Tusk naprawdę jedzie na oparach benzyny, aż dziw, że tak lekceważy sygnały ostrzegawcze. To duża szansa dla opozycji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

A jednak - to profesor Jadwiga Staniszkis miała rację. Kiedy bowiem kilka tygodni temu rozmawialiśmy z panią socjolog dla tygodnika "w Sieci" na temat propagandowej strategii Tuska, ocenialiśmy, że dominującym motywem będzie teraz "przejdźmy przez ten kryzys razem". Profesor była innego zdania - oceniała, że jednak postawi na propagandę sukcesu i straceńczy marsz ku strefie euro. Bo nic innego nie potrafi, a ten kierunek daje mu premię - zwrotne wsparcie medialno-propagandowe z Unii Europejskiej.

Dziś widać, że duet Tusk-Graś włącza starą płytę. Rusza w Polskę "Tuskobus", wesele po brukselskim szczycie ma zostać przedłużone o wiele tygodni, a premier znów opowiada narodowi i młodzieży (tej, która jeszcze została w kraju) o tym jak dobrze i wspaniale jej się żyje w Polsce. Wszystko wskazuje, że ten serial ma być kontynuowany przez najbliższe miesiące.

Z jednej strony można władzę zrozumieć. Jak słusznie podkreślają politycy opozycji, w tym prof. Piotr Gliński, ta feta przykrywa nowe, coraz gorsze dla władzy, informacje, jak choćby zatrważający wzrost bezrobocia czy dane o skali emigracji. Z drugiej jednak, obrany kierunek propagandowego uderzenia, kontynuowanie narracji o potężnym sukcesie Polski jest dowodem na wypalanie się tej tej ekipy, na postępujące odrealnienie, żeby nie powiedzieć demencję starczą.

Spece Tuska od propagandy i on sam zachowują się jak przedsiębiorca, który w odpowiedzi na skargi klientów iż wyprodukowane maszyny są bardzo awaryjne nic nie robi w celu poprawienia jakości, za to jeszcze bardziej rozkręca reklamę. Oczywiście, bez promocji nie ma sprzedaży, ale sama promocja nie zastąpi na dłuższą metę produktu. Ekipa Tuska to właśnie próbuje zrobić.

W efekcie coraz bardziej rozwierają się nożyce pomiędzy propagandowym przekazem władzy a codziennością Polaków. Gdzieś blisko jest granica nie tyle śmieszności, bo ona dawno została przekroczona, ale wściekłości i całkowitej delegitymizacji przekazu rządowego. Premier opowiadający młodzieży jak jej dobrze, przypominający, że ma to czego nie miało poprzednie pokolenie, coraz bardziej przypomina Gomułkę wyliczającego pieczołowicie wzrosty w poszczególnych dziedzinach produkcji, od gumy do majtek po lokomotywy i porównującego to z czasami przedwojennymi. Chyba tylko w studiach telewizyjnych brane jest to na serio. Młodzi Polacy pragnący zostać w kraju tego sukcesu nie czują. Dla nich codzienność jest gorzka. Wystarczy trochę się rozejrzeć by to dostrzec.

Dla opozycji ta propagandowa linia władzy to duża szansa. Jej droga do sukcesu jest dziś banalnie prosta - spokojnie, bez przesady i nadmiernego radykalizmu mówić prawdę, wskazywać alternatywę. Pokazywać imitacyjność sukcesu III RP, opisywać prawdziwą sytuację i pozwolić, by pan premier do woli sam się chwalił. Im więcej się chwali tym dla niej lepiej. Im większe są torty, trasa Tuskobusa dłuższa, medale z Niemiec bardziej błyszczące, tym większą złość obudzi to w ludziach. Tusk naprawdę jedzie na oparach benzyny, aż dziw, że tak lekceważy sygnały ostrzegawcze.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych