Już po raz piętnasty Viktor Orbán wygłosił doroczny raport o stanie państwa. W tym roku, w przemówieniu w Teatrze Millenáris w Budapeszcie, premier Węgier zawarł także wizję programową Fideszu na najbliższe dwie dekady. Poniżej publikujemy pełny tekst wystąpienia.
Szanowny Panie Prezydencie, Pálu Schmitt, wraz małżonką, Katalin! Droga Pani Dalmo [Mádl]! Panie i Panowie, wszystkim życzę dobrego dnia!
Zabierać głos po ministrze to sprawa łatwa, ale przemawiać po osobie duchownej to rzecz trudna. Cóż człowiek może powiedzieć po słowach Bożego sługi? [Viktor Orbán przemawiał po Zoltanie Balogu – ministrze zasobów ludzkich a zarazem pastorze kalwińskim – przyp. tłum.] Może najlepiej byłoby, drodzy Przyjaciele, gdybym to nie ja podsumowywał miniony rok – wszak namnożyło się w tej dziedzinie wielu żądnych przygód eksperymentatorów. Może lepiej, abym pozwolił, by ostatni rok przemówił sam za siebie: niech pokaże nam, co wydarzyło się w 2012 roku. Być może zacząłby od tego, że w 2012 roku urodziło się 90.300 dzieci, a więc o 2.251 więcej niż rok wcześniej. Możemy to uznać za efekt naszych działań na rzecz ochrony oraz wspierania dzieci i rodziny, których socjaliści zaniechali, a myśmy do nich wrócili, a także za efekt naszego nowego systemu opodatkowania rodzin.
Gdybyśmy jednak dostrzegli tylko tyle, łatwo moglibyśmy dać się wciągnąć w obszar przyziemnych gier politycznych, a przecież tu i teraz chodzi o coś znacznie ważniejszego. Chciałbym wierzyć, że za dobrymi wieściami stoją nie tylko posunięcia rządu, zresztą same w sobie godne uwagi. Może jest to jakiś poważniejszy znak, że maluchom przyszła ochota na narodziny, może to jakiś mocniejszy sygnał, a może rzeczywista zachęta – może one już coś wiedzą. Wiedzą, że mimo opadów śniegu, które obudziły nas dziś, wiosna nadchodzi niepowstrzymanie, a za skromną teraźniejszością skrywa się obfitsza przyszłość. Taka przyszłość, która przejdzie ponad uderzającymi falami europejskiego kryzysu i zawiera w sobie jakiś powiew optymizmu, coś napawającego nadzieją, podnoszącego na duchu, coś, co wzmacnia dostatek, radość, a może nawet szczęście. Może się spełnić, jak to zaplanowaliśmy, że rok 2013 rzeczywiście będzie rokiem wzrostu.
W ostatnich dniach czytałem wyniki badań poziomu życia – tak, są takie – najbardziej rozwiniętych krajów zrzeszonych w OECD. Z badań tych wynika, że 69 proc. Węgrów uważa, iż podczas przeciętnego dnia mają więcej doświadczeń pozytywnych niż negatywnych. W 10-punktowej skali Węgrzy poziom swego życia ocenili na 4,9 czyli prawie 5 punktów. Dużo to czy mało? To jest pytanie. Średnia wśród 34 badanych krajów wyniosła 80 proc. i 6,7 punktów. Z tego poziomu patrząc nasze 4,9 to mało. Jeśli natomiast popatrzymy z perspektywy ostatnich stu węgierskich lat, sprawa wygląda już inaczej.
Na przestrzeni minionych stu lat Węgrzy zmuszeni byli patrzeć na swoją gospodarkę tak, jak ludowa ballada o Kelemenie Kőmívesu opisuje losy przeklętego zamku w Déva [w Siedmiogrodzie] – co zbudowaliśmy do południa, to do wieczora zawaliło się, a co wznieśliśmy do wieczora, to do rana legło już w gruzach. Nawiasem mówiąc, dla 43 proc. Węgrów słowo „kultura” kojarzy się z literaturą, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej wynosi tylko 23 proc., zaś korzystanie z bibliotek na Węgrzech nawet w ciężkich latach nie spadło. Jest więc wciąż nadzieja. W politycznym dyskursie wciąż można powoływać się na starą balladę „Kőmíves Kelemen”.
