Stefan Kisielewski pozostawił po sobie bogaty urobek felietonistyczny. Zaczął pisać wcześnie – jeszcze przed wojną. Nawet PRL go nie powstrzymał, choć bardzo próbował.
Jego teksty objęte były ścisłym rygorem cenzorskim i w pewnym momencie odrzucano wszystkie jego publikacje w „Tygodniku Powszechnym”, gdyż dopatrywano się ukrytych aluzji politycznych.
Kisiel był już tak rozgoryczony zakazem pisania felietonów, że w desperacji napisał zupełnie neutralny tekst o swoich wędrówkach po lesie. Także ten felieton nie poszedł, bowiem cenzor dopatrzył się ukrytego wezwania do... walk partyzanckich przeciwko władzy ludowej.
Publicystka Teresa Bochwic przypomina bardzo ważną i rzadką dziś cechę, jaką posiadał Kisiel:
Potrafił rozbić w puch nie oponenta, ale jego poglądy. Człowieka w ogóle nie atakował. W jego tekstach nie było grama chamstwa, tak charakterystycznego dla dzisiejszych oponentów, zwłaszcza jeśli mają szeroki dostęp do mediów.
U schyłku życia Kisielewski ustanowił nagrodę swego imienia. Dziś, gdy laureatami są takie postacie jak Janina Paradowska za 2011 rok - według wielu obserwatorów polskiego życia publicznego - nagroda zatraciła swój pierwotny sens, gdyż miała trafiać, m.in. do najlepszych publicystów. W tym roku za „najlepszego polityka” uznano Tadeusza Mazowieckiego, o którym Stefan Kisielewski mówił, że „zawsze wierzgał, gdy mówiło się coś przeciwko socjalizmowi”.
Z Nagrody Kisiela powstała parodia. Można odnieść wrażenie, że zabrakło w Polsce twórców, których można nagrodzić. Jeśli chodzi o nagrodę dla byłego premiera Mazowieckiego, to jeszcze mogę zrozumieć, bo nagradza się swoich polityków. W dziedzinie gospodarki też wydaje się wszystko w porządku (otrzymał ją biznesmen - Tomasz Zaboklicki – przyp.red.). Zaś w dziedzinie twórczości już zaczyna się nagradzać ludzi, którzy z felietonem nie mają nic wspólnego. A skoro nagrodę dostała Janina Paradowska, to już teraz nie ma kogo nagrodzić. Pani Paradowska nie jest felietonistką, nigdy nią nie była. Jest propagandzistką, a to jest zasadnicza różnica
- mówi Krystyna Grzybowska, dziennikarka, publicystka, wdowa po Macieju Rybińskim, innym świetnym felietoniście.
Jej zdaniem nagrodzenie Joanny Solskiej, dziennikarki ekonomicznej tygodnika „Polityka” także jest nieporozumieniem.
Przecież ona nie ma nic wspólnego z felietonistyką!
Krystyna Grzybowska przypomina, że Maciej Rybiński był w kapitule Nagrody Kisiela (dostał ją w 2002 r. – przyp. red.):
Wystąpił z niej, gdy zorientował się, że nagradza się ludzi patrząc na ich polityczne zainteresowania. To spowodowało załamanie tej nagrody, jej ducha. Kapituła stała się ciałem politycznym, politycznie poprawnym. Ta nagroda nie powinna już istnieć. Wstydzę się w imieniu fundatora, znakomitego felietonisty, który w jakiś sposób poruszał duszami ludzi, ich umysłami i który rozbudzał umysły społeczeństwa. To co dziś się dzieje, to jest ogłupianie społeczeństwa.
Slaw
CAŁY WYWIAD Z TERESĄ BOCHWIC CZYTAJ NA PORTALU stefczyk.info.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/149131-kisiel-o-mazowieckim-zawsze-wierzgal-gdy-mowilo-sie-cos-przeciwko-socjalizmowi-dzis-byly-premier-dostaje-nagrode-jego-imienia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.