Oglądałam ten film w jakby dwóch postaciach. Jako Polka, człowiek zainteresowany tym, co się wydarzyło, także jako polska patriotka, bo tak siebie oceniam, ale też jako reportażystka. I w obydwu tych wcieleniach czułam się obrażona - mówi w rozmowie z Dorota Łosiewicz dokumentalistka Barbara Stanisławczyk.
Barbara Stanisławczyk: To jest kwestia przekroczenia wszelkich granic. To jest przekroczenie granicy niezależności reportażysty, dokumentalisty i dziennikarza. Twórcy w ogóle, nawet fabularnego. To jest przekroczenie jakichś norm manipulacji, bo to już jest manipulacja, to nie jest dokument. To jest stek kłamstw, które się pojawiły, a poza wszystkim to jest bardzo kiepski obraz filmowy.
Rzuca pani bardzo ciężkie oskarżenia, dlaczego?
Barbara Stanisławczyk: Dlatego, że ten film nie odpowiada na podstawowe pytania. Na przykład takie, dlaczego na wysokości stu metrów, kiedy piloci powiedzieli: "odchodzimy", co jest udokumentowane - nie są w stanie podnieść tego samolotu. Nie ma w filmie również ani słowa, dlaczego nie odnaleziono czarnej skrzynki, która jako jedyna miała zapis celuloidowy. (...)
Mówiła pani także o manipulacjach, na czym one miały polegać?
Barbara Stanisławczyk: Film "Śmierć prezydenta" to także manipulacja w sferze obrazu. W żadnym momencie filmu nie pada stwierdzenie, że obraz, który widzimy jest zwykłą fabułą. Że jest po prostu odgrywany przez aktorów. A przecież przekaz werbalny to jest zaledwie 7 procent, a 93 procent przekazu to właśnie obraz. To jest "body language", to są miny, to wszystko to, co widać. Pokazano nam za sterami głupków, którzy robili idiotyczne miny. Ja nie byłam w stanie tego oglądać.
Wuj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149822-studio-telewizyjne-wpolitycepl-barbara-stanislawczyk-national-geographic-traktuje-mnie-polke-jak-idiotke-a-polakow-jak-stado-baranow