Czy neonaziści w Niemczech osiągnęli już taki poziom rozwoju i infiltracji państwa niemieckiego, że bez trudu zdobędą każdy dokument w nich wymierzony?

Niemcy są w szoku po ujawnieniu przez odwołującą się do nazistowskich nostalgii NPD – Narodowo-Demokratyczną Partię Niemiec dokumentów, jakie zbierali na jej temat urzędnicy władz federalnych i poszczególnych landów. Materiały te były poufne i miały w przyszłości posłużyć kolejnej próbie delegalizacji duchowych spadkobierców NSDAP.

Minister spraw wewnętrznych Holger Stahlknecht z CDU powiedział dla "Mitteldeutschen Zeitung", że:

jest to próba storpedowania działań delegalizacyjnych NPD.

Problem w tym, że choć materiały te miały jedynie klauzulę poufności (ostatni, czwarty stopień tajności w niemieckich służbach – przyp. red.), to i tak nie powinny ujrzeć światła dziennego. Władze RFN poważnie zastanawiają się, kto mógł dopuścić się tak poważnego przecieku, jeśli założyć, że dokumenty nie zostały po prostu wykradzione.

Jeśli potwierdzi się, że NPD weszło w posiadanie materiałów, które pomogą jej wybronić się przed delegalizacją, dzięki współpracy z nią jakichś urzędników federalnych czy landowych, może to oznaczać groźny precedens. Dotychczas bowiem to struktury państwa były na pierwszej linii wojny z neonazistami, a czyżby i one były przez nich już spenetrowane?

Cytowany już Stahlknecht stwierdził eufemistycznie w tym samym wywiadzie, iż:

widocznie są osoby spoza NPD, które nie chcą delegalizacji NPD.

Służby państwowe zapowiedziały już dochodzenie w sprawie ewentualnego wycieku dokumentów.

Jednak fakt, że dostały się one w ręce NPD i jej prawników, może oznaczać fiasko drugiej już próby delegalizacja neonazistowskiej partii. Pierwsza – w 2003 r. – nie udała się, gdy Federalny Trybunał w Karlsruhe stwierdził, że wiele działań NPD było dziełem tajnych agentów Urzędu Ochrony Konstytucji, a nie faktycznych członków NPD.

Slaw/spiegel.de