Dla Macieja Laska to będzie wyjątkowy rok. Okazało się, że raport, pod którym złożył swój podpis pamiętnego lata 2011 roku nie został uznany za wiarygodny przez polską opinię publiczną. Co innego rosyjską...
Okazało się też, że znalazło się paru zapaleńców, którzy ślęczeli nad oficjalnymi danymi przedstawionymi przez zespół Jerzego Millera, znaleźli w nich mnóstwo nieścisłości, wykonali swoje badania (jako pierwsi), doszli do radykalnie odmiennych wniosków niż eksperci rządowi i odważyli się je publicznie głosić.
Okazało się wreszcie, że mimo ponad 30 miesięcy zapewnień o dokładaniu starań, przeprowadzaniu analiz i doskonałej współpracy z rosyjskimi partnerami, Polacy nie chcą zgodnie uwierzyć, że 10/04 zdarzyła się zwykła katastrofa spowodowana przez wygodnych-bo-martwych-sprawców – pilotów.
Maciej Lasek dostał więc nowe zadanie, bo nie uwierzę, że to autorska inicjatywa jego i jego kolegów z komisji. Musi zrobić wszystko, by skompromitować kilku naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym.
Zadanie to niełatwe, bo przeciwnik jest dużo silniejszy niż będą nam próbowali wmówić eksperci od propagandy. Narracja nowej komisji, dla której wsparcie właśnie zadeklarował Donald Tusk, będzie skupiać się na atakach wymierzonych w panów Biniendę, Nowaczyka i Szuladzińskiego, a przede wszystkim w Antoniego Macierewicza. O tym, że stoi za nimi ze swoimi autorytetami, dorobkiem naukowym i dobrym imieniem ponad setka ludzi z tytułem co najmniej doktora (którzy wzięli udział w październikowej naukowej konferencji smoleńskiej w Warszawie) będzie cicho, ciszej, najciszej.
Z jednej strony stać więc będą ludzie ryzykujący infamię w środowisku akademickim i odcięcie od finansowania działalności naukowej tylko dlatego, że zdecydowali się na opowiedzenie o swoich wątpliwościach wobec oficjalnie lansowanych tez oraz przedstawili zmuszające do myślenia badania.
Z drugiej - „eksperci”, którzy wsławili się np. słyszeniem głosów i przyporządkowywaniem ich losowo wybranym generałom lub też dokonywaniem analizy trajektorii lotu na podstawie zdjęć smoleńskich fotografów-amatorów mających dobre plecy w rosyjskich służbach.
W związku z rządową ofensywą i zapowiedzią Donalda Tuska koniecznego tłumaczenia absurdalności „niektórych zarzutów czy fantasmagorii", ciśnie się na usta kilka pytań do pana premiera:
- Dlaczego w swej bohaterskiej walce o prawdę zamiast atakować rodaków z tytułami profesorskimi od dwóch lat lęka się skorzystania z zaakceptowanego przez siebie reżimu prawnego i nie domaga się respektowania konwencji, według której Rosjanie dawno temu powinni byli zwrócić podstawowy dowód w sprawie?
- Dlaczego nie dotrzymał słowa i nie wystąpił o międzynarodowy arbitraż ws. oficjalnego raportu po katastrofie skonstruowanego przez komando Tatiany Anodiny?
- Czy również teraz skorzysta z pomocy Moskwy? Jak w kwietniu 2010 r., gdy rosyjskie papiery zastąpiły zbadanie wraku przez polskich specjalistów. Albo w kolejnych miesiącach, gdy oczekując na sfałszowane dokumenty sekcyjne, prokuratorzy wypełniali zobowiązanie ministrów złożone w Moskwie o nieotwieraniu trumien na polskiej ziemi?
- Jakie badania naukowe ma zamiar zaproponować/sfinansować/odgrzać? Czy wspierana przez niego ekipa zwróci się do prokuratury, by dostarczyła ona masę materiału dowodowego, o który nie postarali się członkowie rządowej komisji przed arcyboleśnie prostym obarczeniem winą pilotów?
- Czy naprawdę wierzy, że kolejna odsłony boju o podtrzymanie oficjalnej wersji na zawsze wymaże z naszej pamięci udowodnione w dokumentach gry z kremlowską administracją na umniejszenie rangi katyńskiej wizyty prezydenta oraz wydaną pamiętnej nocy na smoleńskim lotnisku potulną zgodę na mataczenie przez Rosjan w sprawie przyczyn tragedii?
Bo nie mam wątpliwości, że z jego pamięci nie zostanie to wymazane nigdy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/147914-nowa-komisja-laska-ma-wsparcie-tuska-to-dopiero-beda-fantasmagorie-piec-pytan-do-premiera