Twitter, marszałkinie i kilerskie karaoke, czyli jak nie uprawiać polityki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Rafal Guz
Fot. PAP / Rafal Guz

Co łączy Twittera, marszałkinię Sejmu i śpiewanie ze stopami w odpadkach z restauracji? Z pozoru wydaje się, że niewiele, ale jeśli dobrze się przyjrzeć, to te pojęcia mają jeden, wspólny mianownik – upadek zdroworozsądkowej, polskiej polityki. Jeśli w najbliższym czasie nie nastąpi jakaś radykalna zmiana, to Sejm niedługo zamieni się w prawdziwy cyrk z marnej jakości klaunami.

Twitter w ostatnim czasie stał się bardzo popularnym środkiem komunikacji znanych osobistości ze zwykłymi ludźmi. Jednak żaden poważny polityk nie uprawia realnej polityki za pomocą Twittera. Owszem może on służyć jako użyteczne narzędzie do porozumiewania się z obywatelami, czy wyborcami, ale w żadnym wypadku nie może zastąpić realnego kontaktu. Twittera używa na przykład Barack Obama, ale wynika to bardziej z obecnego trendu niż realnego zapotrzebowania.

Niestety w Polsce jest inaczej. U nas prawdziwym mistrzem Twittera został Radosław Sikorski, który z “ćwierkania” uczynił główny element prowadzenia polityki. W każdej chwili, z każdego miejsca na świecie możemy dowiedzieć się od ministra jakichś sensacyjnych informacji, jak choćby o polskich tramwajach na ulicach Królewca. Pomiędzy nimi są też i inne wiadomości, jak choćby ta słynna – o obniżce  cen gazu dla Polski. Jeśli nie ma akurat nic ważnego do przekazania, to zawsze można podyskutować z Jarosławem Kuźniarem, czy podjąć polemikę z tekstem w GW, bo na odpowiedź zwykłemu obywatelowi raczej nie można liczyć. W taki oto sposób szef polskiej dyplomacji, psuje wizerunek naszego kraju, który przecież aspiruje do bycia jednym z liderów Unii Europejskiej.

Niedawno do grona twitterowiczów dołączył Donald Tusk. Premier chyba zdał sobie sprawę, że Polacy pałają do niego coraz większą niechęcią i pewnie dlatego postanowił przerzucić się z częścią swojej “zielonowyspiarskiej” działalności do internetu. Może liczy, że w ten sposób, chociaż trochę zatrzyma spadające słupki poparcia. Parafrazując polskie przysłowie można powiedzieć, że jak premiera oczy nie widzą, to Polaka serce nie boli. Jeśli akurat nie ma tematów politycznych, to szef rządu raczy na Twitterze obywatela opowieściami o tym jak dzielnie walczy z grypą, a żona martwi się, żeby nie chodził zbyt późno spać. Z punktu widzenia państwa – informacja kluczowa. Polityką twitterową minister świata nie zawojuje.

Zaraz po tym jak Radosław Sikorski odłożył swojego iPhone’a, z którego prowadził relację na Twitterze, na scenę wchodzi grupa wesołków spod znaku marihuany, którzy co raz zaskakują swoimi pomysłami. Kilka dni temu Wanda Nowicka z Ruchu Palikota zaprotestowała przeciwko wykluczeniu językowemu kobiet w Sejmie, żądając, żeby dokumenty kierowane do posłanek były opatrzone nadrukiem “posłanka na Sejm”, a nie “poseł ma Sejm” jak jest obecnie. I ważne żeby zwracać się do Nowickiej marszałkini, a nie pani marszałek, choć ta pierwsza forma jest i niepoprawna, i śmieszna. W międzyczasie “wicemarszałkini” znalazła chwilę czasu na wręczanie “kryształowych świeczników” ludziom “zasłużonym” w walce o świeckie państwo. W ten oto sposób poselski mandat stał się narzędziem do prowadzenia własnych wojen.

Wandę Nowicką pobił jednak na głowę Robert Biedroń. Ostatnio zasłyszałem rozmowę pewnej studentki, która była na spotkaniu z Biedroniem na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Poseł na wstępie powiedział, że jest zadeklarowanym gejem (sic!). Na sali konsternacja. Słuchacze w szoku. Widać, że po to Biedroń startował do Sejmu, żeby pochwalić się swoją orientacją. Ale czy żeby lobbować na rzecz praw dla mniejszości seksualnych potrzebny jest poselski mandat? Chyba raczej nie. A może zmieniło się prawo i obywatele nie wiedzą o tym, że popieranie związków partnerskich stało się obowiązkiem parlamentarzystów.

W październiku ubiegłego roku Biedroń zaszczycił swoją obecnością program “Kilerskie karaoke” w Eska TV. Śpiewając (a raczej fałszując) piosenkę Britney Spears musiał przejść po pojemnikach z brudnymi pieluchami, mokrymi włosami i odpadkami z restauracji. Na koniec stwierdził, że to nie nogi go bolą, a pupa, a w jego przypadku boląca pupa oznacza, że “było dobrze”. Szczyt obrzydlistwa i chamstwa. Nie licuje to z godnością sprawowanego urzędu i Biedroń powinien ponieść za to surowe konsekwencje. Ale kto wyciągnie rękę na posła o innej orientacji? Przecież nagonka na taką osobę jest pewna, bo jak można zaatakować posła-geja? Widać więc, że można bezkarnie ośmieszać powagę i majestat Rzeczpospolitej.

W taki oto sposób doprowadzono polskie życie publiczne do krainy absurdu i śmieszności. Jak tacy ludzie mogą sprawować najważniejsze urzędy i być reprezentantami Narodu? Przecież dla nich nie liczy się Polska, tylko własny interes i 5 minut sławy. Paderewski, Dmowski i Piłsudski pewnie się w grobach przewracają, jak widzą ten żenująco niski poziom polskiej polityki. Marszałek na pewno skomentowałby to w mocnych, żołnierskich słowach. Niestety jak na razie nie ma nikogo, kto by mógł zrobić porządek na naszym podwórku.

Tak poseł Biedroń reprezentuje Naród:

http://www.youtube.com/watch?v=csRaWUuTJkY

http://www.youtube.com/watch?v=X6bJf7Rtw5U

 

Marcin Strzymiński, bloger, student UG

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych