Dziennik walał się po prostu na śmieciach. Był trochę nadpalony na brzegach, widać, ktoś chciał go spalić, ale nawet tego oni porządnie nie umieją zrobić.
Zeszyt z notatkami znalazł stary Pomykała, gdy, jak co dzień, przetrząsał śmietniki, żeby znaleźć coś, co można by spieniężyć na alkohol. Wiadomo, jak taka władza, to i pić się chce.
Znaliśmy się z Pomykałą z jego innych, lepszych czasów. Wtedy był poważnym panem dziennikarzem, choć już i w tym czasie pił ostro. Robotę stracił, pasja do flaszki mu została. Przemieliła go medialna machina, przeżuła i wypluła. Kazali mu kłamać, kłamał, jak najęty - a potem i tak go kopnęli w tyłek, bo inni, młodsi, robili to lepiej, zręczniej, sprytniej.
Dotąd Pomykała wynosił ze śmietników butelki, stare ubrania, zepsute radia, stare odkurzacze, sprzedawał, miał pieniądze, by pić i zapominać jak się utytłał. Ale ci ludzie, co skupowali od niego rzeczy, które zdążył wygrzebać przed MPO, nie chcieli jakiego głupiego zeszytu. No to przyniósł go do mnie. Wyszedł zadowolony - miał już na flaszkę.
A oto co mi wręczył: "(początek nieczytelny)... Szef siedział u siebie w gabinecie. Przed gabinetem kłębił się tłum, na korytarzu jeszcze większy. Wszystkim mówiliśmy, że premier ma połączenie z prezydentem Francji. Ludzie kiwali głowami z respektem. Wiadomo, nasz Donek dzieli i rządzi w Europie. Ale premier, jak to premier, w tym czasie oglądał transmisję z meczu piłkarskiego. Kiedyś oglądał tylko ligę angielską i hiszpańską, teraz już nawet duńską. Coś się z szefem działo. Potem wezwał byłego premiera, który teraz był szefem doradców. Jak wchodziłem tam, usłyszałem, że mówili, co by tu jeszcze opylić, bo „szkatuła” pusta.
Następnie wszedł minister sprawiedliwości, który czekał na Donka 45 minut, żeby „skruszeć”. Ryk szefa było chyba słychać w Łazienkach. Opitalał go, jak burą sukę. Cóż, na Donka rękę podniósł, a teraz głupa rżnie, że wcale nie chciał i tym podobne pierdoły, hipokryta jeden. Ministerek wyszedł zgięty w pół i taki mały, choć przecież od szefa jest dwie głowy wyższy. No, a potem wykonaliśmy stary manewr: tym, co czekali powiedzieliśmy, że premier pojechał pilnie do prezydenta w sprawach wagi państwowej.
Wiadomo, pojechał pograć w "gałę" z BOR- owcami i byłymi piłkarzami, którzy teraz są naszymi posłami. Dają się kiwać Donkowi, normalne, chcą być na listach. Trening, to znaczy spotkanie z prezydentem trwało 1,5 godziny. Potem szef, już wyluzowany, bo strzelił dwie bramki i żadnej samobójczej, zadzwonił do Palikota w jakiejś sprawie. Zawsze, jak dzwonił to wyganiał wszystkich i nie pozwolił wchodzić. A po paru dniach wybuchała jakaś bomba albo ten cudak rzucał się do gardła "Kaczorowi". Potem wreszcie szef zrobił odprawę. Było winko, no, czyli norma. Omawialiśmy ostatni sondaż, gdzie "Pisiory" były górą. Reakcja będzie błyskawiczna: jutro zamawiamy własny. Opłaci go jedna spółka Skarbu Państwa, która niby to zamówi jakieś inne badania dla siebie. Wiadomo, ściema, byle siedzenie było kryte. Donek tylko kazał, żeby w tym nowym sondażu nasza przewaga nad "kaczystami" nie wyniosła więcej niż 7-8 %, bo inaczej już nawet nasi zwolennicy umrą ze śmiechu, ale przed śmiercią skapują, że to pic na wodę, fotomontaż, a nie żaden prawdziwy sondaż.
Było już późno. Czekała delegacja sędziów z tym odsuniętym szefem sędziów w Gdańsku. Wiadomo, szef ich musi przyjąć i podziękować, bo robią dla nas wielką robotę.
No i dzionek minął. Może jeszcze szef pobiega po parku. Park jest zamknięty, nikt go nie zwymyśla, ani po buzi nie da, jak to się kiedyś zdarzyło na molo w Sopocie. Potem w swojej willi na Parkowej z Pawłem i Tomkiem zje kolacje. Niby tam będą gadać o polityce, ale pewnie, jak zwykle, szef zaśnie przy kolejnym filmie kryminalnym. Niech biedak odpocznie, bo te świnie z opozycji nic tylko ryją i ryją i prawdziwego męża stanu, jakim jest nasz chłopak z podwórka, nie chcą docenić.
Jutro basta. Piątek, jak co piątek szef spada do Gdańska. Zwykle ulatnia się przed południem, tylko do naszych ludzi idzie sygnał, że wraca skonany z ciężkiej roboty w sobotę. Teraz wyjątkowo leci popołudniu, bo przed południem będzie miał oficjalne spotkanie z jakimś premierem ze wschodniej Europy. Pytał się mnie z którym to, ale jak on nie wie, to ja mam wiedzieć?
My, ludzie z gabinetu szefa, będziemy mieć fajrant do poniedziałku wieczór, jak co tydzień. Pójdziemy w tango. Najgorzej, jak w klubach, dyskotekach, młodzi, wykształceni, z dużych miast jadą po Donku, jak po psie. Siedzimy cicho. Dziś w łeb za frajer zarobić łatwo, a nikt z nas za Platformę umierać nie będzie. Najpierw imprezkę robi..."
Reszta była spalona. Szkoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151430-zapiski-iii-rp-siedzimy-cicho-dzis-w-leb-za-frajer-zarobic-latwo-a-nikt-z-nas-za-platforme-umierac-nie-bedzie