Jeszcze do niedawna miałem szczery zamiar bronić świętości Uniwersytetu, jako miejsca, które od kilkuset lat stanowi centrum zdobywania prawdy o świecie i o nas samych. Ale dziś wobec niezwykłych wydarzeń, jakie mają ostatnio miejsce na polskich uczelniach, waham się, czy powinienem nadal to robić. Oto profesorowi jednej z uczelni w Poznaniu, który stanął w obronie posłanki imię Krystyny Pawłowicz, na drzwiach jego gabinetu ktoś poprzyklejał wulgarne ulotki, nie ukrywając, że to rodzaj zemsty środowiska homoseksualnego, ocenianego krytyczne przez Pawłowicz.
Z kolei kilka dni temu na Uniwersytecie Warszawskim podczas wykładu prof. Magdaleny Środy, grupa ok. 50 osób próbowała wtargnąć na salę, chcąc zakłócić zajęcia pani profesor.
Jeśli jednak incydent poznański sprawia wrażenie działania spontanicznego, o tyle wydarzenie warszawskie najwyraźniej nosi znamiona prowokacji tajnych służb. Część członków tej grupy miała na twarzy maski, pozostali kominiarki. Praktycznie więc nikogo nie można było zidentyfikować ani wtedy ani później np. na podstawie zdjęć z wiszących kamer.
Prof. Środa i jej poglądy są mi całkowicie obce. Wielokrotnie dawałem temu wyraz, kpiąc w tekstach i wypowiedziach publicznych z jej pomysłów. Czasami nawet z niej samej jako osoby angażującej się w bieżąca politykę, co właściwe każdemu pracownikowi nauki, a szczególnie filozofowi, powinno być zupełnie obce. Mój stosunek do prof. Środy nie może przesłonić jednak zagrożenia, jakie niesie za sobą milczenie wokół brutalnej, nawiązującej do najgorszych czasów i metod, próby zakłócenia wykładu pani profesor.
Znamienną rzeczą jest fakt, że dziś Donald Tusk stanął w obronie prof. Środy, nie zająknął się jednak ani jednym słowem nad o wiele groźniejszym ekscesem poznańskim.
Jeśli idzie o wydarzenie na Uniwersytecie w Warszawie, przypominało ono akcje znane mi z dalekiej przeszłości. Otóż, w podobny sposób pod koniec lat 70 rozbijano zajęcia tzw. Latającego Uniwersytetu, organizowane przez nielegalne wówczas Towarzystwo Kursów Naukowych, w skład którego wchodzili najwybitniejsi polscy pracownicy nauki. Spotkania te były atakowane przez specjalne bojówki, składające się z aktywistów organizacji politycznych na uczelniach. Na samym początku grupy rozbijackie uniemożliwiały prowadzenie zajęć poprzez seryjne zadawanie pytań, wznoszenie chóralnych okrzyków i śpiewów, tak aby nie dopuścić do normalnego toku zajęć. Wkrótce jednak bojówki sięgnęły do przemocy. Bito zarówno młodych słuchaczy, zdarzało się, że przed wejściem do lokalu turbowano wykładowców. Na końcu w ruch poszły kije bejsbolowe, używane przez osiłków awangardy politycznej z Akademii Wychowania Fizycznego. Najważniejsze jednak, że idea bojówek i kolejnych etapów zwiększania przemocy rodziły się na wysokich szczeblach partyjnego kierownictwa. Inspirowane i kierowane były przez funkcjonariuszy SB, oddelegowanych do kontroli środowisk naukowych i studenckich.
Wierna powtórka z tamtych czasów nie wchodzi w rachubę, to oczywiste. Nie można jednak wykluczyć, że za obecnymi ekscesami stoją ludzie tajnych służb. Zainstalowani przez służby prowokatorzy, mogą to być nakłonieni do współpracy agenci, bądź oficerowie służb działający pod przykrywką, pobudzają radykalnie nastawioną młodzież. Ich wysiłki zmierzają do tego, by dać powód do zwiększenia przez państwo restrykcji wobec społeczeństwa i sztucznie wyolbrzymić zagrożenia ze strony środowisk prawicowych.
Pomysłodawcy takich operacji winni pamiętać, że największe szwindle wychodzą na jaw w przyszłości. A jak mawiał staruszek Hegel, zdobyty cel obrasta tym wszystkim, co zdarzyło się w drodze do jego osiągnięcia. Warto, aby i partie o tym pamiętały. Te, które dzierżą władzę i te, które do władzy zmierzają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151486-miedzy-spontanicznoscia-a-prowokacja-tusk-ktory-stanal-w-obronie-prof-srody-nie-zajaknal-sie-ani-slowem-nad-grozniejszym-ekscesem-poznanskim