Możecie przedstawiać Teresę Torańską jako dziennikarski świątek. Ale dlaczego robicie to kosztem prawdy i innych ludzi?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Wyznaję zasadę, że o dopiero co zmarłych dobrze albo wcale. Tak jak cały kulturalny świat. Kiedy pewna telewizja zwróciła się do mnie zaraz po śmierci Teresy Torańskiej abym o niej coś powiedział, odmówiłem, z powodu tej zasady. Byłem krytyczny wobec tego co robiła w ostatnich latach, także wobec jej wypowiedzi. Czas zaraz po śmierci nie jest czasem na polemiki.

Ale czas mija, a Torańska jest kreowana na dziennikarski świątek. I dobrze, każdy ma prawo do wysławiania i idealizowania swoich znajomych. Ale kiedy czyni się to nie tylko kosztem prawdy, ale też kosztem innych ludzi, wypada powiedzieć: stop.

W tekście „Dług” w najnowszym miesięczniku „Press” mamy takie właśnie „świątkowe” potraktowanie tej postaci. I mamy wrogów, ludzi, których przy okazji warto potępić przeciwstawiając ich marność wielkości świetlanej TERESY. Jednym z nich jest europoseł Adam Bielan. „Bielanowi, który groził jej sądem też nie ustąpiła” – dramatycznie opowiada autor „Pressa”. A Leszek Sankowski relacjonuje całą historię: „Gdyby po ludzku poprosił, Teresa wstrzymałaby się z drukiem. Ale on groził, a im bardziej groził, tym była bardziej zdeterminowana”.

Otóż twierdzę, że Leszek Sankowski kłamie. A „Press” w ślad za przyjaciółmi Torańskiej, bez choć próby zastosowania zasady „wysłuchajmy drugiej strony”,   przedstawia nieprawdziwą wersję tej historii.

Chodziło o wywiad z Bielanem, który zamieszczono na łamach Newsweeka . Dotyczył Lecha Kaczyńskiego i pojawił się w drugą rocznicę jego śmierci w Smoleńsku. Bielan uważał, że ściskanie rozmowy prowadzonej podobno do książki do rozmiarów wywiadu nie ma sensu. Ale też nie chciał aby rozmowa z nim pojawiała się przy takiej okazji w „Newsweeku”, od czasów przejęcia go przez Tomasza Lisa chyba najbardziej agresywnym antyprawicowym tabloidzie.

Skąd to wiem? Ano stąd, że polityk ten, będący w starciu z dużym tygodnikiem całkowicie na straconej pozycji, poprosił mnie o pomoc. Pomóc zresztą nie mogłem, bo ani Teresa Torańska, ani Tomasz Lis i Aleksandra Karasińska z kierownictwa Newsweeka nie odebrali od niego ani jednego telefonu.

Wysyłał więc sms-y i mogę zaświadczyć,  wbrew temu co twierdzi pan Sankowski, bardzo długo prosił. Uwagi na temat możliwego procesu pojawiły się dopiero wtedy, gdy i Torańska i redakcja zachowywały się od blisko dwóch tygodni w duchu powiedzonka: Mamy rozmowę z panem, i co nam pan zrobi?

Czy miał prawo coś zrobić? Nawet w USA, gdzie zasadniczo nie autoryzuje się wypowiedzi, jednej zasady się przestrzega: każdy wie, gdzie jego słowa ostatecznie się ukażą. Tymczasem Teresa Torańska przysyłając Bielanowi wywiad do autoryzacji, nie napisała nawet, że ma się on ukazać w Newsweeku (akurat odchodziła z „Wyborczej” i nie było to oczywiste). Europoseł musiał się dopiero na mieście dowiedzieć (od dziennikarzy „Newsweeka”), że wystąpi właśnie tam. Czy to jest podejście uczciwe? Eleganckie? Przyzwoite?

W tej sprawie wszystko jest ponurą groteską. Aleksandra Karasińska mówi „Pressowi”: „Rozmawialiśmy o tym z Teresą w redakcji i uznaliśmy, że nie ulegniemy szantażowi”.

Szkoda, że pani Karasińska nie miała odwagi powiedzieć tego samemu Bielanowi. Po prostu nie odbierała, nie podchodziła do telefonu. Nota bene po wielu sms-ach mąż Teresy Torańskiej powiadomił Bielana, że żona jest w szpitalu i wywiadem się nie zajmuje. A więc jak wyglądała prawda? Naradzała się z kierownictwem Newsweeka czy zostawiła sprawy własnemu biegowi?

Ta historia to klasyczny przypadek dziennikarskiej manipulacji obliczonej na rozgłos. Karasińska i Lis właśnie startowali w „Newsweeku”, musieli się czymś wykazać. Przykre, że jako narzędzie tej manipulacji dała się wykorzystać Teresa Torańska. Zamiast świecić przykładem jako reprezentantka starszego pokolenia grała w teatrzyku młodszych bezwzględnych reżyserów pseudoskandalu.

I gra nadal nawet po śmierci. Wspominając ją w „Newsweeku”, Lis napisał, że Bielan groził sądem, ale swoich gróźb nie zrealizował. Otóż sprawa została wytoczona – tyle że wydawnictwu Axel Springer, nie Torańskiej, a że trwa do dziś to wina nieśpieszności polskiego sądownictwa. Tak to straszny polityk prześladował wzór dziennikarskich cnót.

Możliwe, że za wcześnie jeszcze aby poddawać cały dorobek Teresy Torańskiej kompleksowej ocenie.

Niemniej zauważę, że strasznie trudno opłakiwać kogoś, kto drwił sobie ze „smoleńskich wykopek”. Teresa Torańska z lat ostatnich to modelowy przykład zamiany powagi wynikłej z wieku na pałkę harcownika. Coś podobnego stało się ze Stefanem Bratkowskim czy Waldemarem Kuczyńskim i są to bardzo smutne przypadki.

CZYTAJ TAKŻE: Bielan: Gdyby nie gwarancja autoryzacji, w ogóle nie rozmawiałbym z Torańską

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych