Trzecia droga Davida Camerona. Na ile rewolucja kontrkulturowa przeorała świadomość aktywistów partyjnych oraz dziennikarzy konserwatywnych mediów?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Artykuł ukazał się na portalu SDP.PL. Polecamy!

No i wszystko jest jasne, a przynajmniej – o wiele jaśniejsze. 5 lutego w Izbie Gmin przegłosowano ustawę uprawniającą gejów i lesbijki do zawierania małżeństw. 7 lat temu, za czasów Partii Pracy, otrzymali prawo do wchodzenia w związki cywilne, dziś, gdy władzę dzierżą konserwatyści, jakby się nic nie zdarzyło, dostali kolejny prezent. Niedawno, punktując różnice między thatcheryzmem a cameronizmem, pisałam:

Mamy więc nowoczesny, współczujący konserwatyzm. Ciekawe tylko, komu będzie współczuł?

Dość oczywistą odpowiedź dostaliśmy 5 lutego.

Była to jedna z tych ustaw, które w Izbie Gmin głosuje się w systemie free voting, zgodnie z zasadami sumienia. I co sumienie podpowiedziało brytyjskim posłom? Za przyjęciem projektu glosowało 400, oczywiście laburzystów i liberalnych demokratów - ale i 132 torysów. Ciekawe, że większość konserwatywna, 171 na 303 posłów, odrzuciła ustawę, jak również 25 labourzystów, jakby nie patrzeć, socjalistów. I tak, ledwie Cameron pozbierał się po wielkich kłótniach wewnątrzpartyjnych, związanych z Unią, a już grozi mu kolejny rozłam, tym razem na dłużej  – chodzi przecież o pryncypia - który może trwać całe dekady. Zastanawia, że za ustawą opowiedzieli się nie tylko  rówieśnicy Camerona, jak  minister finansów George Osborne, ale  i  eurosceptyk, uznawany za twardego thatcherystę, William Hague. Zaskakuje również to, że  projekt ustawy przedłożyli nie laburzyści, a Partia Konserwatywna, choć większość jej parlamentarzystów była wobec niej bardzo krytyczna. A kiedy na domiar wszystkiego Cameron wygłosił speech, gdzie znalazł się passus „nadanie układom gejowskim praw do zawarcia małżeństwa mieści się w etosie konserwatystów, broniącym rodziny”, jego koledzy partyjni, zwłaszcza back benchers, wpadli w furię.

Jeszcze przed feralnym głosowaniem, 24 liderów terenowych kół Partii Konserwatywnej, dostarczyło na Downing Street list z ostrzeżeniem, że „podobny krok na pewno odbierze torysom spora cześć elektoratu”. Protestowali też przeciw samej ścieżce procedowania, bo decyzji o głosowaniu w Izbie Gminnie nie poprzedziły żadne konsultacje, ani z członkami partii, ani ze społeczeństwem. Nic dziwnego, ze już po pierwszym czytaniu na kanale BBC Parliament można było zobaczyć straszne awantury, kiedy padały zarzuty, iż „ani dzieci ani sama idea rodzicielstwa nie jest nawet słowem wspomniana w projekcie, choć to przecież główny motyw, dla których ludzie biorą ślub”, albo że „mamy w naszej części Wschodniego Wybrzeża 10 okręgów wyborczych na tak, a 350 na nie. I ja będę reprezentować punkt widzenia tej większości”.

Trzeba przypomnieć, że z pakietem ustaw dotyczących spraw sumienia premier Cameron bujał się od 3 lat. I właściwie od momentu zwycięstwa konserwatystów 5 maja 2010 roku zbywał temat okrągłymi frazesami typu „są to wartości, na których opiera się cała siła konserwatyzmu”. Choć przecież w swoim manifeście wyborczym głównym hasłem było „postawić państwo, zniszczone 13-letnimi rządami laburzystów, z głowy z powrotem na nogi”, a przede wszystkim „przywrócić autorytet rodzinie”. Czy wtedy miał na myśli także „rodziny gejowskie”? I czy teraz, gdy twierdzi, że „powinniśmy wspierać małżeństwa gejowskie właśnie dlatego, że jesteśmy konserwatystami”, naprawę „przywraca autorytet rodzinie”, jak rozumieją ją torysi? Bardzo wątpię.

Już miesiąc temu, po pierwszym czytaniu, kościół katolicki w Wielkiej Brytanii oprotestował projekt, twierdząc że podważa prawo naturalne, historyczną rolę rodziny i godzi w podstawy społeczeństwa. Mówił o tym także nowy arcybiskup Canterbury, tradycjonalista Justin Welby. Wielkie armaty przeciw Cameronowi wytoczyły konserwatywne dzienniki The Times i Daily Telegraph, a także całkiem znośny tabloid /zwłaszcza  wydanie sobotnie/, Daily Mail.  Natomiast nie mogą się premiera nachwalić media lewicowo-liberalne - co zawsze  powinno być dla konserwatysty złym znakiem – a zajadła lewaczka Polly Toynbee napisała w Guardianie:

Rozumiem, że ludzie mogą mieć coś przeciwko aborcji, ale ta kłótnia dla każdego kto kieruje się Biblia, jest po prostu niezrozumiała.

Czy nie jest to klasyczny dowód słuszności żartu: „umysł liberała jest jak zepsuty zegar, niby chodzi, tyle że nigdy nie pokazuje właściwej godziny”.

Jak tłumaczyć sprzeczne wydawałoby się posunięcia torysów? Z jednej strony – niewątpliwy demontaż państwa opiekuńczego i rozsądne reformy szkolnictwa, jak ostatni ruch ministra edukacji Michaela Gove’a, który z lekcji geografii „wyciął w pień” temat specjalny „Unia Europejska” i zmienia program szkół podstawowych i średnich we właściwym  kierunku. A z drugiej –  prezent dla gejów, wsparty przesłaniem premiera, że „taki ruch mieści się w sferze wartości konserwatywnych”. W grę wchodzić mogą dwie przyczyny: po pierwsze, 45-letni David Cameron jest już „produktem” kontrrewolucji obyczajowej, i nigdy nie znał innej rzeczywistości społecznej niż ta, w której wzrastał. Przecież  w roku 1990, kiedy Margaret Thatcher opuściła Downing Street, miał tylko 22 lata! A po drugie,  przez 15 lat, do momentu kiedy został liderem Conservative Party, obserwował PR-owską żonglerkę programową Tony Blaira, której ostatecznym produktem była Trzecia Droga, zwana blairyzmem, i która przyniosła mu trzykrotne zwycięstwo wyborcze. Takich lekcji życia się nie zapomina. Wydaje się, że segment zagadnień moralnych, aborcja, eutanazja, embriologia, mniejszości seksualne Cameron poświęcił dla wpasowania konserwatyzmu w brytyjski ideologiczny mainmstream, który daje torysom szansę na pozostanie przy władzy dłużej niż jedną kadencję. Pozostaje pytanie, czy mu się to naprawdę opłaci? Będzie musiał pacyfikować niekończące się awantury w samej partii, bo taki podział z powodów wartości  może trwać latami. Partię Konserwatywną będą opuszczać i członkowie i aktywiści, nie mówiąc już o wielkiej fali obelg ze strony konserwatywnych mediów.

Jednak tu rodzi się kolejne pytanie: na ile rewolucja kontrkulturowa przeorała świadomość tychże aktywistów oraz dziennikarzy konserwatywnych mediów?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych