Jeśli brałeś do niedawna udział w akcjach protestacyjnych i marszach (np. w Marszu Niepodległości) – to możesz poczuć się nieswojo

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Nasz parlament, mimo że formalnie jest źródłem władzy ustawodawczej, w istocie niezbyt często przygotowuje projekty ustaw, a jeszcze rzadziej zdarza się, że gotowe projekty poselskie przejdą całą ścieżkę legislacyjną, by w końcu stać się obowiązującym w Polsce prawem.

Dominują bowiem projekty rządowe, nad którymi w komisjach pochylają się z należytym respektem posłowie koalicyjni, podczas gdy posłowie opozycyjni wybrzydzają, ile się da, proponując dziesiątki, a czasami setki poprawek, co najczęściej na niewiele się zdaje, gdyż na sesji plenarnej koalicyjny, większościowy walec wszystkie opozycyjne chropowatości wyrówna. Oczywiście, zdarzają się wyjątki od tej praktyki.

Wspólne działania ratownicze

Miejmy nadzieję, że tak się stanie z przekazanym 18 stycznia tego roku pani marszałek Ewie Kopacz i podpisanym przez Donalda Tuska projektem ustawy „O udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”, gdyż mimo neutralnego, a może nawet pozytywnego brzmienia tytułu tej ustawy („wspólne operacje ratownicze”), dopiero uważna lektura tego aktu prawnego powoduje, że włosy stają na głowie dęba.

Nie sposób nie zadać pytania: o co faktycznie chodzi i dlaczego obecna ekipa rządząca chce niektóre istniejące już przecież regulacje usankcjonować rangą ustawową?

Czy chodzi o przyjęcie pomocy w przypadku klęsk żywiołowych – powodzi, gigantycznych pożarów, sporadycznych i lokalnych przypadków tornada, dramatycznych w skutkach lawin? Do takich zdarzeń dochodziło w Polsce i w przypadku powodzi korzystaliśmy z pomocy wyspecjalizowanych służb czeskich i niemieckich. Również w Tatrach często współpracujemy z naszymi słowackimi sąsiadami.

Jeśli chodzi o walkę z przemytem narkotyków, papierosów i alkoholu na dużą skalę, to naszą współpracę z sąsiadami regulują umowy transgraniczne. Również walki z międzynarodowym terroryzmem nie toczymy w osamotnieniu, a nasza policja jest członkiem Interpolu.

O co zatem chodzi i co jest grane? Ano poczytajmy.

Co nam to przypomina

Zagraniczni, zaproszeni przez Polskę funkcjonariusze (umundurowani, z własnym uzbrojeniem – ustawa nie określa rodzaju uzbrojenia), a także materiałami wybuchowymi będą brali udział w operacjach „w formie wspólnych patroli lub innego rodzaju wspólnych działań w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości – prowadzone przez funkcjonariuszy Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu lub Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego”.

I dalej: będą to „operacje w związku z zagrożeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami oraz poważnymi wypadkami w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości”.

Czytając te cytaty, odnosi się nieodparte wrażenie, że zostały niemal żywcem wzięte z dekretu z 13 grudnia 1981 r. o wprowadzeniu stanu wojennego (zmieniły się tylko nazwy niektórych służb – Policja w miejsce Milicji Obywatelskiej i Agencja Bezpieczeństwa Publicznego w miejsce Służby Bezpieczeństwa).

Skojarzenie ze stanem wojennym i gen. Jaruzelskim dopada czytelnika ustawy również w dalszych fragmentach. Otóż projektodawca ustawy przewiduje zapraszanie – „w celu ochrony porządku” – ograniczonej liczby zagranicznych funkcjonariuszy (do 200 – z krajów UE i strefy Schengen oraz do 20 – z krajów pozostałych), a także określa cezurę czasową ich pobytu na terenie Polski na 90 dni. O dokładnie taką samą liczbę dni – „w celu ochrony porządku” – apelował Jaruzelski wiosną 1981 r…

Bez ograniczeń

Ale wnioskodawca wyraźnie nie chce sobie wiązać rąk wspomnianymi ograniczeniami – one dotyczą komendantów wymienionych czterech służb, a także ministra spraw wewnętrznych. Rada Ministrów rezerwuje sobie prawo przedłużania pobytu zagranicznych funkcjonariuszy (bez określenia, na jak długo), a także zwiększenia bez żadnych zapisanych ograniczeń limitu zagranicznego kontyngentu. I to wszystko bez zgody parlamentu i prezydenta RP.

Bratnia pomoc

Jeśli, Drogi Czytelniku, brałeś do niedawna udział w manifestacjach, akcjach protestacyjnych i różnego rodzaju marszach (np. w Marszu Niepodległości) – to możesz poczuć się nieswojo. Przepraszam z góry – bo nie chcę Cię straszyć – ale przecież nie sposób nie zadać sobie pytania: dlaczego projektodawcy ustawy nie wystarcza zwrócenie się o pomoc do krajów UE i strefy Schengen (dodatkowo Szwajcaria, Luksemburg, Islandia i Norwegia)?

Czyżby chodziło o Stany Zjednoczone? Otóż taką myśl należy stanowczo odrzucić – Stany Zjednoczone można było wstawić do ustawy wprost lub włączyć zapis o państwach należących do NATO. A skoro tego nie uczyniono, to – aż strach się bać, a co dopiero napisać – może komuś kołacze w głowie myśl o skorzystaniu w przyszłości z pomocy, której kiedyś odmówiono premierowi PRL?

Tylko dla porządku trzeba dodać, że pobyt w naszym kraju zagranicznych funkcjonariuszy w sporej części będzie pokrywał polski podatnik, a do projektu ustawy wysłanego do Ewy Kopacz Donald Tusk dołączył opinię podsekretarza stanu w MSZ Macieja Szpunara (ciekawe, dlaczego nie Radka Sikorskiego), że „projekt jest zgodny z prawem Unii Europejskiej”.

Gdzie resztki polskiej suwerenności?

I już na zakończenie: przystępując do Unii Europejskiej, Polska zrezygnowała dobrowolnie z części własnej suwerenności, głównie w sferze gospodarczej. Nie oznacza to jednak, że polskiemu rządowi wolno „abdykować” (co niestety czyni) z innych dziedzin konstytucyjnej odpowiedzialności.

Dla bezpieczeństwa zewnętrznego istotnym czynnikiem jest nasza przynależność do NATO, ale rozłożenie na łopatki naszych sił zbrojnych i trwanie w błogim przekonaniu, że nie mamy dzisiaj wrogów, może nas kiedyś drogo kosztować.

Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne, to nawet mniej zamożne od Polski kraje potrafią sobie ze swoimi problemami jakoś radzić, natomiast wizja wspólnych, uzbrojonych patroli na ulicach polskich miast może się nad Wisłą kojarzyć tylko z utratą niepodległości.

Andrzej Gelberg

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych