Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy widziałem Michała Kuleszę ostatni raz. Kilka lat temu w korytarzu jakiegoś radia. Zamieniliśmy parę miłych zdań. Był zmieniony fizycznie. Nie tylko z powodu coraz starszego wieku. Był też przygaszony, nie taki jak kiedyś, ofensywny, angażujący się we wszystko, rzucający się na problemy nie tylko po to żeby je ze swadą podsumować. Po to aby mieć wpływ.
Naturalnie jak wszyscy wiedziałem o jego chorobie. Ona ograniczyła w ostatnich latach jego aktywność. Kilka razy wracał do komentowania rzeczywistości, jeszcze występował z inicjatywami, o czymś debatował, o coś zabiegał. Ale z melancholią człowieka, który oglądał już świat zza szyby. Może ta szyba raz była bardziej przejrzysta, raz mniej. Ale była.
Mnie Michał Kulesza będzie się kojarzył przede wszystkim z latami 90. Wtedy niewielkie aktywa środowisk konserwatywnych mogły się pomieścić w jednym pokoju. Często był to pokój zapomnianej już dziś Grupy Windsor, która udzielała schronienia prawicowym politykom różnych barw, ale i prawicowym intelektualistom.
Pamiętam stamtąd prof. Ryszarda Legutkę, późniejszego rzecznika praw obywatelskich doktora Janusza Kochanowskiego, z nieco młodszego pokolenia Tomka Mertę, także Darka Gawina czy Darka Karłowicza. Pojawiał się aby podsumować najnowsze trendy mądrym słowem Rafał Matyja, zaglądał Wiesław Walendziak. Walczył o sprawy szkół społecznych Wojciech Starzyński. Był z polityków najczęściej Kazimierz Ujazdowski. I był Michał Kulesza.
Wtedy uosobienie troski o państwo, gejzer pomysłów, człowiek, który chciał przebudowywać rzeczywistość. Który nie godził się z tym, że mamy najwyżej lekko poprawiać dawne peerelowskie struktury. Chciał je maksymalnie przemodelować, a przy okazji wyryć na rzeczywistości maksymalnie wiele indywidualnego piętna.
Było to coś niezwykłego na tle mizerii postkomunistycznej kontrrewolucji (która nastąpiła w dużej mierze bez rewolucji zresztą). I na tle naszej, ówczesnych konserwatystów, instytucjonalnej słabości. Błąkając się po wynajętych salkach, zasłuchani kurczowo w panele, na których przekonywaliśmy jeden drugiego, że już niedługo ma być lepiej, wydawaliśmy się być zaprzeczeniem takich pojęć jak skuteczność.
A jednak Michał Kulesza dostał swoją szansę. Jego kwieciste, przyjemne dla ucha, referaty częściowo się sprawdziły. Był jednym ze współtwórców reformy samorządowo-administracyjnej po roku 1997, podczas rządów koalicji AWS-UW. Dziś sam mam rozmaite wątpliwości, czy mieliśmy wtedy we wszystkim racji. I czy rację miał Michał Kulesza – fundując nam na przykład z wielką pasją powiaty. Ale pamiętajmy: w dobie zdawkowego cynizmu postpeerelowskich cwaniaczków, którzy zdawali się na trwałe zwyciężać, tacy ludzie jak Kulesza, pełni wewnętrznego żaru, potrafili nas przekonać samą swoją naturą. Im się chciało. Oni w coś wierzyli.
Wierzyli nie tylko w praktyczne przebudowywanie struktur. Pamiętam swoją satysfakcję, kiedy na początku 1997 roku, jeszcze przed powrotem do władzy obozu solidarnościowego, wydobyłem od niego artykuł do nowego dziennika „Życie” na temat uchwalonej wtedy głosami pragmatyków z obu stron barykady konstytucji. Kulesza przypuścił na ich dzieło wielki atak. Nie tylko na konkretne ustrojowe zapisy. Także z powodu tego, czego tam nie było. A nie było aksjologii.
On, pozornie oschły prawnik, bronił takich pomysłów jak odcięcie się pięknymi konstytucyjnymi frazami od epoki PRL. Rozumiał, że nie sama litera, także i duch jest ważny. A litera jest przez tego ducha kształtowana. Niewielu było w Polsce takich prawników.
W ostatnich latach częściowe wycofanie się Michała Kuleszy, przynajmniej z przodu sceny, nie było tylko skutkiem choroby. Pozostał człowiekiem kompromisu, człowiekiem lat 90. Człowiekiem tej części prawicy, która nie podejmowała frontalnej wojny z establishmentem, starała się raczej przekształcać nasz system drogą powolnych pozytywistycznych korekt.
Nie całkiem się z nim zgadzałem, zawędrowaliśmy obaj w całkiem odmienne rejony. On był blisko obozu rządowego, ja przeciwnie. Ale brakowało mi jego swady, z jaką przekonywał nas abyśmy budowali na nowo państwo. Będzie mi brakowało jego pięknego głosu i jego wiary w przyszłość.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/148673-byl-pelen-zaru-wspomnienie-o-michale-kuleszy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.