Tak więc to, co nasi dobrzy przodkowie zbudowali, zabrała I wojna światowa i dyktat pokojowy, który po niej nastąpił. To, co stworzyli nasi pradziadowie, zniszczyła II wojna światowa ze swoim dyktatem pokojowym. To, co wznieśli nasi dziadkowie i rodzice, zburzone zostało przez przymusową politykę gospodarczą systemu komunistycznego, która wpędziła cały kraj w pułapkę długów i zamknęła go jak w klatce. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że Węgry były w tej części Europy pewnym rezerwatem, który najlepiej chyba opisuje niepewna mieszanka obozu pracy z Funduszem Wczasów Pracowniczych, to i tak gospodarcze bankructwo socjalizmu przyniosło nam wielkie straty. W końcu to, co zbudowaliśmy po zmianie ustroju do roku 2002, potem runęło w latach 2002-2010. Kiedy więc weźmiemy pod uwagę nasz układ nerwowy, nadszarpnięty historycznymi doświadczeniami i dosłownie wystrzępiony jak linka hamulcowa zużytego roweru, wówczas okaże się, że wynik badania poziomu życia, pokazujący połowiczne zadowolenie, nie jest wcale aż taki zły.
Od liczb i wskaźników ważniejsza jednak jest lekcja, którą wciąż na nowo musimy powtarzać. W okresie zmiany ustroju naszego państwa istniała ponadpartyjna i ponadpolityczna obietnica, a nawet więcej niż obietnica – coś na kształt przyrzeczenia, które my, ludzie służący publicznym sprawom kraju razem złożyliśmy obywatelom Węgier, a brzmiało ono tak: nigdy więcej nie popełnimy błędów ekipy Kádára i ich socjalistyczno-robotniczej partii [MSZMP], nie będziemy z kredytów, z pożyczek branych za granicą finansować wydatków na konsumpcję. Możemy być biedni, możemy wpaść w tarapaty, ale z zagranicznych kredytów nie będziemy pokrywać społecznych świadczeń, zasiłków czy nie mających pokrycia podwyżek płac. Powiem po żołniersku: przyrzeczenie to zachowywaliśmy do roku 2002. Za gospodarczym załamaniem z roku 2008 stoi fakt, że socjaliści po roku 2002 odrzucili tamto historyczne porozumienie. Znamy tego następstwa – przepadła znacząca część emerytur, środków wspierających rodzinę i płac. Wiem, że słyszeliście to, Państwo, ode mnie już wiele razy. Wiem też, znając naszych rodaków, że Węgrzy nie lubią, jak im się coś wmawia albo wmusza. Gdy byłem niedawno w Ceglédzie, słyszałem opowieść o pewnej żonie, która szykując się na 50. rocznicę ślubu, na złote gody, urażonym głosem oskarżała męża, iż nigdy nie mówi jej, że ją kocha. Na to mąż odpowiedział: „raz już powiedziałem; jak będzie zmiana, wtedy dam znać.”
Szanowni Panie i Panowie!
W przeciwieństwie do wspomnianej opowieści świat polityki jest dziedziną, w której pewne rzeczy trzeba mówić po wielekroć, a jeśli trzeba, to nawet po stokroć. Tak, drodzy Przyjaciele, gospodarka oparta na zadłużeniu państwa może budować tylko scenografie dobrobytu z papier-mâché, które pierwsze poważniejsze uderzenie wiatru zdmuchnie i obróci w ruinę. Po syrenich głosach przychodzi gorzkie, wręcz rozpaczliwe przebudzenie. Kto uważa, że prędzej czy później, nie trzeba będzie odpracowywać każdego wydanego forinta, ten oszukuje innych, ale i samego siebie. To jest ta prawda, ten fundament, na którym od 2010 – a więc i w 2012 roku – budowaliśmy politykę Węgier. Dlatego z pożądaną skromnością, ale na podstawie dokładnych danych, ze stonowaną dumą sumiennych gospodyń domowych można, a nawet trzeba jako sukces ogłosić fakt, że nasza ojczyzna również w roku 2012 zmniejszyła swój deficyt – tylko pięć było takich krajów spośród wszystkich 28 państw UE [łącznie z Chorwacją]. Trzymaliśmy nasze finanse pod kontrolą, a nawet wykazaliśmy się osiągnięciami lepszymi niż większość europejskich krajów. Niech nie niepokoją Państwa aktualne przewidywania unijne, gdyż jeszcze ani razu nie udało im się trafić z prognozami naszego deficytu budżetowego. Kibicujemy im, że może wreszcie im się uda, wspieramy ich też – ale również w obecnym roku nasz deficyt będzie poniżej 3 proc. Deficyt ten rzecz jasna, Drodzy Panie i Panowie, wciąż jest wysoki i choć nie toniemy w nim już po uszy, to jednak nadal sięga nam on po szyję. Chciałoby się, by to przeminęło wraz z tymi, którzy do tego doprowadzili, ale nikt nie zdejmie z nas tego ciężaru – czeka nas ciężka praca.
Szanowni Panie i Panowie!
Jeśli to prawda, że już nawet niemowlęta wyczuwają przemianę naszego węgierskiego świata, może więc i dorośli to dostrzegli. Dostrzegli i dlatego nie poddadzą się starym i oklepanym gardłowaniom mistrzów nienawiści, nie ulegną narwanym i bezmyślnym sztuczkom politycznym, lecz z rozwagą rozejrzą się wokół. Rozglądną się tu na miejscu, u siebie w kraju, w świecie, ale i w swoich duszach.
Szanowni Panie i Panowie! Drodzy Przyjaciele!
Wielu bada rzeczy takimi, jakimi one są, i pyta: dlaczego? Inni badają rzeczy takimi, jakimi one być powinny i pytają: a dlaczego nie? I biorą się do dzieła. Ci są uczniami Gézy Ottlika [myśliciel i pisarz węgierski], który napisał: „Do świata nie trzeba się przystosowywać, nie trzeba wciąż na nowo porządkować tego, co już w nim istnieje, lecz trzeba zawsze do niego dodawać”. W ten sposób powstają wielkie dzieła. My, Węgrzy, dodaliśmy do świata wiele, mimo to rzadko mówimy o naszych wielkich osiągnięciach, o dziełach Węgrów. Skłonni jesteśmy o nich zapominać, a przecież Węgier zawsze zdolny jest tworzyć, nawet w trudnych czasach. To zadziwia – przeprowadzać wielkie sprawy, tworzyć wielkie dzieła. Naród nasz zawsze był bogaty w dzieła i sukcesy jednostek, w tego rodzaju osiągnięcia. W ten sposób dodawał nie tylko sobie, ale i całemu światu. Tak było z wynalezieniem maszyny do gry w szachy, długopisu, dynama, tramwaju elektrycznego, hologramu, centrali telefonicznej, kostki Rubika oraz z wieloma innymi nowościami, wynalazkami i rekordami. To wszystko są węgierskie osiągnięcia.
Weźmy za przykład tylko miniony rok. Każdy zna światowe sukcesy węgierskich olimpijczyków z Londynu. Czy wiemy jednak, kto zdobył w zeszłym roku uważaną za matematycznego Nobla nagrodę Abela? Zdobył ją węgierski uczony, Endre Szemerédi, któremu i teraz gratulujemy! Czy wiemy, że zeszłoroczną wielką nagrodę Międzynarodowej Olimpiady Gier Logicznych [IPP] po raz pierwszy zdobył węgierski projektant za grę logiczną pod nazwą Mądre Jajko [Okostojás, smartegg.eu], którą już dziś określa się mianem następcy kostki Rubika? Niech Bóg błogosławi także Andrása Zagyvaiego! Czy wiecie, Szanowni Panie i Panowie, że spośród 10 najlepszych szefów kuchni na świecie, jeden jest Węgrem? Czy wiemy, że za najlepszy klub muzyczny na świecie uznany został ten na statku na Dunaju w Budapeszcie? Czy wiemy, że zdobywcą złotego medalu na międzynarodowej olimpiadzie z fizyki został nasz licealista z Peczu? Lub też czy wiemy, że na europejskich mistrzostwach profesjonalistów [EuroSkills] – nie poświęcamy temu należnej uwagi – zdobyliśmy 5 złotych medali w takich dyscyplinach, jak stolarka meblowa i budowlana, informatyka przedsiębiorstw czy technologie przemysłu drzewnego? A więc czapki z głów przed zdolnymi, młodymi robotnikami – profesjonalistami z Węgier!
Panie i Panowie!
Węgrzy nie tylko w pojedynkę potrafią tworzyć dzieła słynne na cały świat. Są czasy, gdy cały naród jednoczy swoje siły i zdolności, swoją odwagę, i wspólnie tworzymy coś nieprzemijającego. Wielkim wspólnym dziełem Węgrów było zajęcie Ojczyzny [w Panonii], w czasie, gdy tuziny ludów ginęły w zawieruchach wędrówek plemion. Wielkim dziełem Węgrów było utworzenie chrześcijańskiego państwa za czasów św. króla Stefana, co potwierdziło nasze miejsce w Europie. I takim była też odbudowa obróconego w proch i wypalonego przez Tatarów kraju, jak też później powstrzymanie tureckiej ekspansji. Wielkim węgierskim dziełem było Powstanie 1848 roku przeciw austriackiemu absolutyzmowi i zaborom, podobnie też nasze Powstanie roku 1956, poprzez które zdemaskowaliśmy wobec świata oblicze komunizmu i wbiliśmy pierwszy decydujący gwóźdź do trumny sowieckiego imperium.
