Ekologiczna hipokryzja Ruchu Palikota. Czyli o hodowli zwierząt futerkowych i nie tylko

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot..wikipedia
fot..wikipedia

Ruch Palikota lubi zabierać głos w obronie mniejszości. Oraz, jak na lewicowe (przynajmniej z definicji) ugrupowanie przystało w obronie praw zwierząt. Taka jest już (niestety) europejska tradycja, że to ugrupowania lewicowe roszczą sobie prawo do miana proekologicznych.

Ile w tym hipokryzji – pokazuje choćby ostatnio nagłośniona sprawa posła Andrzeja Piątaka, hodowcy norek, na którego fermie – jak udokumentowano na przekazanych prokuraturze nagraniach – zwierzęta stłoczone są w tak małych klatkach, że okaleczają się wzajemnie. Obrażenia – najczęściej otwarte rany na głowie – pozostają nieleczone. A wokół klatek walają się szczątki padłych zwierząt.

Czytaj więcej: Poseł Ruchu Palikota - oprawcą zwierząt? Do prokuratury trafiły nagrania dokumentujące makabryczne sceny z jego fermy

Jak sam przyznał poseł Piątak w rozmowie z Gazetą Wyborczą – rocznie na jego fermie zabijanych jest na futra 40 tys. zwierząt. I spawa znana jest od kilku lat.

A przecież to nie kto inny jak Robert Biedroń z Ruchu Palikota w debacie nad obywatelskim projektem ustawy o ochronie zwierząt (13 stycznia 2012 roku) przekonywał:

 

Humanitarne traktowanie, to traktowanie w kontekście ludzkim. To traktowanie zwierzęcia nie jako rzeczy, ale jako istoty, że powinniśmy traktować ją po partnersku w tych relacjach

 

- mówił z sejmowej trybuny.

Po tych słowach wybuchła zresztą jakaś absurdalna pyskówka z posłem Markiem Suskim z PiS, która przeniosła ciężar dyskusji na zupełnie inne tory. I tylko tyle z całej sprawy przebiło się do opinii publicznej. A szkoda, bo sama ustawa jest istotna. Wprowadza bowiem m.in. całkowity zakaz hodowli zwierząt na futra. Postulat – który od lat nie może się przebić od lat przez polski parlament, gdyż lobby futrzarskie okazuje się zbyt silne. Jak wynika z sejmowych druków projekt od ponad pół roku czeka na trzecie czytanie. Ale szanse na uchwalenie go nie są duże.Ma negatywną rekomendację ministerstwa rolnictwa. A i hodowcy zwierząt futerkowych nie zasypiają gruszek w popiele. A to spore lobby. W Polsce znajduje się ponad 600 ferm hodujących zwierzęta na futro, a nasz kraj jest – jak przekonuje znawca tematu poseł Piątak - trzecim pod względem wielkości europejskim ich eksporterem.

Smutny sukces, biorąc pod uwagę, że wśród stworzeń hodowanych i zabijanych dla swoich skór, są nie tylko zwierzęta roślinożerne jak nutrie czy króliki ale też inteligentne drapieżniki jak lisy (tak bliscy kuzyni psów) i właśnie – amerykańskie norki. Warto pamiętać, że oba gatunki na wolności prowadzą raczej samotniczy tryb życia, więc zmuszenie ich do klatkowej egzystencji w otoczeniu licznych współplemieńców jest absolutnie sprzeczne z ich naturą.

Zresztą w przypadku hodowli zwierząt futerkowych okrucieństwem jest nie sama śmierć (choć oczywiście miłośnikom zwierząt trudno ją zaakceptować), bo tę zadaje się raczej przez uśpienie – a więc bardziej humanitarnie niż krowom czy świniom - ile życie na jakie zostają skazane. Życie w ciasnych klatkach, w nienaturalnym zagęszczeniu osobników własnego gatunku, bez możliwości jakiegokolwiek zajęcia ciała i umysłu. A przecież- powtórzę się - to zwierzęta inteligentne. I choć słabo się oswajają – mają swoje potrzeby emocjonalne. W tym naturalną potrzebę swobodnego ruchu – przestrzeni, samotności.

Choć z tym oswajaniem to też ciekawa sprawa. Może to dobra okazja, by wspomnieć o bardzo ciekawym eksperymencie przeprowadzonym w Rosji właśnie na populacji dzikich lisów  przez dr Dmitrija Bielajewa. Naukowiec przez kilka lat selekcjonował zwierzęta pod kątem przyjaznego stosunku do człowieka. I już w osiemnastym pokoleniu uzyskał kilkanaście procent całkowicie udomowionych, naturalnie przyjaznych wobec człowieka zwierząt. A więc w kilkanaście lat uzyskał to co w przypadku naturalnej ewolucji u psów trwało lat kilkaset. Niestety te badania wciąż nie zmieniły dość negatywnego wizerunku lisa w europejskiej kulturze, postrzeganego raczej jako chytry morderca kur i dostarczyciel futra.


