Międzynarodowa afera z mrożonkami z wołowiny wymieszanymi z koniną, a nawet ośliną ujawniła, że Irlandczycy są uprzedzeni wobec Polaków, Francuzi wobec Rumunów, a wszyscy podejrzewają włoską mafię. Ujawniła też, że nad łańcuchem dostaw nikt nie panuje.
Dla jednych powodem skandalu jest brak kontroli, wystarczy tylko ją zacieśnić w rzeźniach lub na etapie końcowego oznakowania produktu, a znów będzie dobrze. Inni widzą wyjście w protekcjonizmie - wytwarzaniu produktów mięsnych od początku do końca na miejscu, w skali jednego kraju. Zapominają przy tym, że krowy w UE korzystają z prawa do swobodnego przemieszczania się i mają swoje "paszporty", co było pomysłem angielskiego satyryka, samozwańczego "lorda" Sutcha.
Afera wzięła się z presji na obniżkę cen wymuszanej przez supermarkety na dostawcach, aby niższymi cenami przyciągać klientów. Margines zysku dostawców do supermarketów nie przestaje się zawężać, czego doświadczają także warzywnicy i hodowcy. Stąd, dla utrzymania go wołowinę rozcieńczano koniną, na którą popyt w ostatnich latach wyraźnie spada i jest tańsza. Dostawcy wiedzą, że jeśli nie stać ich na obniżkę cen, to supermarket znajdzie sobie takich, którzy się na nią szarpną nawet w odległym miejscu, przez co łańcuch dostaw wydłuży się jeszcze bardziej. Po to, by żywność mogła być tania musi być produkowana na przemysłową skalę.
Rzeczywistym problemem jest to, że produkcja i handel żywnością zostały uprzemysłowione, co w praktyce jest receptą na oszustwa, podmianę składników i ciągłą obniżkę jakości
- napisał "Guardian".
Afera mięsna jest skutkiem ekspansji supermarketów, upadku lokalnych przetwórni, nawyków konsumentów kształtowanych przez marketing, powstania lobby wielkoprzemysłowych producentów niezdrowej żywności. Ta ostatnia mimo kryzysu otyłości nie jest na ogół dodatkowo opodatkowana.
Sednem przetwórstwa żywności jest rozebranie na składniki pierwsze żywności obecnej w naturze i wymyślenie jej na nowo w formie wartości dodanej, bardziej lukratywnej dla producentów
- napisała w "Guardianie" Joanna Blythman. Wiele tych produktów to tzw. żywność śmieciowa, po części sprzedawana pod własnym znakiem towarowym supermarketów.
W Polsce tamę ekspansji supermarketów usiłowała postawić Teresa Lublińska minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Zapewne, dlatego sprawowała urząd krócej niż 2,5 miesiąca. Dalej poszedł rząd Węgier, który od 1 stycznia 2012 r. wprowadził pełny zakaz budowy nowych centrów handlowych i hipermarketów ściągając na siebie gromy potępienia tzw. wolnorynkowego lobby i dochodzenie Komisji Europejskiej. W Bristolu w południowo-zachodniej Anglii grupa lokalnych sklepikarzy broni się przed supermarketami wprowadzeniem w rozliczeniach między sobą i klientami własnej waluty - bristolskiego funta, będącego równowartością funta szterlinga. Gwarantuje to, że zysk zostanie w lokalnej gospodarce, a nie będzie odessany przez globalną sieć supermarketów na drugi koniec świata, gdzie zostanie jak najniżej opodatkowany. Do pomysłu dodatkowego opodatkowania supermarketów utrąconego w 2011 r. może powrócić autonomiczny rząd Szkocji.
Trendowi supermarketyzacji niszczącemu drobnych handlarzy, sklepikarzy, producentów i restauratorów podlegają też inne gałęzie handlu poza żywnością na czele z najbardziej zaborczymi wśród nich Amazonem i Starbucksem. Nie tylko niszczą twórcze miejsca pracy zastępując je skoszarowaną pracą, ale i posługują się wymyślnymi sposobami rozliczeń dla zminimalizowania zobowiązań podatkowych.
Jedynym sposobem zapobieżenia mięsnej i innym aferom jest upodmiotowienie drobnego producenta, sklepikarza i handlarza żywnością, by mógł konkurować z supermarketami. Jeśli rząd jest zbyt słaby, lub niechętny, by je poskromić, to konsumentom pozostaje bojkot tej detalicznej oligarchii. Może to im wyjść tylko na zdrowie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151596-afera-z-konina-czy-z-supermarketami-dostawcy-wiedza-ze-jesli-nie-stac-ich-na-obnizke-cen-to-supermarket-znajdzie-sobie-takich-ktorzy-sie-na-nia-szarpna