I teraz, Drodzy Przyjaciele, wygląda na to, że znów rodzi się węgierskie dzieło. Trzeba to wyznać skromnie i po cichu, tonem pełnym szacunku dla niedościgłych przodków, ale trzeba to powiedzieć. Ojczyzna nasza przez ostatnie sto lat rzadko była panem swojego losu. Najczęściej jej pole działania ograniczane było przymusami – wydana na łaskę wielkich mocarstw, podporządkowana despotyzmowi obcych najeźdźców, później interesom międzynarodowych kół gospodarczych i finansowych oraz banków. Robiliśmy nie to, co chcieliśmy, co służyłoby naszym interesom, lecz to, czego chcieli od nas inni. Posługując się modnym określeniem: byliśmy resocjalizowani przez innych. Nauczyliśmy się być małymi. Żyliśmy kuląc się pod dywanem, ze spuszczoną głową, w poczuciu wstydu, aż doszliśmy w 2010 roku do punktu zwrotnego, na nowo po bardzo długich latach. W 2010 roku postanowiliśmy, że jeśli szansa do nas nie zapuka, cóż, wtedy sami sobie wyrąbiemy drzwi. Zdecydowaliśmy, że Węgry uczynimy krajem, w którym powodzi się tym, którzy wstają rano i zapracują na wszystkie swoje potrzeby, a jeśli czegoś nie znajdą, wówczas to stworzą. Zapragnęliśmy takich Węgier, w których natrafiając na przeszkody, nie powiemy sobie: „zostawmy to!”, lecz powiemy sobie jedni drugim: „pokażmy, że potrafimy!”
Przez lata doświadczaliśmy tego, że od ludzi tylko zabierano, a ich samych też zachęcano do brania: do pobierania, do konsumowania na kredyt swojej przyszłości. Uczono ich tego, by nie pracować, lecz żyć z zasiłków, z których przez lata można było uzbierać więcej niż z pracy. Skończone szaleństwo! Wryto w nas pogląd, że założenie rodziny to beznadziejne, z góry skazane na niepowodzenie przedsięwzięcie, że nasza praca ma niewielki sens, że na rynku nie ma zapotrzebowania na naszą fachową wiedzę i w ogóle nie jesteśmy zdolni nic do tego świata dodać. Węgry najbardziej przypominały zapyziałą kamienicę czynszową, z której w każdej chwili mieszkańcy mogą zostać wyrzuceni na bruk. Wtedy – w końcu! – w 2010 roku Węgry wzięły swój los w swoje ręce. My, Węgrzy, zaczęliśmy przeprowadzać to, co było podyktowane naszym interesem, a nie tym, czego inni od nas oczekiwali. Przestaliśmy słuchać rad nieproszonych adwokacików. Grzecznie – wszak jesteśmy partią obywatelską – lecz stanowczo zostawiliśmy ich poza naszą uwagą. Mniej więcej w ten sposób, w jaki Mark Twain napisał: „Co jakiś czas idę do lekarza, aby mnie zbadał, gdyż nawet lekarz chce żyć. Później idę do apteki, wykupuję leki, gdyż aptekarz też chce żyć. Później leki wylewam do ścieku – w końcu ja też chcę żyć”.
Tak więc Szanowni Panie i Panowie!
To był odpowiedni moment, by w końcu mieć odwagę powiedzieć, że słabość nie jest odpowiedzią. To był odpowiedni moment, byśmy przyjęli najczęstsze upomnienie Mistrza: „nie lękajcie się!”. Na próżno od 2008 roku szaleje kryzys, na próżno odziedziczyliśmy góry długów wraz z gospodarczymi i społecznymi ruinami – nie pozwoliliśmy jednak, by to słabość na nowo nad nami zapanowała.
Szanowni Panie i Panowie!
Kto się boi, tego ugryzie pies, spadnie z konia, a nawet z hulajnogi. Zalękniony naród nie ma swej ojczyzny, ale też pozbawiony jest przyjaciół i sojuszników, gdyż bojącemu się nie można ufać. A to dlatego, że tchórz nie ufa sam sobie, więc jak mogą ufać mu inni? W 2010 roku Węgrzy uświadomili sobie, że ciągłe równanie do szeregu, pokorne dostosowywanie się, wieczne pragnienie sprostania oczekiwaniom, inaczej mówiąc: słabość – nie może być żadnym rozwiązaniem. Wręcz przeciwnie, właśnie ona jest problemem. To był punkt zwrotny: w ten sposób i właśnie dlatego powstała jedyna w Europie parlamentarna większość konstytucyjna [2/3 mandatów] – wyraźny, nawet z dalekich stolic dobrze widoczny dowód solidarności naszego narodu. Wszyscy to pojęli i – nawet jeśli się to komuś nie podoba – zrozumieli, że u Węgrów rozpoczęła się nowa era. Od tamtej pory przeprowadziliśmy wszystko to, o czym wyznawcy słabości mówili, że nie da się zrobić. Tak wzięło początek nowe dzieło Węgrów, tworzenie mocnych Węgier na miarę XXI wieku.
