wNas.pl: „DJANGO” Błyskotliwy film Tarantino o zemście i makabrze niewolnictwa NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
materiały prasowe
materiały prasowe

„Django” opiera się na tym samy schemacie co poprzednie cztery filmy Tarantino. Prześladowany bohater bierze giwerę i robi z zadków swoich oprawców „jesień średniowiecza”. Tym razem Tarantino idzie jednak w nieco poważniejszą stronę. Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak ostrego filmu o niewolnictwie i rasizmie.

Gdy w 1994 roku Quentin Tarantino odbierał Złotą Palmę w Cannes za „Pulp Fiction”, które odmieniło kino powiedział:

Nie spodziewałem się, że wygram. Zazwyczaj wygrywają filmy, które łączą ludzi, a moje ich dzielą.

Od tego czasu każdy film Tarantino miał zagorzałych fanów jak i krytyków. Tarantino jest jednym z tych reżyserów, których można kochać bądź nienawidzić. Nie można przejść obok niego obojętnie. Zaczynam tekst od wyświechtanego stwierdzenia, by uświadomić Państwu, że zawsze należałem do pierwszej grupy ludzi. Nie ma filmu Tarantino, który nie byłby z różnych względów dla mnie ważny. Dlatego trudno mi wznieść się na wyżyny obiektywizmu i napisać suchy i analityczny tekst o „Django unchained”. Zadanie jednak ułatwia mi fakt, że film wzbudza na świecie powszechny aplauz, i jego krytycy są w poważnej defensywie. Nie przez przypadek Tarantino zgarnął już Złotego Globa za scenariusz, a jego gwiazdor Christopher Waltz znów zabłysnął w drugoplanowej roli, odbierając nagrodę w swojej kategorii. Czy „Django” będzie czarnym koniem Oscarów? Powinien być. Mamy do czynienia z prawdziwą perłą. Błyskotliwym majstersztykiem, który przypomina, że używanie pojęcia „tarantinowski” na kino innych twórców jest dziecinadą. Tarantino spokojnie może szykować sobie emeryturę. Dochodzi do Mount Everestu swoich możliwości.

[...]


Niektórzy krytycy pisali, że zarówno „Bękarty wojny” jak i „Django” dowodzą, iż Tarantino dojrzał, i chce opowiadać o tak bolących sprawach jak antysemityzm czy rasizm. O ile w przypadku wojennego filmu reżysera te dywagacje wydają się być mało poważne (struktura filmu oraz jego komiksowa końcówka wykluczają chęć nakręcenia poważnej opowieści), o tyle „Django” rzeczywiście jest takim przełomem. Tarantino postanowił w estetyce Sergio Leone, Sama Packinpaha i oczywiście „Django" Sergia Corbucciego z 1966 roku zabrać głos w sprawie niewolniczej przeszłości, kraju zbudowanego na fundamentach wolnościowych. Na dodatek twórca „Wściekłych Psów” wycisnął niespodziewanie temat jak cytrynę. W USA powstało wiele filmów o koszmarze niewolnictwa i segregacji rasowej. Jednak żaden nie podziałał tak na widza jak „Django”. Tarantino skorzystał z metody Mela Gibsona, który pokazując dokładny, brutalny, krwawy przebieg męki Jezusa poruszył serca setek milionów ludzi. Kilka ujęć sadystycznych tortur jakich dopuszczają się antybohaterowie „Django” z pewnością wryją się w pamięć widzów. Często zarzuca się Tarantino epatowanie pustą przemocą. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Ten zarzut nie dotyczy jednak „Django”. Tutaj pokazanie przemocy jest jak najbardziej uzasadnione.

(...)

Zawsze przewrażliwiony na punkcie rasizmu Spike Lee powiedział, że bojkotuje trywializujący niewolnictwo western. Myślę, że gdy już zacietrzewiony reżyser ochłonie i obejrzy „Django”, to zrozumie jak nonsensowny zarzut stawia filmowi Tarantino. Oczywiście reżyser mógł w pewnym momencie zamienić swój film w moralitet o grzechach Ameryki, i wzorem hipisowskich westernów z lat 60-tych oskarżyć białych Amerykanów o ludobójstwo. Reżyser wolał jednak dokonać piruetu narracyjnego. W miejscu, gdzie spodziewamy się patetycznej rozmowy o wolności jednostki, dostajemy Wuja Toma- Stephena (fenomenalny Samuel L. Jackson), który jest dla swoich czarnych braci nieraz surowszy niż ich biali właściciele, za co zresztą spotyka go najsurowsza kara.

(...)


Jak zwykle w przypadku filmów Tarantino, dostajemy festiwal wielkich kreacji aktorskich. Jammie Fox jako „Django” został wybrany do roli z uwagi na to, że pochodzi z Teksasu i rozumie co znaczy być „czarnym kowbojem” na południu USA. Trudno było podejrzewać, że nie poradzi sobie z rolą, szczególnie, że jest to zdobywca Oscara za rolę Raya Charlesa. Świetnie wypada znów Leonardo di Caprio w roli sadystycznego „arystokraty”. Samuel L. Jackson powinien dostać nominację do Oscara kreację perfekcyjnego niewolnika z wizji Huxleya. Niewolnika, który kocha swoją pozycję społeczną. Show kradnie jednak Christopher Waltz- austriacki aktor odkryty przez Tarantiono do roli nazisty Landy w „Bękartach Wojny” , za którą zgarnął Oscara. Jego Schultz jest dosyć podobny do Hansa Landy. Jest tak samo cyniczny, piekielnie inteligentny i z sekundy na sekundę staje się absurdalnie brutalny. Jedno go jednak od nazisty różni. Schultz zabija tylko łotrów, i okazuje się być altruistą. Niemiec jest najbardziej skomplikowaną osobą w historii Tarantino. Chyba dobrze się stało, że Andrzeja Sekułę i Giullermo Navvaro zastąpił ostatnio u Tarantino Robert Richardson. Jego wysmakowane ujęcia plenerów Dzikiego Zachodu w zestawieniu z trickami zaczerpniętymi od Sergio Leone robią piorunujące wrażenie. No i w "Django" znów dostajemy porcję cudownej muzyki, na którą składają się kompozycję Ennio Morricone, klasyki z lat 70-tych oraz najnowsze hip-hopowe utwory. Po seansie pobiegłem kupić soundtrack, z którym długo się nie rozstanę.

CZYTAJ CAŁĄ RECENZJĘ ŁUKASZA ADAMSKIEGO NAJGŁOŚNIEJSZEGO FILMU POCZĄTKU TEGO ROKU. ZOBACZ TEŻ  OBSZERNE FRAGMENTY "DJANGO". TYLKO NA WNAS.PL!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych