Gowin kreowany na czołowego „odnowiciela” polskiej polityki? Z takiej zmiany zadowolony byłby Pałac Prezydencki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

Po piątkowym głosowaniu nad związkami partnerskimi, w którym duża część klubu Platformy Obywatelskiej swoimi głosami odrzuciła wszystkie trzy projekty, wywołała swoistą euforię wśród konserwatystów. Symbolicznym bohaterem pozytywnym dnia i weekendu był minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który zadeklarował, iż uważa wszystkie trzy zgłoszone projekty za niekonstytucyjne. Jednak Gowin może wcale nie być „renegatem” Platformy – na naszych oczach raczej kreowany jest scenariusz „pokojowej zmiany warty” na szczytach władzy.

 

Rafał A. Ziemkiewicz już od dłuższego czasu słusznie zauważa, iż Platforma Obywatelska odtworzyła peerelowski wzorzec rządów monopartii, z jak to określa „jednym narodem, jednym wodzem i jedną platformą”. Ziemkiewicz powołuje się tutaj na doświadczenia zmian na szczytach władzy jakie dokonywały się w PZPR – tam nie można było dokonać zmian we władzach, swoistego „odbetonowania” struktur inaczej jak przez kryzys – wywołany najczęściej celowo. W ten sposób do władzy doszedł Wiesław Gomółka, potem zastąpiony przez Edwarda Gierka po krwawej łaźni zgotowanej robotnikom na Wybrzeżu (gdzie jak wiadomo głównym rozgrywającym był Wojciech Jaruzelski – bez jego rozkazu wojsko nie miało prawa nawet zdjąć karabinu z ramienia). PO skutecznie odtworzyła ten model – partia kontroluje praktycznie wszystkie obszary życia publicznego, dominuje media, jednocześnie likwidując przyczółki wolności słowa, lub przynajmniej stara się im maksymalnie utrudnić funkcjonowanie. Platforma „wzięła” administracje, służby, rady nadzorcze… wszystko co było do rozszabrowania w istocie zostało rozszabrowane.

Jednak jak to zazwyczaj bywa w sytuacji gdy władzę przejmują ludzie, delikatnie mówiąc, do tego nie mający predyspozycji, system staje się coraz cięższy i coraz bardziej rozlazły – oczekiwanie na najprostszą decyzję administracyjną trwa miesiące, w każdym aspekcie życia już w tej chwili panuje kryzys, państwo nie działa, nie funkcjonuje, „rozłazi się w szwach” a wszelkie próby zmian (deregulacja!) postępują powoli albo natrafiają na administracyjny imposybilizm. Do tego dochodzi postępujący kryzys gospodarczy, za którym bez wątpienia pójdzie kryzys społeczny, a więc coś najbardziej groźnego dla władzy monopartii w każdym kraju.

Jednocześnie widzimy, iż niezadowolenie społeczne przybiera coraz bardziej zorganizowaną formę, bo czyż wyrazem niezadowolenia i oporu wobec władz nie są wielotysięczne marsze Radia Maryja, ogromne zainteresowanie cyklem debat eksperckich Prawa i Sprawiedliwości (bez względu na poparcie zainteresowanych dla samej partii) czy coraz sprawniej organizujący się, i chyba najbardziej przerażający dla władzy, Ruch Narodowy? Bez wątpienia.

W tej sytuacji władza z pewnością od dłuższego już czasu szykuje operację „odwilży” – już Arystoteles pisał o tym, iż złego tyrana obala „dobry” tyran. Zasadę tę jak wspominałem uskutecznił PZPR, zaś Platforma staje się także i w tym względzie jego spadkobiercą. Jednak jest też inna zasada – w przypadku narastania społecznych nastrojów lepiej dla władzy „odpalić” je w wygodnym dla siebie momencie i wygodnej dla siebie formie niż czekać, aż obywatele zorganizują się spontanicznie. Próby, swoiste „rozpoznania walką”, widzieliśmy już na przestrzeni ostatnich miesięcy – wielka operacja z łapaniem Brunobombera, potem potępienie zabójstwa Narutowicza i ofensywa walki z mową nienawiści. Sejmowa secesja platformianych konserwatystów to być może kolejny akord w tej operacji.

Żeby była jasność – odrzucenie projektów o związkach partnerskich uważam za słuszne. Nie odmawiam też posłom PO szczerości w głosowaniu w zgodzie z własnym sumieniem. Należy pamiętać jednak, iż każdy z tych posłów jest politykiem a polityka to jednak najczęściej brudne chwyty. Wiele odpowiedzi dają też sondaże – ponad 50 proc. Polaków dobrze ocenia prezydenta Komorowskiego, zaś premiera Tuska – tylko 22 proc. To drastyczna zmiana nastrojów, choć była do przewidzenia. Prezydent stara się w tej chwili wokół siebie gromadzić nie tylko zapomnianych tuzów nieboszczki Unii Demokratycznej (Mazowiecki, Wujec et consortes), ale także sięga po innych – Michała Kamińskiego a nawet Romana Giertycha, który z dnia na dzień z „polskiego faszysty” stał się „dobrym endekiem”, jak to niedawno określił sam Adam Michnik.

Widać więc, iż w przypadku kryzysu to prezydent będzie gromadził kadrę dokonującą „odwilży” – możliwy jest wszak scenariusz narastających, złych nastrojów społecznych, które odpali się w odpowiednim dla władzy momencie. Wtedy też Pierwszy Sekretarz Platformy Obywatelskiej Donald Tusk nagle poda się do dymisji z powodu złego stanu zdrowia albo wyjedzie gdzieś na tłustą unijną synekurę. Platformiani konserwatyści zostaną wezwani przez prezydenta na rozmowy, podczas których przekona ich on do nie wychodzenia z partii, lecz do poprowadzenia pozytywnej odnowy. Premier Jarosław Gowin? To wcale nie wydaje się tak nieprawdopodobne. Z pewnością byłoby to dla władzy wygodniejsze niż przyspieszone wybory, w których zwycięzcą byłby PiS, albo już całkowicie nieprzewidywalny dla rządzących Ruch Narodowy. Wszak dla narodowców szybkie zorganizowanie się przed wyborami i złożenie list nie byłoby większym problemem, niż zwołanie kilkuset tysięcy ludzi na Marsz Niepodległości tylko przez fejsbuka.

A wiadomo, że ta ekipa władzy łatwo nie odda – zbyt dużo spraw jest do rozliczenia, z Katastrofą Smoleńską na czele, o takich kwestiach jak doprowadzenie Polski do gospodarczej ruiny i zepchnięcia nas ekonomicznie do wieku XVIII-go już nawet nie wspominam. Widać rosnącą nerwowość w ekipie Tuska, widać także zmęczenie samego premiera, coraz częściej uciekającego w bezpieczne Dolomity. Premier zapewne sądził, iż biorąc Gowina do rządu spacyfikował tego polityka, tymczasem akcje ministra sprawiedliwości rosną – także na prawicy.

Należy więc mieć się na baczności. Gowin może być istotnie kreowany na czołowego „odnowiciela” polskiej polityki. W sytuacji zmiany warty byłby on dobrym kandydatem dla obozu prezydenckiego, zaś miłość do tego polityka okazałaby się miłością mocno zawiedzioną.

 

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych