Bartosz Kownacki: Szkoda, że eksperci komisji Millera są lepszymi specjalistami od mowy ciała i "kontekstów sytuacyjnych", niż od techniki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

O Błasiku w kokpicie - wyczerpująco. O tym, że to nieprawda ani słowa. Tak wygląda rzetelność "Gazety Wyborczej". O konferencji ekspertów komisji Millera zorganizowanej w jej siedzibie rozmawiamy z Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.

 

wPolityce.pl: Jak pan ocenia przebieg wczorajszej debaty ekspertów komisji Millera w "Gazecie Wyborczej"? A także ich ostatnio wzmożoną aktywność medialną?

Mec. Bartosz Kownacki: Ta aktywność jest niewątpliwie dowodem na to, że komisja Millera nie radzi sobie z obroną swego raportu i musi teraz tego rodzaju działania podejmować. Ja bym sobie wyobrażał, że zespół ekspertów, który wydaje końcowy dokument nie musi już zabierać głosu, bo doklument broni się sam. Bo zawarte w nim tezy bronią się przez dowody. Natomiast tu mamy do czynienia z sytuacją, że duża część ustaleń komisji Millera nie jest w stanie się bronić. Pojawiają się nowe fakty i ustalenia, a eksperci nie mogą się odwołać do konkretnego fragmentu raportu, konkretnej strony, konkretnego załącznika czy eksperckiej opinii, bo albo takich nie ma albo są zrobione nierzetelnie. Dlatego ta komisja próbuje bronić się przez publiczne występy ale tylko w życzliwych sobie mediach, na "swoim gruncie". To znaczy, że ci eksperci boją się pójść na grunt neutralny, czy skonfrontować się z biegłymi z drugiej strony.

No właśnie, zaproszenia na debatę z naukowcami organizowaną przez zespół parlamentarny przyjąć nie chcą...

Boją się, że ich argumenty są zbyt słabe, że nie obronią się w debacie publicznej, nie wśród tych którzy popierają ich ustalenia, tylko wśród ludzi, którzy mają zupełnie inne spostrzeżenia oparte na faktach i takiej dyskusji nie chcą prowadzić. Także ich aktywność medialna jest prowadzona tylko w sposób, który jest dla nich bezpieczny. W mojej ocenie ta konferencja miała właśnie taki przebieg.

Przyznam, że w pierwszej części ta konferencja nie wniosła nic nowego. To był telegraficzny skrót wcześniejszych ustaleń komisji Millera. Natomiast ja się udałem tam z jednego względu. Nie zgadzam się z jej ustaleniami, a nie było wcześniej możliwości skonfontowania się z ekspertami tej komisji i zadania choćby kilku pytań. Więc chciałem zadać choćby kilka zasadniczych pytań.

Pytał pan przede wszystkim o kwestię obecności generała Błasika, o dowody, które pozwoliły im stwierdzić, że wywierał on "pośrednią presję" na załogę. Usatysfakcjonowała pana odpowiedź o "kontekście sytuacyjnym"?

Ta komisja pokazała, że zasiada w niej wielu ekspertów od "kontekstów sytuacyjnych" i mowy ciała. Bo przecież "mową ciała" uzasadniano też rzekome potwierdzanie ustaleń komisji przez świadka pokazanego w filmie Anity Gargas. Szkoda, że nie mamy równie dobrych ekspertów jeśli chodzi o kwestie techniczne. Jeśli chodzi o sprawę generała Błasika, ci eksperci nawet nie potrafili wyjaśnić swego stanowiska. Moje pytanie było bardzo konkretne: jak to się stało, że ten sam głos w jednej opinii został przypisany jednej osobie, a w drugiej - innej. I wtedy zetknąłem się z bełkotliwymi tłumaczeniami, że przecież wiem, że nagrania były słabe, że coś tam "kontekstem sytuacyjnym" załatwiono. A przecież ekspertyza fonograficzna jest jednoznaczna. I powinni wyjaśnić, że ta szczególna cecha jakim jest głos została błędnie rozpoznana. Próbowano stworzyć jakąś dziwną konstrukcję logiczną, że skoro są inne nierozpoznane głosy w kokpicie, to jeden z nich ma należeć do generała Błasika. Co jest kompletną nadinterpretacją i nieprawdą. Ale przecież pytałem też o inne dowody. Można było je zaprezentować. Tej kwestii nawet nie poruszono. Eksperci zapewne bali się, bo jedynym rzekomym dowodem jaki przedstawiano kiedyś, była obecność ciała generała w sektorze nr 1. Tylko problem polega na tym, że w tym samym sektorze, jak ujawniła prokuratura, było też pozostałych 11 osób. I tu już ten dowód się nie bronił. Więc skoncentrowano się na analizie fonoskopijnej, której zresztą nie potrafili obronić. Bo albo ekspert potrafi zakewstinować opinię innego eksperta, że popełniono błąd – zdarza się. Albo musi przyznać, że sam popełnił błąd. Niestety nie mieli odwagi nawet przyznać, kto w tym "kontekście sytuacyjnym" wskazał generała Błasika.

Pytał pan również o zachowanie "Gazety Wyborczej", która rozpisywała się o rzekomej presji ze strony generała, a gdy prokuratura zakwestionowała jego obecność w kokpicie – nie wspomniała o tym ani słowem. Agnieszka Kublik zadeklarowała, że odpowie Panu na to pytanie poza konferencją. Odpowiedziała?

Zadanie takiego pytania było moim obowiązkiem. Ono dotyczy, niestety, nie tylko GW, ale i innych mediów mainstreamowych, które naprawdę z gorliwością godną brukowców opisywały wszelki teorie, supozycje i wątpliwości na temat generała Błasika. A to sprawiało ból rodzinie. Drugiej strony nie przedstawiano, bo uznawano, że to są ustalenia ekspertów przeciw uczuciem rodziny. A teraz kiedy pojawiło się postanowienie prokuratury, dokument urzędowy, który rozstrzyga tę kwestię, to te media powinny poinformować. Dlatego zapytałem dlaczego w GW nie było nawet drobnej wzmianki na temat decyzji prokuratury. I zapytałem czy to rzetelne dziennikarstwo. Nie uzyskałem odpowiedzi ani na konferencji ani po, kiedy pani Kublik uciekała przed kamerami, gdy dziennikarze chcieli ja o to zagadnąć. Później usiłowała mnie przekonać, że nie ma dowodu, że gen. Błasik nie był w kokpicie. No cóż, pani redaktor Kublik nie ma również dowodów, że kosmitów nie było w kokpicie. Jest tylko kwestia logicznego rozumowania, prawdopodobieństwa i rzeczowości. My nie mamy udowadniać, że kogoś nie zabiliśmy! To komisja i prokuratura ma udowodnić, że było tak i tak, a nie budować fantastyczne teorie. Bo skoro błędnie odczytano dość proste zapisy fonoskopijne, zapisy rozmów, to powstaje pytanie czy również na podstawie "kontekstu sytuacyjnego" a może wskutek sugestii Rosjan nie odczytano podobnie  pozostałych kilkudziesięciu tysięcy linijek zapisu pozostałych parametrów lotu. Redaktor Kublik nie była mi w stanie odpowiedzieć dlaczego "Gazeta Wyborcza" tak się zachowała. Wczoraj przekazałem jej redaktorom wszelkie materiały dotyczące tej sprawy. Być może długo muszą je analizować. W każdym razie dziś również nic na ten temat się nie ukazało. Pozostaje ocenić, czy na tym polega rzetelne dziennikarstwo.

Rozmawiała: Anna Sarzyńska

obejrzyj też wymianę zdań pomiędzy Bartoszem Kownackim i Agnieszką Kublik podczas konferencji na Czerskiej (nagranie od 12' 54"):

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych