PIĘĆ PYTAŃ do prof. Zybertowicza. "Prawda o katastrofie smoleńskiej nadal cierpi na deficyt oręża. Wiele osób jest w pętli autozakłamania"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Konferencja naukowców na UKSW. Fot. M. Kowalewska
Konferencja naukowców na UKSW. Fot. M. Kowalewska

wPolityce.pl: Wydaje się, że w sprawie katastrofy smoleńskiej mamy sytuację patową. Znamy dwie przeciwstawne wersje, które pokazują zupełnie inny przebieg katastrofy. Mamy dwie strony, z których jedna unika konfrontacji, blokując przy tym możliwość weryfikacji wątpliwości. Mamy w społeczeństwie grupę zwolenników jednej oraz drugiej wersji wydarzeń oraz tych, którzy sprawą się nie interesują. Co dalej w sprawie smoleńskiej? Jak zrobić krok na przód?

Prof. Andrzej Zybertowicz: W 1993 roku Jan Paweł II ogłosił encyklikę "Veritatis splendor" ("Blask prawdy"). Jest w niej założenie, że prawda obroni się sama - swoim blaskiem. Jednak i z doświadczenia potocznego, i z badań takich dziedzin nauki, jak socjologia wiedzy i psychologia poznawcza, wynika coś innego: prawda jedynie niekiedy broni się sama. O wiele bardziej trafna w sensie faktycznym, w społecznej praktyce, jest formuła aforysty: "Prawda zwycięża…, nie bez oręża". Ludzie akceptują prawdę, gdy odpowiada ona ich interesom, albo gdy ci, którzy prawdę komunikują, posiadają instrumenty przezwyciężenia automatyzmów myślowych prowadzących ku fałszowi lub absurdom. Niezależnie od tego, kto ma rację w sporze o przebieg katastrofy smoleńskiej, widać, że dziś wielu Polaków w ogóle nie ma woli prawdy.

 

Dlaczego tak się dzieje?

W sytuacji szumu medialnego i całej serii manipulacji wiele osób stosuje znany mechanizm psychologiczny ochrony swego umysłu: unik. W ogóle nie chcą o kwestii smoleńskiej słyszeć. To naturalny mechanizm obronny. Ponieważ człowiek nie może żyć w ciągłym rozdygotaniu, nieustanym roztrząsaniu skomplikowanych wątpliwości, to albo trzeba się wycofać, a w niektórych środowiskach spokojniej, a czasem i bezpieczniej, jest przyjąć fałszywą interpretację zjawisk. Fałsze zdają się być nieszkodliwe - gdy nie przekładają się na nasze bieżące życie. Jeden z teoretyków mediów mówi: gdy polityk powie w telewizji, że w kranach już dostępna jest woda, którą można wlewać do baku samochodu i na niej jeździć, to ludzie, którzy go posłuchają, raz dwa zobaczą, że dali się oszukać. Gdy jednak polityk informuje o złożonych zjawiskach, np. gdy min. Radosław Sikorski mówi, że niedawno ujawnione autostradowe zmowy cenowe dają Polsce „dodatkowe argumenty w naszych negocjacjach o szczodry budżet europejski”, to przeciętny obywatel nie ma czasu, by przetworzyć informacje potrzebne do zrozumienia, że to bzdura.

 

Ten mechanizm widać w sprawie smoleńskiej?

Obecnie jedynie osoby stabilne emocjonalnie i posiadające spore umiejętności analityczne, są w stanie rzeczowo się do tej sprawy odnieść. Tymczasem w mediach wiele osób zaangażowało się w nieprzynoszące im chluby dezinformacje. W sytuacji gdy przemysł pogardy wobec Lecha Kaczyńskiego zastąpiono przemysłem manipulacji smoleńskich, tym ludziom jest bardzo trudno publicznie oświadczyć: "myliliśmy się", "ktoś wprowadził nas w błąd", "kłamaliśmy", "mamy teraz odwagę pokazania, kto miał interes w manipulowaniu". Wiele osób jest w pętli autozakłamania. Broniąc swego nieświętego spokoju i wizerunku, często opartego na fałszywym autorytecie, deformują publiczną debatę. Tym bardziej więc trzeba docenić tych, którzy idąc pod prąd, ustalają fakty.

 

Co by się stało, gdyby strona rządowa nagle odsłoniła karty? Zamieszanie byłoby większe?

Najpierw szum medialny by się zwiększył. I to po obu stronach. Gdyż po obu stronach tego sporu obok osób potrafiących rzeczowo argumentować, aktywni są wyznawcy. Dowodem upadku wielu mediów jest właśnie to, że niekiedy chętniej udzielają głosu właśnie wyznawcom niż fachowcom. Wyznawcom wystarczy wskazanie nieistotnego błędu w narracji drugiej strony, by uznali, że to ich strona ma rację. To jednak jest błąd poznawczy. To, że ktoś trafnie stwierdzi, że np. w wypowiedzi eksperta komisji Antoniego Macierewicza znalazła się także ocena polityczna, nie oznacza, że unieważnia to jego inżynierski wywód. Taki, błędny schemat reagowania występuje po obu stronach. Brakuje woli prawdy. Ona bowiem zakłada gotowość do wzięcia w nawias myślowy wcześniejszych swoich wyobrażeń, zakłada gotowość do zmiany schematu myślowego, gdy wymagają tego poznane fakty.

 

Co to oznacza?

To oznacza gotowość uznania swoich słabości - dostrzeżenia swej niewiedzy, błędów w logicznym rozumowaniu, wreszcie, niekiedy, przyznania przed samym sobą, iż służy się złej sprawie. Niewiele osób jest gotowych uznać, że nie są tak inteligentni jak sądzili wcześniej, że dość łatwo dali się zmanipulować. Gotowość do postawienia znaku zapytania przy wyobrażeniu siebie jako człowieka dobrego, którym nie jest łatwo manipulować nie przychodzi łatwo. Wielu Polaków, po obu stronach sporu, nie dojrzało jeszcze do tego, by prowadzić analizę z pełną otwartością na rzeczowe argumenty. Większa wina jest oczywiście po stronie tych, którzy są zobowiązani do rzeczowości i otwartości, z racji swojego stanowiska, czyli po stronie wszystkich członków komisji min. Jerzego Millera. Wydaje się, iż nawet jeśli pominiemy wymiar złej woli, to zrobienie samej listy błędów i przeoczeń technicznych byłoby poważnym ciosem w profesjonalizm tych osób. Zgodnie z duchem wizerunkowej polityki Donald Tuska członkowie komisji najwyraźniej nie mają odwagi spojrzeć w oczy osobom potrafiącym rzeczowo ocenić jakość ich pracy. Na drodze do prawdy stoją zatem interesy osób i instytucji odpowiedzialnych, ludzka małość wielu „ekspertów” i medialnych agitatorów oraz zrozumiała, choć dzisiaj szkodząca naszej wspólnocie, potrzeba świętego spokoju wielu Polaków. Prawda o katastrofie smoleńskiej nadal cierpi na deficyt oręża…

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych