Pani wicemarszałek z SLD cieszy się podczas Orszaku Trzech Króli z “powrotu do korzeni”. Chciałbym wierzyć, że szczerze, ale nie mogę

We wczorajszym Orszaku Trzech Króli w Rzeszowie wzięła udział m.in. przedstawicielka samorządu wojewódzkiego, wicemarszałek Anna Kowalska z SLD. Przemawiając na zakończenie uroczystości na rzeszowskim rynku, stwierdziła, że cieszy się z „powrotu do korzeni”, czego świadectwem miał być właśnie ten orszak.

Przyznam, że mnie wtedy “zatrepało”, a wypowiedź pani marszałek stanowiła nieprzyjemny (na szczęście odosobniony) zgrzyt w bardzo udanej uroczystości. Pani marszałek, izwinitie pażałsta, ale ja tego kitu nie “kupuję”. Rozumiem, że skoro inni oficjele zabierali głos, to również i Pani musiała coś powiedzieć. Ale trzeba to było zrobić mądrzej, nie licząc przy tym na to, że. wszystkich zgromadzonych na rzeszowskim rynku ogarnęła amnezja.

Problem polega na tym, że – ujmując rzecz po herbertowsku – panią marszałek zawiódł smak. Bo niesmaczna jest radość z Orszaku Trzech Króli jako przykładu „powrotu do korzeni” w wykonaniu przedstawicielki partii, której poprzedniczka – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza – owe korzenie zniszczyła. Może bowiem pani marszałek “zapomniała” – ja nie - że Uroczystość Objawienia Pańskiego, będąca jeszcze przez kilkanaście lat po wojnie dniem świątecznym, została zniesiona ustawą Sejmu PRL w listopadzie 1960 r. Tego Sejmu, w którym za wszystkie sznurki pociągała właśnie PZPR – poprzedniczka SLD.

Po drugie, niesmaczne jest mówienie o “powrocie do korzeni” przez przedstawicielkę partii, której program (jeżeli go w ogóle ma), a zwłaszcza praktyka, są nakierowane na niszczenie chrześcijańskich korzeni, na jakich opiera się Polska od ponad 1000 lat. Całe szczęście, że macie zbyt małe poparcie w społeczeństwie, by te plany skutecznie zrealizować.

Powiedzieć można wszystko. Ale powiedzieć tak, by nie obrażać inteligencji słuchaczy – o, to jednak duża sztuka!