rolę autorytetów (z małymi wyjątkami), otrzeźwieli, kiedy zła polityka rządu dotyka bezpośrednio ich środowiska, ich interesów, sięga do ich kieszeni. Szkoda, że nie reagowali, kiedy wprowadzano pakt fiskalny, który oznacza utratę kontroli nad budżetem również w dziedzinie kultury. Przyklaskiwali twierdzeniu, że kapitał nie ma narodowości, dopóki nie przyszedł kryzys i nie dotknął ich samych. Nie protestowali, gdy próbowano wprowadzić ustawę umożliwiającą działanie na terenie Polski obcych służb (sprawa w toku). Gdy próbuje się wprowadzić ustawę o GMO i nową ustawę patentową, i tak dalej. Przecież to oni chcieli złożyć do grobu polską kulturę narodową twierdząc, że teraz owa kultura musi być „uniwersalna”, nie zaściankowa, by zrozumiał ją świat. W związku z czym, wszystko co polskie należało w kulturze wyśmiewać, parodiować, obrzydzać. Również twórcy i celebryci hołdowali nowej tożsamości Europejczyka, która miała zastąpić polską tożsamość narodową, jako ciemnosecienny przeżytek i prawie zabobon. Ludzie, którzy wcześniej dostrzegli zagrożenia, wynikające z tych wszystkich działań, i o tym głośno mówili, byli odsyłani przez oświeconych i zeuropeizowanych celebrytów do getta ciemniaków i pisowców… I oto nagle twórcy przywracają do łask „anachroniczne” pojęcie polskiej kultury. To cieszy. Miejmy nadzieję, że to trwałe przebudzenie.
To już bunt elit czy wojna w rodzinie?
Nie jestem pewna, czy list jest jedynie troską o niezależność kultury polskiej i korzyści z tego płynących, czy jest też elementem wojenki, jaką środowiska lewicowe, poprzez swoje autorytety, wytoczyły premierowi za to, że niezbyt skutecznie wdraża pomysły dotyczące między innymi związków partnerskich. Czy to nie jest pogrożenie palcem. Na pewno jest to kłótnia w rodzinie, ale rodzinie patchworkowej, a w takiej wzajemne związki są słabsze niż w rodzinie tradycyjnej i od kłótni do buntu krótka droga, ale w drugą stronę też. Ludzie kultury nie raz udowodnili, że potrafią być „pożyteczni”. I tak samo zmienni.
Motto listu, jaki twórcy wysyłają do premiera, autorstwa Andrzeja Sapkowskiego brzmi: "Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną". Lepiej późno niż wcale, można powiedzieć?
To jest naiwne myślenie. Nie jest możliwe, byśmy w jednej dziedzinie byli niezależni, w pozostałych nie. I że te pozostałe dziedziny są nieważne, czy mniej ważne. To są naczynia połączone. Nie możemy myśleć jak Kali. Polskie elity liberalne mają mentalność postkolonialną. Do niedawna gotowe były oddać wszystko, w zamian za mianowanie na Europejczyka czy światowca. Wyprzedać i zlikwidować każdy przemysł, każdy zakład, każdy polski bank, etc. Bo po co o nie walczyć, ratować je od bankructwa, rozwijać, kiedy na ich miejsce może przyjść większy zagraniczny kapitał. Lepiej je „dobić” i sprzedać choćby za małe pieniądze. W ten sposób staliśmy się krajem postkolonialnym; rynkiem taniej siły roboczej i obszarem ekonomicznej eksploatacji. Ale z wyrobnika nie będzie odbiorcy kultury, chyba że tej, w której najwyższą jakością jest reality show. Kraj sprowadzony do rynku, który można dowolnie eksploatować nigdy nie będzie miał własnej niezależnej kultury.
Rozmawiała DLOS
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151828-nasz-wywiad-tworcy-gdy-rzad-siegnal-do-ich-kieszeni-otrzezwieli-i-nagle-przywracaja-do-lask-anachroniczne-pojecie-polskiej-kultury
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.