Jeden to złodziej, dwóch to klika, a trzech to… komisja. Nie będę przypominał ile ich było w naszej pokomunistycznej sejmokracji i do czego doszły, bo szkoda czasu i atłasu. Komisja Jerzego Millera miała jednak mieć wyjątkowe znaczenie, gdyż powołano ją niby po to, aby wyjaśniła okoliczności największej tragedii w naszej historii - katastrofy samolotu pod Smoleńskiem.
Już samo założenie, że coś wyjaśni było absurdalne. Po pierwsze, dlatego, że stworzyli ją politycy, czyli ludzie bez pojęcia w materii, z którą przyszło im się zmierzyć, po drugie, dochodzenia podjęły stosowne organy w Rosji i w Polsce. Czy powinni zajmować się tym osobno rosyjscy i polscy śledczy, postawieni wobec tych pierwszych w roli dziadów proszalnych, a to o dokumenty z sekcji zwłok, to o kopie zeznań, wreszcie o czarne skrzynki i wrak niszczonego, a potem niszczejącego samolotu, którego ani premier Donald Tusk, ani szef dyplomacji Radosław Sikorski nie zdołali wyprosić do dziś? Nie, ale nikomu nie przyszedł czy nie chciał przyjść do głowy inny sposób dochodzenia prawdy, stosowany w cywilizowanym świecie. Nic zatem dziwnego, że świat posłyszał najpierw o czterokrotnym kołowaniu samolotu nad lotniskiem, a potem o nieodpowiedzialnej załodze, którą komenderował pijany generał. Wiadomo - Polak! Właściwie powinniśmy być wdzięczni komisji MAK-u i pani Tatianie Anodinie, w końcu mogła orzec, że za sterami siedzieli urżnięci w sztok piloci w gaciach, a na pokładzie trwała… - mniejsza z tym.
Komisja Millera „kupiła” rosyjską wersję zdarzeń, bo akurat zbliżały się u nas wybory i sprawę należało jak najszybciej zamknąć. Zamknąć też powinni, zdaniem komisji, jadaczki wszyscy ci, którym nie spodobało się jej orzeczenie. A tu masz, niekontrolowani przez nią eksperci stwierdzili, że głos niby pijanego generała, który miał zmuszać pilotów do lądowania, nie jest jego głosem i najprawdopodobniej w kabinie go nie było. Gorzej jeszcze, na czarnych skrzynkach nagrał się już po uderzeniu samolotu w ziemię niezrozumiały, ludzki głos. Więc politycy zaczęli domagać się zajęcia stanowiska przez… komisję Millera.
Komisja stanowisko zajęła, że było, jak było, ale w międzyczasie pojawiły się nowe różne teorie, w tym tak przedziwne, jak ta o rzekomym uprowadzeniu prezydenckiego samolotu i wymordowaniu jego pasażerów gdzieś na odludziu. Ciekawe, kto to rozpowszechnia i czy aby celem nie jest zdyskredytowanie tych, którzy usiłują dociec prawdy. Bo przecież wszystko jest już wyjaśnione. Taki „pan Antoni Macierewicz”, który nic tylko „ogłupia Polaków”, jak stwierdził w „Gazecie Wyborczej” Paweł Deresz, wdowiec po posłance Jolancie Szymanek-Deresz, albo Antoni Krauze, który wkrótce zacznie zdjęcia do filmu fabularnego o tej narodowej tragedii i pewnie liczy na międzynarodowy rozgłos, czy nawiedzona Anita Gargas, z tą jej „Anatomią upadku”, która coś sobie ubzdurała, nakręciła, na dodatek skopiowała w paru językach i chce to na dniach pokazać w europarlamencie. Mąciwody po prostu. Przecież jest już film, zrealizowany w oparciu o jedynie słuszne ustalenia rosyjskiej i polskiej komisji, który ma wkrótce wyemitować telewizyjny kanał National Geographic…
Co tam pośpieszna wycinka drzew i zniwelowanie spychaczami terenu podsmoleńskiej tragedii, co tam jakaś „zaginiona” nie widzieć gdzie czarna skrzynka - rejestrator parametrów lotu, co tam świadkowie, którzy widzieli, jak samolot rozpadł się w powietrzu na części, zanim zahaczył o pancerną brzózkę… Niech się „Paljaczki” żrą. I niech wiedzą, kto rozdaje karty. Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek nie będzie ustosunkowywał się do filmu Gargas, bo - jak stwierdził w radiu TOK FM: „Zaraz miną trzy lata od katastrofy. Pamięć ludzka nie jest taka jak pamięć rejestratorów parametrów lotów. Mieliśmy w przeszłości nawet taki wypadek, kiedy kamery zarejestrowały co innego, niż mówili świadkowie”.
Pogratulować pewności siebie. Niestety, mąciwody zdołały zasiać różne wątpliwości, więc wokół Laska ma powstać kolejna komisja, pardon, zespół do rozjaśniania w głowach obywateli, co zdarzyło się 10 kwietnia 2010 r. „Chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób, bo dotarło do nas, że raport nie przebił się w wystarczający sposób do opinii publicznej”, uzasadnia sam Lasek. Trzeba dać odpór, takim jak np. Jan Maria Rokita, były przyjaciel premiera, który znalazł się na aucie i teraz szczuje ludzi na Onecie, że raport Millera „zawiera jawne błędy”, że nie wyjaśnia wszystkiego, bo „zdarzyło się coś jeszcze”, z czego „Tusk doskonale zdaje sobie sprawę”...
Tymczasem rodziny ofiar, które przeżyły koszmar śmierci bliskich, a potem ekshumacji ich zbezczeszczonych zwłok, nie mogą doczekać się, mimo wcześniejszych deklaracji, pomocy polskiego MSZ w znalezieniu adwokatów, mogących działać w ich imieniu na terenie Rosji. Jak mawiał Oscar Wilde, „życie jest komedią dla tych, którzy myślą, a tragedią dla tych, którzy czują”. Nasz największy dramat nie tkwi jednak w samej śmierci 96 pasażerów prezydenckiego samolotu, lecz w dalszym życiu ze świadomością bezradności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149212-piotr-cywinski-dla-wpolitycepl-anatomia-upadku-nasz-najwiekszy-dramat-nie-tkwi-w-samej-smierci-pasazerow-samolotu-lecz-w-dalszym-zyciu-ze-swiadomoscia-bezradnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.