Szanowni Panie i Panowie!
Budujemy kraj, w którym ludzie pracują nie dla zysku obcokrajowców. Kraj, gdzie to nie bankierzy i zagraniczni biurokraci mają mówić, jak mamy żyć, jaką mamy mieć Konstytucję, kiedy możemy podnosić płace czy emerytury. Budujemy kraj, w którym nikt nie może narzucać Węgrom, by służyli interesom innych.
Szanowni Panie i Panowie!
Historię węgierskiej gospodarki XX wieku często opisuje się naprzemiennością dwudziestoletnich cykli. Raz zaczynają się one źle, a kończą dobrze, np. lata siedemdziesiąte rozpoczęły się zadłużeniem, a zakończyły wolnością w 1990 roku. Innym razem zaczynają się one dobrze, a kończą fatalnie – w 1990 roku rozpoczęliśmy cykl wolnością i gospodarką rynkową, a zakończyliśmy na skraju finansowej przepaści. Kolejny nasz dwudziestoletni cykl rozpoczął się w 2010 roku w cieniu gospodarczej zapaści, ale może zakończyć się pozytywnie. Nowością XXI wieku jest to, że szybkość i głębokość zmian oraz tempo wyścigu między państwami zmiotą tych, którzy nie posiadają jasnego obrazu przyszłości i wypracowanego na jego podstawie planu.
Dwudziestoletni cykl między rokiem 1990 a 2010 przeżyliśmy razem. Wprawdzie zdemontowaliśmy przeszłość [socjalistyczną], ale nie byliśmy zdolni zbudować przyszłości, zatrzymaliśmy się pomiędzy dwoma światami, dlatego tamte dwa dziesięciolecia odbieramy jako mętne, nieprzejrzyste. Dlatego teraz najważniejsze jest to, byśmy mieli jasne wyobrażenie o przyszłości, plan na następne dwadzieścia lat, by nasze decyzje polityczne, gospodarcze i społeczne posuwały nas w tym kierunku. Zgodnie z naszym fachowym planem skończymy z zewnętrznym finansowym uzależnieniem kraju oraz z energetycznym uzależnieniem Węgier. Wszystkich wyciągniemy – dokładniej: pomożemy im wyjść – z dewizowego zadłużenia. Zatrzymamy spadek liczby ludności. Każdy, kto chce pracować w kraju, znajdzie tu pracę. Konkurencyjność węgierskiej gospodarki podniesiemy do pierwszej trzydziestki krajów świata. Poprzez odnowę przemysłu skonwergujemy go z niemieckim. Poziom kosztów finansów, energii i informacji dla naszych przedsiębiorców będzie niższy od poziomu kosztów naszych konkurentów. Stworzymy 10 tysięcy konkurencyjnych węgierskich przedsiębiorstw średniej wielkości wytwarzających także na eksport. Powołanie 15-20 węgierskich spółek działających w skali międzynarodowej, da siłę węgierskiej gospodarce, by zaznaczyła się na poziomie globalnym, a w tym samym czasie zadłużenie państwa zredukujemy do 50 proc. PKB.
Na innowacje i badania przeznaczymy docelowo 4-5 proc. PKB. Kilka naszych uniwersytetów wprowadzimy do 200 najlepszych na świecie. Doprowadzimy do tego, że nauka, kultura, muzyka i sport będą cieszyły się o wiele większym znaczeniem niż wskazywałby na nasz potencjał demograficzny, na nowo staniemy się narodem kultury. Węgrów, żyjących w Basenie Karpat oraz rozsianych po świecie, będziemy integrować pod względem kulturalnym, prawnym i duchowym, wykorzystamy do tego nowoczesne możliwości prawne i techniczne. Inaczej mówiąc, rozproszenie przetworzymy w siłę na rzecz narodu o światowym zasięgu, czego efektem będzie przekroczenie przez węgierskie rodziny średniej europejskiej poziomu życia. Ten obraz przyszłości zrealizujemy dzięki precyzyjnie opracowanym planom, dzięki na nowo zorganizowanemu państwu, dzięki oddanym fachowcom oraz dzięki społeczeństwu, które chce i potrafi pracować.
Szanowni Panie i Panowie!
