W najnowszym numerze tygodnika "wSieci" Piotr Zaremba ostrzega: wolność świata nauki jest zagrożona. W artykule pt. "Pani minister grozi palcem. Uczeni rozumieją bez słów. Uczelnie stają się wielką szkołą oportunizmu" czytamy:
Co przychodzi do głowy polskiej minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarze Kudryckiej, w związku z hasłem „Kodeks Etyki Pracownika Naukowego”? Przychodzi jedno: pogrożenie palcem przeciwnikom politycznym obecnego rządu.
A co gorsza, samych naukowców nie trzeba do takiego grożenia specjalnie zachęcać. Kodeks Etyki Pracownika Naukowego został przygotowany przez zespół przy Polskiej Akademii Nauk. Minister Kudrycka jego interpretację ogłosiła najpierw na agresywnym politycznym portalu Tomasza Lisa, dopiero potem na stronie internetowej swojego resortu.
Minister o rakiecie
„Pierwsze skojarzenia z naruszeniem etyki w nauce to plagiat, sfabrykowane badania albo nepotyzm. Ale nie mniej ciężkim przewinieniem jest choćby próbą zarażania studentów swoim światopoglądem – zwłaszcza gdy ten światopogląd wymyka się regułom uznawanej powszechnie wiedzy, dotychczasowym ustaleniom naukowym i rzetelnej metodologii. A nieraz nawet przeczy regułom zdrowego rozsądku” – głosi minister.
Zaraz też wyjaśnia, o co jej chodzi: „Od czasu do czasu w salach wykładowych zjawiają się jednak apostołowie rozmaitych prawd objawionych. Zdarzają się więc fizycy, gotowi przysiąc, że Tupolew został zestrzelony rosyjską rakietą w sztucznej mgle albo medioznawcy twierdzący, że ojciec Rydzyk jest fundamentem demokracji w Polsce” – to dla pani minister najistotniejsze skojarzenie z etyką naukowca.
Dopiero potem padają jeszcze inne przykłady, jak choćby prześladowanie i dyskryminowanie studentów czy nieuczciwe gospodarowanie pieniędzmi na badania. Ta wypowiedź minister nie wywołała reakcji środowisk naukowych. Skrytykował ją w „Rzeczpospolitej” Piotr Skwieciński, pisząc o „hunwejbinizmie Barbary Kudryckiej”. Minister odpowiedziała tak, jakby nie zrozumiała zarzutu. Wyjaśniła w liście do gazety, że nie jest autorką kodeksu (czego autor nie twierdził).
Nie tylko o całkach
Komentuje prof. Andrzej Nowak: „Pani minister przeciwstawia role naukowca i inteligenta. Występuje tu napięcie – gdy wykładowca kłamie albo mówi bzdury. Ale czy pani Kudrycka odmawia naukowcom prawa wygłaszania politycznych opinii? Nie chodzi przecież o narzucanie ich studentom, a o udział w publicznej debacie. Na całym świecie mamy do czynienia z tak zwanymi public intellectuals. To nie jest tak, że aktywność umysłowa matematyka ma się ograniczać do całek, a mediewisty do szyszaków w bitwie pod Grunwaldem. To byłoby drastyczne zawężenie nawet nie wolności nauki, a wolności życia publicznego. A przykłady, które pani minister wybrała, dowodzą, że nie chodzi tu nawet o postulat politycznej neutralności.
Notabene nie pamiętam naukowca mówiącego o rosyjskiej rakiecie. Myślę, że ci eksperci, którzy się na ten temat wypowiadają, mają o tym większe pojęcie niż pani minister”. Słowa prof. Nowaka brzmią mocno. Pytanie, dla kogo poza nim. Problem zauważa nawet bliższy obecnie rządzącym prof. Ireneusz Krzemiński: „Niech pan napisze, że uważam wizję smoleńskiego zamachu za idiotyzm. Ale to nie znaczy, że zgadzam się z panią minister. Czym innym jest wzywanie całego środowiska do umiaru, a czym innym sugerowanie, o czym mają mówić naukowcy”.
Tyle że to minister odpowiada za rozdawanie uczelniom i instytutom publicznych pieniędzy i podejmuje wiele decyzji ważnych dla ich funkcjonowania. Więcej nawet, jej resort szykuje właśnie kolejne zmiany w obowiązującym prawie: łatwiejsze odwołanie rektorów czy aktywniejszy udział prezydenta w nadawaniu naukowych tytułów. Czy to będą realne narzędzia wpływu na środowisko? Sądząc ze zdarzeń wcześniejszych – tak.
Zyzak tu nie pracuje
W kwietniu 2009 r., kiedy Platforma Obywatelska rozpętała kampanię przeciw książce Pawła Zyzaka na temat Lecha Wałęsy, minister podjęła niebywałą decyzję. Wystąpiła do Państwowej Komisji Akredytacyjnej o kontrolę na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. To tam Zyzak obronił pracę magisterską będącą podstawą tej książki – u prof. Nowaka właśnie. Swoją zapowiedź, motywowaną jakoby troską o kondycję nauki, pani minister złożyła podczas obrad Rady Krajowej PO, gdzie mówcy, na czele z premierem Tuskiem, prześcigali się w atakach na książkę. Atakach czysto politycznych, bo ani książki nie czytali, ani nie mieli kwalifikacji do oceny jej naukowej zawartości.
Trzy dni później Kudrycka odstąpiła od własnej decyzji. Ale być może chodziło tylko o pogrożenie palcem. O wywołanie odruchu. I o przetestowanie reakcji. Toteż nawet bardziej kompromitująca niż polityczny jazgot kolegów minister była uspokajająca wypowiedź dziekana Wydziału Historii UJ Andrzeja Banacha. Zapewniając, iż nie obawia się kontroli, powiedział: „Warto zwrócić uwagę, że nasz wydział nie przyjął Zyzaka na studia doktoranckie. To o czymś świadczy”. Wątpliwe, aby pan dziekan znał pracę magisterską, o której była wtedy mowa. Jego gorliwe zapewnienie można zinterpretować w jeden sposób: rozumiem pretensję władzy politycznej i zamierzam się stosować do jej woli. Od tamtej chwili Zyzak, absolwent historii, nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Pilnuje tego „Gazeta Wyborcza”, która z drwiącą satysfakcją relacjonowała jego niepowodzenia w zabiegach o posadę. Ale pilnują tego również tacy ludzie jak profesor Banach.
Trudno się dziwić, że na marginesie współczesnej wypowiedzi minister Kudryckiej prof. Nowak zauważa: „To nie tylko kwestia nastawienia władzy politycznej. Także kwestia nastawienia establishmentu naukowego”.
Andrzej Nowak opowiada na potwierdzenie tej tezy taką historię. Kilka lat temu pewien naukowiec szykował się do obrony habilitacji na temat polskiego kaznodziejstwa w XVII w. I inny bardzo ważny naukowiec, członek Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułow Naukowych, w swojej recenzji postawił mu zarzut…pisywania do dwumiesięcznika „Arcana”. W ostateczności napiętnowany uczony habilitacji nie zrobił.
Cały artykuł w tygodniku "wSieci" - polecamy!
"wSieci" - zawsze po stronie Polski!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151034-w-tygodniku-wsieci-polecamy-pani-minister-grozi-palcem-uczeni-rozumieja-bez-slow-uczelnie-staja-sie-wielka-szkola-oportunizmu