Ostatnio dzięki jednej z telewizji komercyjnych miałem okazję po raz kolejny (nie wiem już który) obejrzeć film „Dwunastu gniewnych ludzi”. Od lat obraz Sidneya Lumeta z 1956 r. uznawany jest za arcydzieło, jeden z najważniejszych filmów w historii kina. Całkowicie zasłużenie. Tak wiele jest argumentów, dla których warto o tym filmie mówić: gra aktorska; zamknięcie, całej prawie akcji filmu do jednego ciasnego pomieszczenia (i niczym w greckim dramacie jedność czasu, miejsca i akcji), co zamiast obciążeniem dla narracji stało się źródłem do zbudowania fascynującego napięcia między bohaterami i jeszcze niezwykła wartość edukacyjna – dowód siły i wiary w amerykański system sprawiedliwości. O dziesiątkach innych powodów, które moim zdaniem stawiają ten film w absolutnej czołówce najważniejszych produkcji wszechczasów nawet nie wspomnę.
I oczywiście mam świadomość, że film ten powstał, jako manifest liberalnego Hollywood przeciw karze śmierci, a tym samym mógł się stać maczugą do okładania konserwatywnej Ameryki. Tym niemniej śmiem twierdzić, że obraz ten już dawno zatracił swój ideologiczny, czy jak kto woli politykierski osad, przerósł swoich twórców i stał się ważnym świadectwem w dyskusji o wartościach i sprawach może najważniejszych – prawdzie i wolności. I dziś mogą po ten film sięgać wszyscy, którzy poważnie traktują argumenty o uczciwości w sferze publicznej i prawdzie, jako fundamencie prowadzenia dyskusji i budowania realnego społeczeństwa obywatelskiego, niezależnie po której stronie sporu politycznego się definiują, zarówno w Polsce jak gdziekolwiek indziej.
I, jak wspomniałem, nie chcę wchodzić w dyskusję o amerykańskim systemie sądowym, o funkcjonowaniu ławy przysięgłych – której obrady są kanwą opowieści – wadach, zaletach tych rozwiązań i różnicach z systemem europejskim, bo to w tym momencie nie jest istotne. Bo właśnie nie wymiar sądowy jest tu kluczowy, choć tworzywem dla filmu stała się odkształcana na wszystkie sposoby zasada domniemania niewinności, fundament dla wszystkich demokratycznych systemów prawnych. Podobnie rzecz się ma do kary śmierci (notabene, której jestem przeciwnikiem, ale nie pod wpływem obrazu Lumeta).
Ten film jest o odwadze głoszenia swoich poglądów. To jest więc hymn o prawdzie i wolności! Bo każdy, kto wierząc w zasady wolnego społeczeństwa, broni uczciwie głoszonych racji, choćby przeciw wszystkim, zasługuje na szacunek demokratycznego społeczeństwa. Bo on, nawet jeżeli się myli! walczy o prawdę. A bez prawdy nie ma wolności. Tak jest z głównym bohaterem „Dwunastu gniewnych ludzi”. Na początku jest sam, ale odważnie staje przeciw wszystkim. Bo wierzy w zasady fundujące wolne państwo. Nie jest to łatwe, spotyka się z drwinami, a nawet agresją innych. Ale z czasem dołączą kolejni, niektórzy ośmieleni jego odwagą, inni bo przecież też wierzą w te same zasady, bo wymaga tego uczciwość… Zwycięża, choć triumfuje nie on, ale system oparty na zaufaniu w prawdę i wolność.
Niech więc ten film będzie nie tylko inspiracją, ale też i duchową przynajmniej nagrodą dla tych wszystkich, którzy czują się czasem ze swoimi poglądami samotnie, nierzadko wśród agresywnych przeciwników. Dla tych wszystkich, którzy nie boją się powiedzieć głośno, że nie wierzą w pancerną brzozę, że Antoni Macierewicz (nawet, jak czasem irytujący) jest takim samym bohaterem naszej wolności jak Bogdan Borusewicz czy Jacek Kuroń. Dla tych, którzy chcą głośno powiedzieć, że śp. Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem Wolnej Polski, a wiara w Boga, jakkolwiek będąca osobistym przeżyciem, nie może być rugowana z przestrzeni publicznej.
Ja słowa te dedykuję Grzegorzowi Wąsowskiemu, który kilka dni temu napisał dla niniejszego portalu tekst o niefortunnych jego zdaniem słowach Jarosława Kaczyńskiego na temat Akcji „Wisła”. Ilość pomyj, jakie wylano na niego, jak myślę, przez tych, którzy chcą się widzieć w kostiumach patriotów była zastanawiająca. Grzegorz napisał to, w co głęboko wierzy, więc był po stronie prawdy, nawet jak zdaniem wielu się myli (ja akurat zgadzam się z jego argumentacją). Ale cóż, może taka to cena, by walcząc o prawdę narażać się większości. Józef Mackiewicz, najwybitniejszy bodaj XX-wieczny pisarz i publicysta, intelektualny Mistrz Grzegorza płacił tą cenę całe właściwie życie. Pamiętajmy więc o tym, gdy szermując ideą wolności, będziemy słowem czy gestem upokarzać, odzierać z godności innych, z którymi się nie zgadzamy. Bo upodobnimy się do tych, którzy z kłamstwa uczynili intelektualny i polityczny oręż.
I jeszcze jedno odwołanie do filmu. W obecnej posmoleńskiej rzeczywistości bardzo ciekawego znaczenia nabiera scena, gdy główny bohater – wtedy już ze wsparciem dwóch innych przysięgłych, ale wciąż w wyraźnej mniejszości – nabierając wątpliwości co do jednego z dwóch kluczowych dowodów oskarżenia zażądał przeprowadzenie eksperymentu. Spotkał się ze wściekłym atakiem części swoich przeciwników, którzy krzyczeli, że „to szaleństwo”, bo „tego się nie da zrobić”, że to „marnowanie czasu” pozostałych (choć miało trwać ledwie minutę), że to urządzanie „zabaw” i „szarad” i wreszcie pokaz kłamstwa. Hm, czy czegoś to nam nie przypomina? No właśnie i myślę sobie, że tak jak główny bohater przeprowadził zamierzony eksperyment, tak i my doczekamy się normalnego śledztwa w sprawie tego co się stało pod Smoleńskiem. Walczmy więc o prawdę, bo chronimy w ten sposób naszą wolność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/148369-slow-kilka-o-prawdzie-i-aktualnosci-jednego-arcydziela-filmowego-czyli-jak-odczytac-dwunastu-gniewnych-ludzi-w-dzisiejszej-rzeczywistosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.