Rzecz jasna, ta dwudziestoletnia perspektywa jest piękna i ekscytująca. Zostało nam tylko 18 lat. Jednak jeszcze bardziej ekscytujące są pytania o to, co dzieje się teraz i co będzie się działo z nami jutro. Kiedyś Ronald Reagan na pierwszym posiedzeniu swego rządu oświadczył: „Dwóch rzeczy nie znoszę: inflacji i komunizmu. Zróbcie coś z nimi!”. Nasze zadanie, to znaczy zadanie węgierskiego rządu nie jest takie proste. To, co mamy do zrobienia, jest o wiele bardziej skomplikowane. Niemniej jednak mogę oświadczyć zainteresowanej opinii publicznej naszego kraju, że Węgry mają dziś lepsze wyniki niż w poprzednim okresie, że są bardziej skuteczne w walce z kryzysem niż większość państw europejskich. To sukces Węgier, sukces nas wszystkich tu żyjących, to sukces również opozycji, gdyż niezależnie od politycznej przynależności jest to dobre, korzystne dla każdego. Wiem, że trudno przemycić narodową myśl do głów wychowanych na internacjonalizmie, lecz może kiedyś zrozumieją, że nasze partie mogą być w opozycji, ale ojczyzna nigdy. Może się zdarzyć, i tak bywa, że czasem odwołają człowieka z mostku kapitańskiego lub od steru – potrafię i ja coś o tym opowiedzieć – ale statek jest wspólny, dlatego również teraz trzeba wiosłować, a nie być obrażonym i kombinować z wiertarką przy kadłubie.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Śmiało mogę Państwu powiedzieć, że Węgry mają lepsze wyniki w dziedzinie zmniejszania codziennych obciążeń ludzi, lepsze niż w minionych dwudziestu latach. W czasach rządów socjalistów sukcesywnie rosły miesięczne opłaty, cena gazu trzykrotnie, a prądu dwukrotnie. Od stycznia 2013 roku każde węgierskie gospodarstwo domowe za gaz, prąd i ogrzewanie ciepłownicze płaci o 10 proc. mniej. Wcześniej obniżki opłat nie było na Węgrzech od dziesięcioleci. Mamy lepsze wyniki, ale niewystarczająco dobre. Dlatego w 2013 roku dalej będziemy obniżać koszty utrzymania. Węgry mają lepsze wyniki w realizacji swoich interesów niż przed rokiem 2010. Od czasu przyłączenia się do Unii jeszcze nigdy nie zdołaliśmy uzyskać z jej budżetu tylu środków co teraz. Na dodatek dokonaliśmy tego w czasie, gdy cały budżet Unii kurczy się, a to oznacza, że z mniejszej beczki więcej możemy sobie nalać. Jednym z owoców roztropnej odwagi jest to, że doprowadziliśmy do zawarcia sojuszy z tuzinem krajów. Do tej współpracy by nie doszło, gdybyśmy tylko merdali jak piesek ogonkiem i lękliwie przyglądali się spod stołu, gdzie spadnie co tłustszy kawałek. Kto chciałby zawierać sojusz z zalęknionym obdartusem? Mamy lepsze wyniki, ale niewystarczająco dobre, dlatego w ciągu najbliższych 7 lat 60 proc. środków unijnych przeznaczymy bezpośrednio na gospodarkę.
Węgry mają też lepsze wyniki na polu wspierania rodziny. Przed 2010 rokiem socjalistyczne rządy metodycznie obcinały wsparcie dla rodzin: najpierw zlikwidowały ulgę podatkową na dzieci, później też do dwóch latach skróciły urlop wychowawczy. Od 2011 roku przywróciliśmy okres 3 lat urlopu wychowawczego i wprowadziliśmy najkorzystniejszy z dotychczasowych system podatkowy dla rodzin posiadających dzieci. Mamy lepsze wyniki, ale wciąż niewystarczająco dobre. Szczególnie trudna jest sytuacja rodzin z niskimi dochodami, dlatego w drugiej połowie 2013 roku uruchomimy program wspierający tych, którzy żyją z płac lub pensji. Węgry mają też w obszarze ochrony emerytur lepsze wyniki niż wiele krajów Europy. Gdy w licznych państwach ze względu na kryzys emerytury zostały obniżone, na Węgrzech zdołaliśmy ochronić, a nawet podnieść ich wartość. Dobrze pamiętamy, że rząd socjalistów kładł koszty kryzysu na barki emerytów. Nie pozwolimy na obniżenie poziomu życia starszych. Za papierek lakmusowy nowego okresu i umocnionych Węgier uważam właśnie to, by również w czasie kryzysu osłaniać emerytów. Jeśli to się uda, wtedy całe starsze pokolenie odczuje na swoje skórze, będzie mogło doświadczyć we własnym życiu, że ich wnukowie i dzieci nie rzucają słów na wiatr. Dla wielu z nas najbardziej miarodajna jest opinia rodziców, właśnie z ich strony pragniemy uznania. Naszym pragnieniem jest usłyszeć od nich: „Dobrze, synku, to była dobra robota!”
Szanowni Panie i Panowie!
