Tuleja – papierek lakmusowy czegoś innego, niż się myśli. Nie był precyzyjny, ale wskazał na problem, którego praworządne państwo nie może lekceważyć

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Sędzia Tuleya powiedział za dużo w uzasadnieniu wyroku na doktora G., ale czynienie zeń anty-kaczystowskiego propagandysty jest także przesadą. Owszem, Kaczyńskiemu stała się krzywda, ale nie to jest dla mnie podstawowym problemem w tej sprawie.

Kaczyński (i Ziobro, i Kamiński) obroni się sam, mnie natomiast interesuje tu stan państwa, w tym stan praworządności. Dobrze byłoby, gdybyśmy się w tej debacie zgodzili co do dwóch rzeczy podstawowych: że praworządność cierpi, kiedy korupcja nie jest skutecznie ścigana oraz, że praworządność cierpi także wtedy, gdy ścigając korupcję, ponad miarę ograniczamy prawa obywatelskie. Nie mam wrażenia, by mimo werbalnych zapewnień strony tego sporu na serio traktowały obie te zasady - każda ignoruje inną. Nie mam też wrażenia, by wszyscy, którzy się w tej sprawie publicznie wypowiadają, mieli świadomość, że te wartości niekiedy wchodzą ze sobą w konflikt, i że rolą państwa jest sensownie uzgadniać tę relację.

Sędzia Tuleya nie był precyzyjny w swojej krytyce metod śledczych CBA i prokuratury, ale wskazał na problem, którego żadne praworządne państwo nie może lekceważyć: problem sporu pomiędzy skutecznością władzy (tu: wymiaru sprawiedliwości), a gwarancjami praw obywatelskich. Taki jest błogosławiony skutek jego, trochę nieporadnego, komentarza do wyroku. Dlatego armaty, jakie przeciwko niemu wytoczono, wydają mi się za ciężkie. Wystarczyło powiedzieć: za stalinizmu było nieporównanie gorzej. Ale nie należało z sędziego Tulei czynić ani zaprzysięgłego wroga CBA (w końcu wydał wyrok skazujący oparty w części na ustaleniach tegoż CBA), ani stawiać naprzeciwko niego ludzi w podeszłym wieku, którym w UB wyrywano paznokcie. Tuleja nie jest w końcu kretynem i wie, jaka jest różnica między wyrywaniem paznokci, a nocnymi przesłuchaniami. Chciał powiedzieć, że nocne przesłuchania też są torturą. Nie wyraził tego wystarczająco precyzyjnie, to fakt, ale pokazał, że skuteczność metod śledczych nie może być jedynym kryterium ich oceny. Przecież, gdyby tak było, nasza kultura prawna nie porzuciłaby tak skutecznych narzędzi wydobywania zeznań, jak łamanie kołem. A jednak je porzuciła. O czym to świadczy?

Mariusz Kamiński mówił wczoraj w programie Konrada Piaseckiego w TVN24, że owe nocne przesłuchania nie były stosowane jako dolegliwość nakierowana na wydobycie obciążających zeznań, lecz wynikały z konieczności równoczesnego przesłuchania kilkorga podejrzanych. Być może tak rzeczywiście było. Ale w takim razie można zapytać, czy nie dało się tych podejrzanych albo zatrzymać rano, albo przetrzymać ich w areszcie do rana i wtedy – równocześnie – przesłuchiwać. Takie rzeczy powinniśmy sobie wyjaśnić, żeby ustalić, jaki powinien być standard demokratycznego państwa prawa w tego rodzaju dochodzeniach. Być może Mariusz Kamiński ma 100 procent racji powiadając, że tego nie dało się zrobić inaczej. Być może – ale ja chciałbym, żeby mi dokładnie powiedziano, jak się rzeczy miały. Jakie obowiązywało prawo, jaka była sytuacja faktyczna, do której je zastosowano i czy na pewno to zastosowanie było adekwatne.

Są to bowiem rzeczy z natury swej problematyczne. Prawo karne i procedura karna pozwalają na pewne ograniczenia wolności obywatelskich i ludzkich, poczynając od kary pozbawienia wolności dla przestępców, a kończąc na niedogodnościach policyjnego zatrzymania dla podejrzanych. Jako suweren demokratycznego państwa godzimy się na to (za pośrednictwem ustawodawcy – naszego zbiorowego przedstawiciela), bo w zamian za te ograniczenia chronimy wartości, które uznajemy za wyższe. To jest – powtórzmy - pewien konflikt wartości i pewien sposób jego rozstrzygnięcia. Pytanie, czy w dochodzeniu przeciwko doktorowi G. sposób rozstrzygnięcia tego konfliktu wartości był właściwy. I w gruncie rzeczy sędzia Tuleya o to pyta – pomimo całej swej nieprecyzyjności, a nawet pomimo (ewentualnych, bo tego nie wiem) nastawień politycznych. W tym sensie powinni go docenić wszyscy, którzy myślą kategoriami dobra państwa – nawet zwolennicy PiS, którzy boleją, nad tym, że sędziego wykorzystuje się politycznie przeciwko PiS. Kto nie potrafi dostrzec tych dwóch wymiarów „problemu Tulei”, ten nie rozumie, czym jest demokratyczne państwo. Nie rozumie, że demokratyczne państwo służy wszystkim stronom wszystkich możliwych konfliktów politycznych. Tu i teraz: powinno służyć zarówno antykaczystom, jak i kaczystom jako ogólne ramy postępowania. W tych ramach raz jedni, raz drudzy muszą płacić jakieś koszta polityczne – ale to jest kwestia odrębna i znacznie mniejszego kalibru.

Mówiąc bardziej praktycznie i dosadnie: uwodzenie pielęgniarki bywa dozwoloną metodą pracy operacyjnej tajnych służb demokratycznego państwa, ale nie zawsze. Moje poczucie moralne nie cierpi, gdy uwodzi się pielęgniarkę, by np. chronić życie prezydenta. Ale cierpi, gdy się to czyni, by dopaść lekarza biorącego łapówki. Może ja nie mam racji, ale dobrze byłoby takie rzeczy wspólnie ustalić.

Z faktu, że „Wyborcza” et cons. uczyniła ze sprawy doktora G. bat na CBA, przykrywając sprawę korupcji sprawą nadużyć śledczych, nie wynika jeszcze, że nie trzeba ciągle i pod każdymi rządami sprawdzać, czy tajne służby nie stają się państwem w państwie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych