NASZ WYWIAD. Płk Kowalski o zmianach w specsłużbach: Mam wrażenie, że ktoś z nami prowadzi jakąś grę. Co de facto stoi za tymi zmianami?

Gen. Krzysztof Bondaryk, Fot. PAP/Paweł Supernak
Gen. Krzysztof Bondaryk, Fot. PAP/Paweł Supernak

wPolityce.pl: "Rzeczpospolita" pisze, że za odwołaniem Krzysztofa Bondaryka mogą stać problemy polityków PO i PSL związane z aferą, która lada chwila ma ujrzeć światło dzienne. Jak Pan patrzy na sprawę odejścia szefa ABW? Czy oficjalne powody Pana przekonują?

Płk Andrzej Kowalski, były funkcjonariusz SKW, ABW i UOP: Poruszamy się w świetle czystych spekulacji. Trudno odnosić się do czegoś, co ukazuje się jedynie w formie wypowiedzi jakiegoś polityka w jakimś programie. Polityk ma swoje cele, ma swoje metody działania. To, co jest zasadne w języku polityki i w świecie polityki, nie zawsze da się przełożyć na poważne refleksje. Właściwie nie widzę podstaw, by odnosić się do szczegółów doniesień w tej sprawie. Mogę jedynie odnieść się do doświadczeń związanych z obecną władzą i sposobem prowadzenia przez nią polityki. Mogę na tej podstawie zastanawiać się, czy rzeczywistość jest taka, jak nam mówi rząd. Doświadczenie ostatnich pięciu lat, w których dowiadywaliśmy się wiele razy różnych rzeczy od polityków, a następnie okazywało się, że jest inaczej, budzi podejrzenie, że i obecnie nie do końca jesteśmy wprowadzeni w rzeczywistość. W takich przypadkach mam zawsze dużą rezerwę. Wystarczy poczekać i okaże się, jaka jest prawda.

 

Abstrahując od kulisów odejścia Krzysztofa Bondaryka, faktem jest, że w chwili zmian w służbach najważniejsza z nich została bez szefa. Czym to wszystko może skutkować?

Najważniejszym pytaniem jest sprawa samej reformy. Co my o niej wiemy? Spójrzmy na to uczciwie. Jako obywatel zastanawiam się, czy my w ogóle rozmawiamy o czymś konkretnym. O reformie w służbach premier mówi od kilku miesięcy. Obecnie dowiadujemy się, że na przełomie lutego i marca coś więcej będzie wiadomo. Jeden z posłów opozycji, wychodząc z posiedzenia komisji ds. służb specjalnych, mówił, że właściwie nie dowiedział się niczego, o czym może powiedzieć, gdyż szczegóły reformy objęte są tajemnicą. Mamy jakieś tajne dokumenty z tym związane. To wszystko wskazuje, że ciężko się odnosić do pomysłów nagłaśnianych w mediach. Mam wrażenie, że ktoś z nami prowadzi jakąś grę. Jako obywatel demokratycznego państwa, powinienem mieć możliwość poznania założeń zmian, np. przeczytania w poważnym tygodniku polemicznych tekstów kogoś z opozycji oraz kogoś z koalicji. Dowiedziałbym się, że toczy się spór dotyczący bardzo ważnego segmentu administracji. Jeżeli widzę, że toczy się jawna debata, to mnie uspokaja. Gdy natomiast słyszę, że projekty są tajne, pytam o co chodzi. Ustawa nie może być tajna, rozporządzenie wynikające z ustawy, opisujące służby specjalne nie może być utajnione. Zespół aktów prawnych, dotyczących służb musi być, jawny.

 

Co zatem może być utajniane?

