"Chodzi o Polskę". Bardzo ważny tekst prof. Krasnodębskiego w GPC o tym jak doszło do tego, że Niemcy mają nas edukować w dziedzinie "walki z faszyzmem". I dlaczego?

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Na łamach weekendowego wydania "Gazety Polskiej Codziennie" ukazał się bardzo ważny tekst prof. Zdzisława Krasnodębskiego, poświęcony przemianom jakie zachodzą w świadomości europejskiej w opisie II Wojny Światowej. A precyzyjniej rzecz biorąc - w jaki sposób ofiary coraz bardziej stają się sprawcami, a sprawcy... zanikają. Socjolog podejmuje też próbę odpowiedzi na pytanie jaką rolę odgrywa w tym procesie świadomie prowadzona niemiecka polityka historyczna.

Wychodząc  od rzekomych pomyłek i używania stwierdzeń o "polskich obozach koncentracyjnych", często także w prasie niemieckiej (sic!), publicysta stwierdza, że wspomniane „pomyłki” biorą się stąd, że zgodnie z dominującym obecnie w Europie „dyspozytywem” (...) te obozy „powinny być” polskie, a tylko jakiś dziwny zbieg okoliczności, jakaś absurdalna empiria sprawiała, że były nie tylko „nazistowskie”, ale i niemieckie.

Przy tym świadomość, że były też niemieckie coraz bardziej słabnie. „Naziści” jedynie działali „w imię Niemców” – co coraz bardziej postrzegane jest jako mało zrozumiała uzurpacja. W dodatku ci „naziści” często zamieniają się też w jeszcze bardziej abstrakcyjnych „faszystów”, a określenie to można już stosować zupełnie dowolnie – i jak wiadomo szczególnie wielu „faszystów” można spotkać w Polsce

- opisuje profesor Krasnodębski.

Co jest celem tej operacji na świadomości narodów?

Z jednej strony pozwala on Niemcom utwierdzać się w roli lidera Europy i obok władzy gospodarczej dać im również odpowiedni zasób władzy ideologicznej, a jednocześnie umożliwia poddawanie stałej presji narody Europy Środkowo-Wschodniej, by nie domagały się zbytniej narodowej samodzielności i by w ogóle im się w głowie nie przewróciło. Zgodnie z owym „dyspozytywem” Europa dzieli się na dobrą i złą część, w obu występował co prawda pożałowania godny nacjonalizm, ale we wschodniej części był szczególnie złośliwy, uporczywy i zbrodniczy.

I dalej:

Dlatego Hitler, choć znajdował pomocników w całej Europie, szczególnie wielu sojuszników miał na Wschodzie. W zachodniej części Europy nacjonalizm został przezwyciężony po 1945 r., a na wschodzie niestety przetrwał w prawie niezmienionej postaci. Tak więc potrzebne są szczególne zabiegi dyscyplinująco-pedagogiczne, by ów „Wschód” zmienić, i nie jest przypadkiem, że mają ich dokonywać Niemcy, bo to Niemcy dokonali całkowitej konwersji, „przepracowali swoje winy” i są jednym narodem niemal w pełni oczyszczonym – dialektycznie zmienili się w przeciwieństwo tego, czym byli w latach 1933–1945 – a Europa Środkowo-Wschodnia znajduje się pod ich szczególną pieczą.

Artykuł w "Gazecie Polskiej Codziennie" kończy się stwierdzeniem, że Polska jest jedynym krajem Europy Wschodniej – pomijając „bohaterski Związek Radziecki” – który walczył z Hitlerem, krajem, w którym nie było rządu kolaboracyjnego, w którym był najsilniejszy w Europie ruch oporu, i to nie głównie komunistyczny, jak np. we Francji czy Jugosławii. A jednak - choć wydawało się, że trudno zrobić z Polski wzorcowy kraj kolaboracji to nie ma rzeczy niemożliwych.

Usilna praca ideowa sprawiła, że dziś Polska tak właśnie jest postrzegana. I to o nią głównie chodziło, bo jest przecież krajem największym w Europie Środkowo-Wschodniej, w dodatku uparcie katolickim, bo była krajem dumnym i wykazującym zbytnią skłonność do samodzielności

- podkreśla socjolog.

Polecamy! Warto wyciąć, skserować, podać dalej!

gim, źrodło: GPC

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych