Naiwnie sądziłem, że powołanie specjalnego zespołu pod kierownictwem Macieja Laska przyniesie może nie przełom, ale choć mały krok do przodu w kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej; wydarzenia, co do którego ponad połowa Polaków ma wątpliwości, pytania, czuje się po prostu niedoinformowana. Przewodniczący PKBWL tłumacząc intencje swojego zespołu mówił:
Widzimy potrzebę przełożenia naszej pracy na język zrozumiały dla większości ludzi. (...) Podjęliśmy taką decyzję, że chcemy dyskutować z alternatywnymi teoriami i pokazywać, że niestety nie mają one potwierdzenia w faktach
- przekonywał Lasek.
To naprawdę świetny pomysł i piszę to zupełnie bez ironii. Nie ma lepszej okazji do rozwikłania tego sporu niż porównanie hipotez, konfrontacja, dyskusja. Szef PKBWL rozpoczął zatem tournee po mediach - gościł chyba w każdej porannej audycji radiowej, udzielał wywiadów "Gazecie Wyborczej" czy "Polityce", pokazywał się w telewizji. Z czasem tezy raportu zaczęli bronić także inni przedstawiciele komisji Millera. Co znamienne, tournee nie objęło ani jednego konserwatywnego tytułu krytycznego wobec ustaleń zespołu. Ukoronowaniem otwartości w tej sprawie była debata w siedzibie "Gazety Wyborczej", na której stawiło się siedmiu członków ministerialnego zespołu, ósmy był wśród publiczności.
CZYTAJ WIĘCEJ: Konferencja na Czerskiej - tak, ale rozmowa z naukowcami - nie. Wystudiowana kontrofensywa autorów raportu Millera. NASZA RELACJA
Miałem okazję uczestniczyć w konferencji na ulicy Czerskiej. Niestety, wnioski z niej płynące nie są optymistyczne - nie ma co liczyć na rozwianie choć części wątpliwości. Sama debata nie przyniosła niczego nadzwyczajnego - członkowie zespołu krok po kroku, slajd po slajdzie i wypowiedź po wypowiedzi przekonywali do swoich teorii, odrzucając hipotezy ekspertów z parlamentarnego zespołu pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Pytania z sali również nie przyniosły niczego specjalnego - większość z nich była peanami na cześć raportu i wypowiedziami sugerującymi winę prezydenta Kaczyńskiego. Nieliczne wątpliwości były, w mniej lub bardziej udany sposób, odrzucane przez ekspertów komisji Millera. Sam Maciej Lasek odrzucił też po raz kolejny zaproszenie do debaty z ekspertami zespołu Macierewicza.
Po oficjalnej części dyskusja przeniosła się w kuluary. Także tutaj Maciej Lasek wraz ze swoimi kompanami, wśród fleszów aparatów i kamer, mozolnie tłumaczył swoje intencje, przekonując do swoich racji. Zapytałem kapitana Wiesława Jedynaka, jednego z członków komisji Millera, o przyczynę swoistego bojkotu konserwatywnych mediów.
Tłumaczył mi, że "mają uraz do niektórych mediów" i choć nie chciał obiecać, że zdecyduje się na rozmowę z którymkolwiek z konserwatywnych pism czy portali, to przyznał, że problem istnieje i że podejmie ten temat wśród pozostałych członków komisji Millera. Trzymamy za słowo.
Poza tym, chodzę do mediów, gdy to naprawdę jest konieczne
- tłumaczył Jedynak, który gościł w ostatnich dniach zarówno w programie Tomasza Lisa, jak i Moniki Olejnik.
O tę samą kwestię zapytałem kilka minut później Macieja Laska, argumentując, że jeśli chcą dotrzeć do nieprzekonanej - a przecież tak dużej - części społeczeństwa, muszą rozmawiać także z krytycznymi wobec niego mediami. Odpowiedź niemal identyczna:
Panie redaktorze, jeśli chcą Państwo przeprowadzić rozmowę, to, jakby to powiedzieć, muszą Państwo odzyskać nasze zaufanie; musicie coś zrobić w tej kwestii
- sygnalizował przewodniczący PKBWL.
Na moją odpowiedź, że najlepszym sposobem "odzyskania zaufania" jest rzetelny, autoryzowany wywiad, Lasek prezentował cały katalog żali - że "Gazeta Polska" kilka dni po katastrofie przeprowadziła z nim wywiad, którego nie opublikowała, że w konserwatywnych pismach znajduje ciągłą krytykę jego postaci, że czyta pod artykułami całe mnóstwo niewybrednych komentarzy...
Naszej krótkiej rozmowie przysłuchiwała się Agnieszka Kublik z "Gazety Wyborczej", która w końcu nie wytrzymała:
Przecież może Pan spisać tutaj pana Laska, to co mówił na konferencji. Po co Wam wywiad?
- pytała.
Na tym absurdalnym pytaniu zakończyłem tę krótką wymianę zdań. Naprawdę szkoda, że zespół Macieja Laska postanowił wpisać się w szerszą tendencję, jaką w sprawie katastrofy smoleńskiej prezentuje władza i prokuratura.
Podsumujmy, jak wygląda przekonywanie wątpiących w sprawie przyczyn katastrofy i śledztwa smoleńskiego. Rządzący w ordynarny sposób odmawiają dłuższej rozmowy, prosząc - jak premier Tusk - "o choć jeden wolny dzień od Smoleńska", bądź - jak prokurator Seremet - przekładając termin rozmowy na św. Nigdy. Butę rządzących doskonale widać było w końcowej części "Anatomii upadku" Anity Gargas.
Prokuratura wojskowa zamiast próbować jasnymi komunikatami porządkować śledztwo, woli kluczyć i kiwać się w niejednoznacznych komunikatach. Kwestia wykrycia śladów trotylu na wraku tupolewa czy dziwne sugestie o możliwości zakończenia śledztwa bez sprowadzenia wraku były świetną ilustracją tego podejścia śledczych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Wojskowi śledczy sami podkopują zaufanie do swojej instytucji. A to właśnie ona ma klucz do tego, jak Polacy ocenią śledztwo ws. 10/04
Wreszcie zespół Macieja Laska, powołany na bazie komisji Millera, zamiast krok po kroku, żmudnie i do znudzenia odpowiadać na każdą, nawet najmniejszą wątpliwość, okopuje się w swoich szeregach, bezpiecznych mediach, i samozadowoleniu. Odmawia wywiadów, odmawia konfrontacji w zaplanowanej na 5 lutego na UKSW konferencji naukowców.
W takiej atmosferze wątpliwości wokół sprawy 10/04 będą tylko rosły. Nie traci na tym żadna partia, żaden polityk czy publicyści; traci na tym sprawa. Bo obojętnie, kto ma rację - zespół Millera czy Macierewicza, i obojętnie gdzie leży prawda - to bez dobrej woli i otwartej przyłbicy po obu stronach tego sporu, nie uda się rozwiać choć części wątpliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149855-otwarta-przylbica-macieja-laska-tylko-w-siedzibie-wyborczej-jego-zespol-podobnie-jak-rzad-i-prokuratura-jest-zamkniety-na-dialog-z-majacymi-watpliwosci