Horst Strub z Badenii-Wirtembergii wciskał kiedyś spodnie w wysokie podkute buty i jak koledzy neonaziści, których bardzo kochał, golił sobie łeb na łyso.
A kochał ich szczerze, gdyż był gejem. Niestety, niemieccy narodowcy z NPD, ideowej spodkobierczyni hitlerowskiej partii NSDAP, nie tolerują „żadnego pedalstwa” w swych czystoaryjskich szeregach, więc Horst zzuł glany, zapuścił włosy, nałożył na twarz makijaż i przywdział suknię - teraz mógł już bez problemów uwodzić chłopaków. Tyle, że nie tych NPD-owskich brutali, tamci - jak mówi - „byli moją wielka pomyłką”. Szczęście znalazł wśród członków postkomunistycznej partii Lewicy, która chętnie wzięła go, sorry, ją pod opiekę, jako że w międzyczasie Horst coś sobie wyciął, coś przyprawił i dziś jest łagodną Monicą Strub. Tym samym stał się „normalną kobietą”, normalnie kochającą facetów, znaczy hetero. Nie tak dawno rosła „Moni” (186 cm wzwyż), jak pieszczotliwie nazywają ją partyjni towarzysze, wystartowała w wyborach do badeńskiego parlamentu.
Na tym naszym bożym świecie wszystko jest możliwe. Pastor, powiedzmy, Mueller z Sauerlandu latami nauczał z Biblii swych parafian, jak osiągnąć prawdziwe szczęście, lecz sam szczęśliwy nie był. Od małego miał słabość do mężczyzn, ubierał potajemnie damskie ciuchy i w swym trwającym trzynaście lat małżeństwie czuł się jak świnia w rajstopach. Wreszcie powiedział: dość! Oznajmił żonie i władzom kościelnym, że wkrótce będzie panią Mueller. Coś sobie wyciął, coś przyprawił i wkrótce na biurku biskupa znalazło się podanie „pastorki” o przeniesienie do innej parafii. U ewangelików gej może być proboszczem, a nawet ubiegać się o najwyższe stanowiska kościelne, nie gra też roli, kto, z kim żyje, on z onym, czy ona z oną, istnieje nawet konwent pastorów-gejów i pastorek-lesbijek. W końcu, jak podkreśla ewangelicko-luterańska biskupka Maria Jepsen, „podstawowym kanonem etycznym wiary chrześcijan jest duch miłości”.
Więc i ja w tym duchu, tak a propos zapowiedzi szefa Ruchu kochających inaczej Janusza Palikota, którego tak dotkliwie ugniata w mózg sejmowy krzyż, że chciałby go ściągnąć ze ściany pod osłoną nocy. Nie wiem tylko, co zamierza zdjąć ze skretyniałej - jak określił w „Kropce nad i” - posłanki Beaty Kempy, ale już się boję. Może i on niech coś sobie wytnie, coś przyprawi, znalazłbym notabene jeszcze paru, którym poradziłbym ten zabieg, może wtedy skończyliby tę swoją „wojnę polsko-polską”, którą sami rozpętali i wciągają cały naród. „Janusz” czy „Janka”, „Lechu” czy „Lechinia”, „Stefan” czy „Stefa”… - mnie tam wszystko jedno, oby tylko osiągnęli wreszcie równowagę psychiczną, a my wszyscy po prostu święty spokój.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/148923-piotr-cywinski-dla-wpolitycepl-wycinanie-przyprawianie-moja-zyczliwa-rada-dla-posla-palikota-i-jeszcze-paru
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.