Tu się zaczynają poważne pytania i wątpliwości. Trzeba się w ogóle zastanowić, co de facto stoi za zmianami w służbach? Jestem sobie w stanie wyobrazić, że stoi za nimi np. bardzo ważna zmiana rozpoznania sytuacji geopolitycznej w Polsce i to jest trzymane w tajemnicy. Coś się bardzo zmieniło, państwo doszło do wniosku, że nie można o tym mówić otwarcie, więc wytworzyło tajny projekt zmian, w oparciu o który wytworzono jawną narrację w tej sprawie. Jednak z zapewnień polityków, czy z dokumentów wydanych m.in. przez BBN, wynika, że nic się nie zmieniło w ocenie sytuacji międzynarodowej. Z tych materiałów dowiadujemy się, że poważnych zagrożeń dla Polski nie ma, no chyba, że ze strony ekstremizmu. Doszukiwanie się geopolitycznej podstawy zmian, nie jest więc uprawnione. Zasadne więc jest pytanie o co chodzi w reformie. Słyszymy jakieś hasła o zmianie w ABW, że ma się ona stać mniej śledcza, bardziej informacyjna. Mam wrażenie, że to dyskusja o sprawach drugorzędnych, a nie o sprawach systemowych. Skoncentrowanie dyskusji na uprawnieniach ABW jest nośne medialnie, ale może sprawić, że o zasadniczym kierunku zmian - w podstawie działań służb specjalnych w Polsce – obywatele dowiedzą się bardzo późno, a opozycja nie będzie miała szansy na recenzowanie poczynań rządu. Obawiam się, że to, co jest utajnione, może być właśnie związane ze zmianami systemowymi. Być może chodzi o to, by opinia publiczna jak najpóźniej dowiedziała się, do czego ta reforma doprowadzi.

 

W komentarzach dotyczących służb w Polsce pojawiają się stwierdzenia, że obecne zapowiedzi rządowych zmian wprowadzają chaos w służbach, uniemożliwiają długofalowe planowanie ich działań i stabilność pracy. Jak obecne działania wpływają na pracę specsłużb?

Takie głosy w mojej ocenie są zbytnim psychologizowaniem. Dla statystycznego oficera pracującego w służbach najbardziej bolesne sygnały dotyczą jego pozycji zawodowej i uprawnień socjalnych. To jest doskonale widoczne po skali odejść ze służby. Im więcej było w ostatnim czasie słów o zmianach w przepisach emerytalnych, tym więcej osób odchodziło ze służb specjalnych. To jest najczęstszy poziom przeżywania dylematów i wątpliwości związanych z patrzeniem przez oficerów na zmiany w prawie opisującym pracę służb. Oczywiście znam oficerów oddanych przede wszystkim służbie i sprawie bezpieczeństwa państwa. Jednak to jest mniejszość, jakieś 10-15 procent. Oni szukają odpowiedzi na pytania o cel działania służb, zastanawiają się ku czemu polityka państwa zmierza. Dla większości jednak najważniejsze są kwestie stabilizacji zawodowej.

 

A co z tą częścią - 10-15 procent, o której Pan mówi?

Dla nich zapowiedzi rządu stanowią problem. Oni widzą chaotyczność, widzą sytuację, która nie ma wiele wspólnego z długofalowością. Problem długofalowości pracy służb to nie jest abstrakcja, to jest bardzo konkretna i wymierna sprawa. Długofalowość pracy służb wynika z długofalowego planowania i myślenia o interesach państwa. Jeśli rząd interesy państwa formułuje długofalowo, to i służby mają taką perspektywę działań. Posłużę się przykładem z sąsiedztwa. Długofalowym planem niemiecko-rosyjskim było położenie rury na dnie Bałtyku. Wokół tego chodziła ogromna część administracji Rosji i Niemiec, także służby. To był ich potężny i długofalowy projekt. Taka sytuacja w Polsce widoczna była np., gdy wchodziliśmy do NATO czy UE. Wiadomo było wtedy, że to dwa długoletnie cele, wokół których również służby miały wyznaczone zadania. Jednak z przykrością muszę stwierdzić, że nie widzę obecnie takich długofalowych projektów w Polsce. Trudno więc mówić również o dalekosiężnych celach i adekwatnym planowaniu.

 

Co obecnie mogło by być takim celem?

Powstaje pytanie, czy celem strategicznym nie jest obecnie, nie daj Boże, zbliżenie polsko-rosyjskie, zgodnie ze smoleńskim standardem. Tego można się obawiać. Nie wiemy, czy jest taki projekt, faktyczny cel, czy jedynie pewna retoryka. Nie wiemy czy odbywają się już spotkania polskich funkcjonariuszy z FSB i SWR w ramach owego zbliżenia. Możliwe jednak, że to jest faktyczny projekt obozu prezydenckiego, czy rządowego, do którego będą dopasowane działania służb specjalnych. Funkcjonariusze tego nie wiedzą, ale reformę będą musieli zrealizować. I to dla tych 10-15 procent funkcjonariuszy stanowi poważny kłopot.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

 

CZYTAJ TAKŻE: A nie mówiłem… Dokładnie rok temu prognozowałem koniec gen. Bondaryka. A co teraz nas czeka? Bunt ludzi specsłużb?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych