W liście lewicowych "naukowców" zawarto jawną groźbę: kto będzie się przeciwstawiał ofensywie homoseksualizmu, dla tego nie będzie miejsca na uniwersytecie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Podczas ubiegłotygodniowej debaty w Sejmie nad projektami w sprawie związków partnerskich posłanka PiS prof. Krystyna Pawłowicz stwierdziła:

"W relacjach homo nie ma żadnego pożycia, jest najwyżej jałowe użycie drugiego człowieka, traktowanego jak przedmiot".

Podkreślała, że proponowane związki mają cel "czysto hedonistyczny, autodestrukcyjny dla człowieka, partnera, członków jego rodziny, mają zapewnić na koszt społeczeństwa i budżetu, ale nie w interesie społecznym wygodne i łatwe praktykowanie egoistycznych pragnień".

Zdania, które mnie nie oburzają, a nawet więcej: właściwie mógłbym się pod nimi podpisać. Z kolei wypowiedź odnosząca się bezpośrednio do "posłanki" Grodzkiej była może nieco zbyt bezpośrednia, wiecowa, ale też nawet nie zbliżała się do poziomu reprezentowanego przez np. profesora Niesiołowskiego.

W atmosferze narastającego terroru poprawności politycznej, słowa prof. Pawłowicz wywołały furię. W specjalnym liście głos zabrała grupa "pracowników naukowych". Piszę w cudzysłowie, bo wśród osób prezentujących się jako obiektywni miłośnicy prawdy i standardów znajdziemy wzywającą do uśmiercania nienarodzonych dzieci prof. Środę, wzywającego do łamania prawa w walce z opozycją prof. Marcina Króla i byłego kapłana prof. Stanisława Obirka.

Najważniejsze zdanie listu brzmi:

Dziś żaden szanujący się uniwersytet nie dopuściłby, by jego profesor wypowiadał jawnie antysemickie, oszczercze tyrady. Mamy nadzieję, że już niedługo tak będzie z homofobią i transfobią.

Porównanie niechęci do homoseksualizmu z antysemityzmem jest na polskim gruncie nowym zjawiskiem. Pośrednio jest także dowodem, jak bardzo instrumentalnie środowiska lewicy traktują problem antysemityzmu; w tym ujęciu staje się on zwykłą pałką na przeciwników ideowych.

Zauważmy, że w liście zawarto niemal jawną groźbę: kto będzie się przeciwstawiał ofensywie homoseksualizmu, dla tego nie będzie miejsca na uniwersytecie. Patrząc na przykład zachodu, nie jest to groźba jałowa. Już w przypadku prof. Pawłowicz mamy wezwanie skierowane władz uczelni zatrudniającej posłankę, "by upomniały swoją podwładną".

Przyspieszenie reżyserskich działań agresywnej lewicy w stosunku do społeczeństwa polskiego zbiega się z wyraźną degradacją pozycji Polski na wielu polach, przy jednoczesnym wzroście potęgi sąsiadów i osłabieniu międzynarodowych instytucji. Zagrożenie jest więc podwójne: cywilizacyjne i geopolityczne. A pamiętajmy, że zniszczenie kodu tradycyjnej moralności przyniesie naszej ojczyźnie więcej szkód niż państwom zachodu, bo nie mamy asekuracji w postaci materialnego dorobku wielu pokoleń czy choćby silnych instytucji, działających siłą rozpędu.

Polska ma jednak tę przewagę nad państwami zachodu, że może obserwować skutki lewackich eksperymentów. W sferze obyczajowej skutkiem najważniejszym jest samotność człowieka - za sprawą rozbicia rodziny, a w sferze społecznej utrata wolności, za sprawą poprawności politycznej.

To naprawdę ostatni moment, by powstrzymać tę nawałę. Nie wystarczy klikać, trzeba się ruszyć.

PS. Zaskakuje łatwość budowania przez lewicę niektórych skojarzeń (homofobia - antysemityzm), i ślepota na inne, dużo bardziej oczywiste skojarzenia, choćby takie jak aborcja eugeniczna - nazistowskie programy eugeniczne, czy wreszcie aborcja ogólnie - niewolnictwo.

POLECAMY: Czytelnia wPolityce.pl poleca książkę prof. Roberta de Mattei "Dyktatura relatywizmu". Część druga

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych