Patologie polskiego rynku medialnego, widoczne od lat, świetnie wpisały się w potrzeby obozu rządowego po katastrofie smoleńskiej. Media nieczułe na prawdę, nie odrzucające kłamstwa, otwarte na stosowanie manipulacji, nie wrażliwe na polskie interesy narodowe stały się najważniejszymi żołnierzami w walce o utrwalenie fałszywej, oficjalnej wersji wydarzeń.
I kolejny raz mamy w życiu publicznym przykład typowej medialnej ustawki między mediami gotowymi na manipulacje w imię interesów rządowych, a urzędnikami.
Cel od kwietnia 2010 roku zawsze ten sam: zdezawuować tych, którzy pokazują patologie związane z katastrofą smoleńską.
Miejsce, kolejny raz to samo: "Gazeta Wyborcza".
Tym razem "Wyborcza", zaangażowana na rządowym froncie walki o rosyjski obraz tragedii smoleńskiej, postanowiła wziąć na tapetę słowa byłych szefów BOR, którzy wystąpili na konferencji smoleńskiej na UKSW.
Wojciech Czuchnowski zainteresował się nagle sprawą katastrofy, zaczął grzebać i dociekać. Trafił nawet na tajne dokumenty w tej sprawie. I z jego zainteresowania powstał tekst.
Gen. Marian Janicki wręczył dziennikarzowi "Wyborczej" akta wytworzone w jego formacji, w których znajdowały się szczegóły przygotowań BOR do wizyty śp. Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w roku 2007. Dzięki swojemu "sukcesowi" śledczemu Czuchnowski mógł napisać tekst, który podważać ma - jego zdaniem - słowa gen. Andrzeja Pawlikowskiego i płk. Tomasza Grudzińskiego.
Czuchnowski swoją dziennikarską przenikliwość, zaangażowanie i doświadczenie postanowił wykorzystać na zbijanie słów, jakie padły na konferencji na UKSW. Tekst ma pokazać, że śp. Lech Kaczyński - o czym mówi wprost rzecznik BOR mjr Aleksandrowicz - równie dobrze mógł zginąć w 2007 roku, a mówienie o błędach i patologiach z 2010 roku jest hipokryzją.
Lepiej nie było przed laty, więc nie wspominajcie o tym, co działo się w 2010 - taki przekaz płynie do byłych oficerów BOR.
W 2010 roku BOR działał jak zwykle, niczego nie zaniedbał - to przekaz, jaki płynie do odbiorców.
Trudno mieć nadzieję, by czytelnicy "Wyborczej" dostrzegli bijący po oczach prymitywizm ustawki między Czuchnowskim, a Janickim, jednak nie sposób przejść na nią do porządku dziennego.
Okazuje się bowiem, że nagle BOR jest otwarty i gotów do współpracy z mediami, okazuje się bowiem, że nagle dostęp do danych związanych z pracą operacyjną BOR (!!) może być prezentem szefa formacji Janickiego dla dziennikarza zaprzyjaźnionych z władzą mediów, nagle się okazuje, że sprawą katastrofy smoleńskiej i naświetlaniem jej kulisów interesuje się człowiek, który na większość pytań odpowiada: "proszę dzwonić do rzecznika".
Janicki swoją wiedzę i stanowisko wykorzystał dla partykularnych celów obozu rządowego. Na ogół dla tego obozu milczy i unika odpowiedzi na wszelkie pytania...
Jest i druga strona tej ustawki, jednak po wielu latach działalności "Wyborczej" trudno być zdziwionym zachowaniem "GW". W tym wypadku po raz kolejny okazuje się, że dziennikarz cieszący się zaufaniem redakcji "Gazety Wyborczej" może jawnie i brutalnie deptać po etyce zawodowej i pokazywać, że jest gotów realizować jasne wytyczne władzy, realizować jej wizję. To nie może dziwić. Wszak tekst Czuchnowskiego to kolejny smaczek pokazujący, że "GW" jest medium grającym na kłamstwo smoleńskie. Medium, które poszukiwaniu prawdy o Smoleńsku właściwie nie poświęciło miejsca na swoich łamach. Wiele znalazło natomiast na manipulacje, kłamstwa i obrzydzanie Polakom tego tematu.
Zaledwie kilka dni wcześniej w redakcji "Wyborczej" zorganizowano debatę członków komisji Millera, w czasie której komisja mogła powtarzać swoje oszustwa, niedomówienia i niewiarygodne tezy. W czasie tamtego spotkania nie padło żadne kłopotliwe dla komisji pytanie.
Dlaczego nie spełniono podstawowego wymogu wynikającego z Załącznika 13. i nie złożono wraku tupolewa?
Dlaczego polscy eksperci - jak wskazywał sam Maciej Lasek - nie interesowali się niczym poza "trajektorią lotu do zderzenia samolotu z brzozą"?
Dlaczego nie przeprowadzono dodatkowych badań, gdy wyszło na jaw, że raport Millera jest fałszywy (np. w kwestii obecności gen. Błasika w kokpicie)?
Dlaczego, jak wyjaśniał sam Maciej Lasek, komisja nie badała miejsca katastrofy ani wraku?
Jakie kompetencje mają poszczególni członkowie komisji Millera? Ile zbadali katastrof do tej pory?
Na jakich podstawach komisja uznaje teorie prof. Biniendy, Szuladzińskiego, Nowaczyka i Berczyńskiego za nietrafione?
Dlaczego tak mało ekspertyz przeprowadzono przed stworzeniem raportu Millera?
To jedynie mała garstka pytań, jakie powinny paść pod adresem komisji Millera, w czasie spotkania z jakimkolwiek rzetelnym dziennikarzem.
Jednak nie padają one na spotkaniach z "GW". Nie ma ich w tekstach, jakie publikuje ta gazeta. Ten trop myślenia i drążenia tematu smoleńskiego jest również obcy redaktorowi Czuchnowskiemu.
On zamiast zająć się sprawą dla Polski najważniejszą, zamiast spełnić swoją powinność jako dziennikarz najmuje się i realizuje interesy skompromitowanego generała.
Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Święta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda
- głowił ks. Józef Tischner.
I tej trzeciej prawdy w publikacjach "GW" o smoleńsku jakby najwięcej...
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/150460-znajac-lata-dzialalnosci-wyborczej-trudno-sie-dziwic-tekstem-czuchnowskiego-ale-jego-ustawka-z-wladza-bije-po-oczach?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.