Dr hab. Jan Winiecki (dzięki decyzji Wyższej Szkoły Informatyki w Łodzi nazywany profesorem) nie będzie musiał płacić za pomówienie w 2007 r. ówczesnego prezesa NBP Sławomira Skrzypka. Zostanie mu w kieszeni 10 tys. zł grzywny i 15 tys. zł, które miały być nawiązką na rzecz Caritas. Nie straci też stanowiska w Radzie Polityki Pieniężnej i nie będzie musiał nikogo przepraszać.
To ostatnie, jak sądzę, byłoby najdotkliwszą karą dla ekonomisty, z którym miałem nieprzyjemność spotkać się raz. Raz, a dobrze, można powiedzieć. Winiecki zaprezentował wówczas nieprawdopodobne pokłady chamstwa, jakie w nim buzują.
W marcu 2010 roku ówczesny szef „Dziennika Gazety Prawnej” Tomasz Wróblewski w radiowej Trójce podzielił się wiedzą o naciskach, jakie na członków Rady Polityki Pieniężnej miał wywierać rząd, by wymóc decyzję o przekazaniu zysku NBP do budżetu państwa (nie zgadzał się na to śp. prezes Banku Sławomir Skrzypek).
Naturalne jest, że po takiej informacji, podanej przez redaktora naczelnego jednego z największych dzienników, aż prosi się, by zapytać o sprawę zainteresowaną osobę.
Pracowałem wówczas w „Wiadomościach”. Poszliśmy z kamera przed siedzibę NBP, gdzie – wspólnie z ekipą Telewizji Trwam – spotkaliśmy dwóch członków RPP – Andrzeja Bratkowskiego i właśnie Winieckiego.
Odmawiając komentarza Winiecki stwierdził m.in.:
Nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem, a to, co mówi redaktor z jakiegoś tam dziennika dla ubogich umysłowo, to mnie rzeczywiście niewiele obchodzi.
Po dopytaniu o brak nacisków, do rozmowy włączył się Bratkowski, pouczając:
Panowie, to jest kwestia kultury. Kultury osobistej. Tego rodzaju pytania są po prostu nie na miejscu.
Klaudiusz Pobudzin z TV Trwam przytomnie odparł Bratkowskiemu, że „kultura osobista to jest też kwestia rozmowy z rękami w kieszeni”.
Członek RPP był zszokowany, że ktoś ośmielił się zwrócić mu uwagę:
Co pan powie? A kim pan jest, przepraszam bardzo?
Mój kolega się przedstawił: „Klaudiusz Pobudzin z telewizji Trwam.”
Winiecki zarechotał:
Trwa mać, tak? Zjeżdżaj pan, naprawdę.
Na uwagę, że wraz z dziennikarzami telewizji publicznej dziennikarze chcieliby zadać pytania urzędnikowi publicznemu Winiecki rzucił:
Pan się zachowuje, jakby pan był w instytucji publicznej, ale zupełnie innego rodzaju.
A wreszcie, znikając w busie, który miał zawieść członków RPP na spotkanie z premierem zakończył spotkanie z nami:
Panie, ja mam pana i pańskie doniesienia w nosie.
Tę scenę można zobaczyć w poniższym filmie:
Współczuję pani Dorocie Skrzypek, która wiele lat zawracała sobie głowę tym osobnikiem i walczyła z nim w sądzie, by w końcu usłyszeć, że skazujący go wyrok należy cofnąć ze względu na „niską szkodliwość społeczną”. Przypomnijmy – chodziło o pomówienie prezesa NBP w kwestii jego wykształcenia. Sąd nie uznał, że Winiecki napisał w swoim felietonie prawdę, ale że jego kłamstwa nie miały zbyt wielkiego znaczenia.
Pani Dorota to mądra, wrażliwa, dobra i dumna kobieta. Winieckiemu – jak miałem okazję się przekonać – bliżej do menela spod budki z piwem niż do urzędnika państwowego z tytułami naukowymi.
Jedyne pocieszenie po tym absurdalnym wyroku poznańskiego sądu jest takie, że moralną zwyciężczynią tej sprawy jest w istocie wdowa po prezesie NBP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151095-ile-kultury-ile-chamstwa-w-profesorze-moje-spotkanie-z-janem-winieckim-swiezo-uwolnionym-od-zarzutu-pomowienia-sp-slawomira-skrzypka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.