Ale wracając do ferm futrzarskich - jednym z największych problemów w takich obiektach jest przegęszczenie pomieszczeń w których zwierzęta są trzymane. A to – zgodnie z prawami natury - prowadzi nieuchronnie do zachowań agresywnych. Stąd liczne okaleczenia, rany. Teoretycznie hodowcom powinno zależeć na całości hodowanych skór. A więc na przestrzeganiu minimów przestrzennych. Ale często chęć większego zysku – przesłania tu racjonalną argumentację. A kontrole sanitarne nie są zbyt skrupulatne.

Gwoli uczciwości – Polska nie jet jakimś szczególnym wyjątkiem.. Protesty ekologów – na całym świecie podnoszą te same argumenty, podają podobne przykłady.

Nie wiem, czy nieco histeryczne akcje Brigitte Bardot dobrze przysłużyły się sprawie ograniczenie hodowli zwierząt futerkowych. Ja osobiście wolę spokojną dyskusję i przyglądanie się tym zwierzętom, ich zachowaniu, mentalności, naturalnym zwyczajom, które nieuchronnie prowadzi do przekonania, że hodowlę na futra należy ukrócić - niż działanie szokowe, oblewanie farbami, prezentowanie drastycznych zdjęć itp. Ale być może w społeczeństwach Zachodu tylko przez szok i happening można trafić do szerokiej publiczności...

Tak czy owak – hodowla zwierząt futerkowych jest moim zdaniem procederem głęboko nieetycznym. I związanym z cierpieniem hodowanych zwierząt. W dodatku – nie służy – tak jak hodowla zwierząt mięsnych zaspokajaniu podstawowych potrzeb człowieka – a jedynie jego próżności i zbytku.


I żeby była jasność – nie mam nic przeciwko wykorzystywaniu skór tych zwierząt, które zabija się na przykład dla mięsa- jak świnie, owce, czy króliki. Co więcej – uważam, że jeśli już pozbawia się je życia, to trzeba – jak najpełniej wykorzystać to co z nich zostaje. Kopyta, skóry, zęby, rogi ... tak jak to robili niegdyś Indianie po zabiciu bizona. Ale hodowanie zabijanie inteligentnych stworzeń wyłącznie dla ich pięknej okrywy włosowej – jest czymś co powinno wzbudzać sprzeciw.

W dodatku – jak wynika ze słów posła Piątaka – głównym odbiorcą polskich futer jest dziś rynek chiński. Tu znów zapala mi się czerwone światełko, bo akurat Chiny są najczęściej odpowiedzialne za spustoszenia w świecie przyrody. M.in za nakręcanie koniunktury na kłusownictwo, w tym zagładę dzikich, chronionych gatunków – takich jak słonie, czy nosorożce. Niestety medycyna chińska przypisuje kości słoniowej i rogom nosorożca nadzwyczajne właściwości lecznicze, Toteż 90 proc zabitych nielegalnie zwierząt trafia właśnie do Chin. I to z inspiracji chińskich odbiorców proceder kłusowniczy ma się wciąż świetnie. No ale to trochę inny temat.

Wracając do sprawy futer - paradoksalnie powszechnie znane nierespektowanie przez Chińczyków praw zwierząt stało się argumentem dla polskich potentatów futrzarskich. Na stronie związku Hodowców Zwierząt Futerkowych można znaleźć argument, że lepiej jest by potrzeby chińskiego rynku zaspokajali Europejczycy, którzy przestrzegają (przynajmniej teoretycznie) pewnych norm, niż żeby oddać tę dziedzinę hodowli samym Chińczykom, bo oni na żadne prawa zwierząt oglądać się nie będą. Niestety obawiam się, ze niezależnie od naszej rodzimej "produkcji" Chińczycy i tak zrobią swoje. A teoria "mniejszego zła" jakoś nigdy do mnie nie trafiała.

Pozostając przy przypadku posła Piątaka – ciekawa jestem, czy liderzy Ruchu Palikota wyciągną jakiekolwiek konsekwencje wobec swojego kolegi. Czy też jego futrzarskie miliony nakażą im przymknąć oko na cały proceder i wierzyć – wbrew faktom udokumentowanym na filmie, że cała sprawa to histeria ekologów. A być może – wrogów politycznych. Albo też może okazać się, że posłowie tego ugrupowania tak są zaabsorbowani obroną praw gejów i forsowaniem Anny Grodzkiej na stanowisko wicemarszałka, że na inne sprawy zupełnie nie mają już czasu. A sprawa norek - wszak to tylko zwierzęta – i tak sama przyschnie...

 



Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych