Międzynarodówka świrów? Postulaty Obamy zostały odebrane jako czysta polityka

Pojawiły się doniesienia, że morderca dwadzieściorga dzieci i sześciu nauczycielek w szkole podstawowej w Newtown wzorował się na innym masowym mordercy. Sprawca grudniowej masakry, 20-letni Adam Lanza miał być „konkurentem” w dziele zniszczenia z… Norwegiem Andersem Breivikiem.

Telewizja CBS News doniosła, że prowadzący śledztwo znaleźli ślady, jakoby Lanza chciał „pobić wynik” Breivika, który w lipcu 2011 r. zabił 77 nastolatków. Miał zaatakować szkołę podstawową w sennym miasteczku w stanie Connecticut, bo była ona „najłatwiejszym z celów”, w którym można było znaleźć „największą liczbę ludzi” do odstrzelenia. Dziennikarze w swoim raporcie sugerują, że Lanza realizował w świecie rzeczywistym fantazje rodem z gier komputerowych, gdzie zwycięzca osiąga najlepszy „wynik” zabijając jak największą liczbę ludzi.

Choć prowadzący śledztwo oficjalnie nie komentują doniesień, wiadomo że w pokoju Lanzy policjanci znaleźli artykuły prasowe o Breiviku. Oprócz tego stosy pełnych przemocy gier komputerowych wartych tysiące dolarów. Zeznania świadków potwierdzają, że morderca był zapalonym graczem. Prowadzący śledztwo próbują dotrzeć do motywów sprawcy poprzez odtworzenie danych na twardym dysku jego komputera. Nie jest to łatwe, bo tuż przed wyjazdem do szkoły (a po zamordowaniu czterema strzałami w głowę matki), morderca metodycznie, młotkiem zniszczył urządzenia. Według doniesień medialnych, w szkole podstawowej Lanza oddał nawet 150 strzałów. Z zimną krwią celował i strzelał, zabijając dwadzieścioro sześcio- i siedmiolatków oraz sześć nauczycielek. O jego precyzji świadczy fakt, że w zdarzeniu – poza zabitymi – była tylko jedna ranna osoba. Jak twierdzą świadkowie, morderca zachowywał się cały czas niezwykle spokojnie, nic nie mówił. Popełnił samobójstwo, gdy do budynku wpadli pierwsi wezwani policjanci.

W tym kontekście rodzi się pytanie, czy polityka „stref bez broni” wokół amerykańskich szkół nie jest… zaproszeniem dla kolejnych świrów do masakry. Po co atakować inne obiekty, gdzie mogą być uzbrojeni strażnicy albo ludzie mający ze sobą legalnie broń palną, skoro wiadomo że w szkole – zgodnie z prawem – nikt nie ma prawa mieć broni? Co oznacza, że przez kilka minut zdeterminowany morderca (który nie robi sobie nic z zakazów), może bez przeszkód masakrować dzieci.

Na koniec warto napisać, co z tą sprawą robią politycy. Tuż po grudniowej masakrze prezydent Barack Obama zapowiedział dogłębne zbadanie przyczyn tragedii i wyciągnięcie wniosków. W styczniu ogłosił, że jest za zakazem sprzedaży i posiadania tzw. assault weapons (karabinki półautomatyczne – jednej z nich, AR-15 użył morderca w Newtown) i magazynków posiadających ponad 10 naboi oraz zaostrzeniem procedur sprawdzających przed zakupem broni. Poza tym ostatnim (popieranym niemal powszechnie), postulaty zostały odebrane jako czysta polityka i gra Obamy na własny elektorat, który jest za ograniczaniem dostępu do broni.

Czy zakaz assault weapons rozwiązuje problem przemocy z użyciem broni palnej w Ameryce? Nie, bo ten typ jest odpowiedzialny zaledwie za kilka procent przestępstw – prawdziwa rzeź na ulicach takich miast jak Chicago (w zeszłym roku ponad 500 zastrzelonych) dokonuje się przy pomocy zwykłych pistoletów. Czy zajęto się problemem osób z zaburzeniami psychicznymi? Nie. Obama ograniczył się do zapowiedzi, że coś się zrobi. Czy zrobiono coś w sprawie przemocy w filmach i grach komputerowych – zakazano używania assault weapons na planach filmowych, gdzie jak wiadomo automatyczne karabinki strzelają cały czas, a krew leje się wiadrami? Nic. Zero. Co nie dziwi, bo przecież Hollywood to główna baza wyborcza i finansowa Obamy.

I to tyle w kwestii rozwiązywania realnych problemów przez polityków.