Węgry mają również lepsze wyniki na polu poszanowania pracy, lepsze niż przed 2010 rokiem. Wzrasta średnia płaca, według podanych dziś danych osiągnęła brutto 223.000 forintów, co zresztą w skali europejskiej jest niską średnią. Od zmiany rządu płaca minimalna wrosła o 24.500 forintów, a średnia płaca w sferze budżetowej przekroczyła 73.200 forintów, na przekór wszelkim przeciwnym twierdzeniom i kłamstwom. Mamy lepsze wyniki, ale wciąż niewystarczająco dobre. Dlatego realizowany od stycznia 2013 roku plan ochrony miejsc pracy pragniemy wzbogacić od połowy roku. Węgry mają też lepsze wyniki, jeśli chodzi o pracę policji. Od zmiany rządu liczba zatrudnionych w policji wrosła o 3.500 osób, a jednocześnie usunęliśmy tych, którzy przeszli na stronę przestępców lub w ich stronę dryfowali. Mamy lepsze wyniki, ale wciąż niewystarczająco dobre. W sposób szczególny musimy uruchamiać wciąż nowe siły w walce przeciw przemytowi narkotyków nowego typu, przybierającemu zatrważające rozmiary. I choć na co dzień przeganiamy spod naszych okien gromady tych, którzy popełniają drobne wykroczenia, to jednak aktywne są też lisy farbowane, które czerwoną bieliznę zamieniły na pomarańczową i wszem i wobec demonstrują, że już absolutnie z czerwoną przeszłością nie mają nic wspólnego. Walka przeciwko nim zajmie nam jeszcze sporo czasu i sił, ale i da wielu ludziom pracę.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Węgry mają coraz lepsze wyniki w redukowaniu zbędnych wydatków, lepsze niż kiedykolwiek przedtem. Jako jedyni w Europie zmniejszyliśmy o połowę liczbę polityków [parlamentarzystów i radnych]. W tej kwestii wynik mamy nie tylko lepszy, ale całkiem dobry. Państwo węgierskie od wielu lat zmaga się z naprawą służby zdrowia. W przeciągu minionego półtora roku podnieśliśmy pensje 90 tysiącom pracowników tego sektora, wprowadziliśmy jednolity państwowy system kierowniczy, w trakcie realizacji jest 439 projektów, z czego 91 dotyczy szpitali, a ich suma obejmuje 223 mld forintów, co stanowi największą inwestycję w sektorze zdrowia od 60 lat. Wprowadziliśmy do służby 120 nowych ambulansów, w 82 jednostkach pogotowia trwają prace renowacyjne lub budowlane. W tym obszarze też mamy lepsze wyniki, ale wciąż niezadowalające. Potrzeba jeszcze 200 ambulansów, potrzebujemy też 6.460 nowych pielęgniarek oraz całego finansowego pakietu, który poprawi sytuację lekarzy rodzinnych. Potrzeba też skrócenia list oczekujących.
Węgry mają też o wiele, wiele lepsze wyniki na polu konwergencji społecznej. W 2012 roku 261.000 ludzi pracowało w ramach rządowego programu zatrudnienia „Start dla Pracy”. Ponieważ nie można sporządzać urzędowych danych zawierających kryteria narodowościowe, musimy zdać się na Cyganów, którzy zajmują się organizacją pracy i najlepiej znają się na tym. Otóż według ich szacunków, wśród zatrudnionych było 54.750 osób pochodzenia romskiego, które utrzymują swoje rodziny nie z zasiłków, lecz z uczciwej pracy. To oni są naszym największym sukcesem. Jest też w programie „Start dla Pracy” 9.316 osób, które po raz pierwszy w życiu podjęły pracę, pierwszy raz znaleźli miejsce pracy. Mówię tu o ludziach dorosłych. Tysiąc kobiet, Cyganek, rozpoczęło kursy opiekunek do dzieci i starszych oraz kursy pracowników społecznych.
Moi Drodzy Przyjaciele!
Mamy lepsze wyniki, ale wciąż niezadowalające. Tylko wtedy będziemy mogli być zadowoleni, gdy każdy, kto chce, znajdzie pracę. Przynajmniej w ramach programu „Start dla Pracy”. Nasz wielki plan w 2013 roku może się powieść, jeśli uda nam się porozumieć z samorządami i odpowiednio przygotować możliwości pracy.
Szanowni Panie i Panowie!
Wyniki pokazują, że Węgry są bardziej skuteczne. Węgrzy w 2012 roku nie pracowali na darmo. Wola wydostania się z przymusowych kolein była dobrą decyzją. Przejąć los we własne ręce to była słuszna decyzja, choć nie wszyscy się z tego powodu cieszą. Nie radują się tym za granicą i tu w kraju ci, którzy przez długie lata, a nawet dziesięciolecia czerpali polityczne i gospodarcze zyski ze słabości Węgier. Oni szykują się do tego, by cofnąć naszą Ojczyznę do przeszłości. Mają nadzieję, że ta przeszłość uległa już upiększeniu. Mylą się – silny kraj nie zapomina. Pamiętamy tamte osiem lat [2002-2010, gdy rządzili socjaliści i liberałowie]. Nie zapomnimy, kto i jak zadłużył nasze państwo, nasze miasta, wsie i rodziny. Nie zapomnimy, że odebrali młodym możliwość tworzenia własnego ogniska domowego. Nie zapomnimy, że zabrali węgierskim rodzinom wsparcie. Nie zapomnimy, że pozbawili emerytów jednej miesięcznej emerytury w roku, ani tego, że wcześniej obiecywali coś dokładnie odwrotnego. Nie zapomnimy, że przez osiem lat okłamywali Węgrów – jak sami to określili: „rano, wieczorem i w nocy”. Może być w tym jakaś logika: są rzeczy, które po prostu przekraczają ludzki rozum. I wreszcie, drodzy moi Przyjaciele, nie zapomnimy i tego, że na pokojowo demonstrujących ludzi napuścili oddziały uderzeniowe policji. Nie zapomnimy, że oni razem zniszczyli nasz kraj. Stare figury, znamy ich dobrze i wiemy dokładnie, do czego się gotują.
Oni odrzuciliby podatek bankowy, a w zamian opodatkowali obywateli. Zmniejszyliby płacę minimalną, obcięli emerytury i ponownie odebrali ulgi podatkowe na dzieci. Tego oczekują od nich banki i spekulanci, a słabi zawsze uginają się pod mocną wolą silnych. Oni nigdy nie wystąpili – i teraz nie występują – w obronie węgierskich interesów. Stąd wokół nich, jak muchy wokół mięsa, brzęczą potężne zagraniczne grupy interesów. Tak naprawdę to te ostatnie chcą na nowo usadzić figury ze starej epoki na naszych barkach.
Szanowni Panie i Panowie!
Na koniec trzeba nam też podjąć pytanie, dlaczego chcemy silnych Węgier na miarę XXI wieku? Rzecz jasna, nie chodzi mi tylko o oczywistość, że być silnym jest zawsze lepsze od bycia słabym. Tak więc, jestem przekonany, że rękojmia sukcesu przyszłości Węgrów kryje się tylko w jednym, a jest to zarazem myśl, wartość i program. O tę jedną jedyną wartość toczy się prawdziwa walka, poważne zmaganie, bitwa, od której zależy los Węgier, powodzenie naszego życia i przyszłość naszych dzieci. Czy świat Węgrów będzie światem, w którym ciężka i odpowiedzialna praca doprowadzi do twojego rozwoju, niezależnie od tego z jakiej rodziny pochodzisz, jaka jest twoja wiara i jak wyglądasz. Taki świat, takie życie może stworzyć tylko kraj, który jest silny. I to jest celem naszej walki, Drodzy moi Przyjaciele!
Dla tej idei musimy zdobyć również dzisiejszą młodzież. Wobec nich winniśmy bardziej przekonująco przedstawiać program, zgodnie z którym wspólnym celem i wspólnym naszym interesem jest to, by każdy stał się beneficjentem rozpoczynającego się w roku 2013 gospodarczego wzrostu i rozwoju. Kto temu celowi służy i dla niego pracuje, godny jest i tego, by korzystać z sukcesów. Wolność jednostki, ale i wspólnota odpowiedzialności. Wspólna praca, wspólny sukces. Dlatego naturalnym jest, że pragniemy widzieć w kraju, wśród nas, przynajmniej przez jakiś czas, zdolnych, młodych, energicznych profesjonalistów, którzy zostali wykształceni z podatków obywateli Węgier. Dlatego tak ważne jest dla nas, by nasze dzieci również w kraju mogły się rozwijać, by ich wiedza i tu procentowała, gdyż tylko w ten sposób będą mogły przekazywać swoim dzieciom, naszym wnukom wiedzę i doświadczenie, które przejęli od nas.
Z tą myślą pracujemy od trzech lat, z tą myślą zdobyliśmy się na całkowitą odnowę i przebudowę kraju, z tą myślą miliony ludzi podejmuje wynikające z tego bolesne próby, aby już nigdy więcej na Węgrzech nie przydarzyła się sytuacja, że dzieci startują w życie z szansami mniejszymi niż te, jakie mieli ich rodzice. Tylko to może być gwarancją trwałego rozwoju narodu.
Hajrá, Magyarország, hajrá, magyarok!
Naprzód, Węgry! Naprzód, Węgrzy!
www.orbanviktor.hu
Tłumaczył: Paweł Cebula
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151784-tylko-u-nas-pelny-tekst-dorocznego-raportu-o-stanie-panstwa-wygloszonego-przez-viktora-orbana