Mec. Kownacki podsumowuje ostatni rok śledztwa smoleńskiego. "Wszelkie inne niż oficjalne ustalenia chce się zdewaluować, obśmiać"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. KBWLLP
fot. KBWLLP

Mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, podsumowuje na łamach "Naszego Dziennika" mijający rok w kontekście śledztwa smoleńskiego. Wśród najbardziej znaczących wydarzeń wskazuje ekshumacje, które potwierdziły zamiany ciał ofiar katastrofy.

To były jasne i zrozumiałe dla odbiorców komunikaty, że śledztwo nie jest właściwie prowadzone. Ale nie tylko. Okazało się również, że zarzuty stawiane urzędnikom państwa polskiego pracującym na terenie Federacji Rosyjskiej były uzasadnione

- mówi, podkreślając, że "były to doświadczenia bardzo bolesne dla rodzin, ale znacząca część opinii publicznej zrozumiała, że państwo polskie jednak nie zdało egzaminu".

 

Mec. Kownacki stwierdza jednak, że w 2012 roku nie nastąpił żaden zasadniczy przełom w śledztwie. Wciąż na na taki czekamy.

Jednak dla mnie, z racji tego, że jestem pełnomocnikiem m.in. pani Ewy Błasik, bardzo ważnym wydarzeniem było dokonanie odczytu czarnych skrzynek Tu-154M przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. To z pewnością był przełom z punktu widzenia osób poszkodowanych. Opinia fonoskopijna nie potwierdziła wersji rosyjskiej czy wersji tzw. komisji ministra Jerzego Millera, mówiącej, że śp. gen. Andrzej Błasik był w kokpicie w chwili katastrofy. Znając akta postępowania, już wcześniej kwestionowaliśmy przesłanki, na podstawie których wysnuto taki wniosek. Jednak opinia Instytutu podważyła wiarygodność polskiej dokumentacji w tym zakresie. A o wszystkich okolicznościach sprawy wreszcie usłyszała opinia publiczna

- przypomina mecenas.

Zdaniem Kownackiego znaczenie miała też decyzja o podjęciu badań pirotechnicznych i wyjeździe do Smoleńska, co pokazało, że dokumentacja komisji Millera nie jest w tym zakresie kompletna. Podkreśla też, że do jesieni 2012 roku nikt nie stwierdził obecności materiałów wybuchowych na wraku tupolewa, więc proces analizy był nierzetelny.

To kolejny element podważający sposób prowadzenia badania. I to nie tylko przez prokuraturę, która tak długo zwlekała z decyzją o zleceniu ekspertyzy pirotechnicznej, ale przez organa badające ten wypadek.

Kownacki docenia też pracę prokuratorów, którzy pogłębiając śledztwo potwierdzili przypuszczenia m.in. pełnomocników.

To podważa dotychczasowy sposób badania katastrofy i tego, jak do swych obowiązków podeszły instytucje państwowe. Problem w tym, że szereg działań podejmowanych jest zbyt późno, przez co część dowodów została bezpowrotnie utracona

- podkreśla.

W opinii mec. Kownackiego, części dokumentacji rosyjskiej nie otrzymamy nigdy:

Przekazanie tych materiałów mogłoby m.in. skutkować odpowiedzialnością karną po stronie rosyjskiej. Nie wykluczam, że taka dokumentacja pozwoliłaby precyzyjnie wskazać osoby winne konkretnych bezprawnych działań. Trzeba zatem się spodziewać, że będziemy mieli tu do czynienia zarówno z różnymi sposobami na opóźnienie sprawy, jak i ze znajdowaniem kruczków prawnych, które uniemożliwią przekazanie nam dokumentów.

Bezskuteczne próby sprowadzenia wraku do Polski wynikają, zdaniem mecenasa, nie tylko z uporu strony rosyjskiej, ale i pozorowanych działaniach strony polskiej.

Podejmowane przez rząd zabiegi niestety nie mają służyć celowi, jakim jest sprowadzenie do Polski wraku, tylko doraźnym korzyściom politycznym. Z kolei Rosjanie, ze sobie znanych powodów, wraku nie chcą nam przekazać. Sądzę, że już wyniki badań polskich ekspertów z zakresu pirotechniki były dość zaskakujące. A to tylko początek.

Kownacki podkreśla, że zasadniczym powodem sprowadzenia wraku jest dokonanie rekonstrukcji samolotu, nie jak się czasem mówi, zrobienie pomnika ze szczątków.

Jest to istotny materiał dowodowy w śledztwie, który może pomóc rozwiać wiele wątpliwości. W moim przekonaniu, gdyby wrak sprowadzono do Polski, to okazałoby się, że wielu jego części zwyczajnie brakuje – mimo „doskonale” zabezpieczonego miejsca zdarzenia i mimo „przekopania” miejsca katastrofy „na głębokość metra”.

 

Mec. Kownacki twierdzi też, że "zarówno prokuratura wojskowa, jak i cywilna w dzisiejszej sytuacji politycznej i instytucjonalnej nie są dobrym miejscem do wyjaśnienia tej sprawy".

Po pierwsze, dla jej wyjaśnienia konieczna byłaby zmiana polityczna w Polsce i ponowne umocowanie prokuratury w ramach Ministerstwa Sprawiedliwości. Po drugie, w zaistniałej sytuacji, w świetle utraty zaufania do części instytucji państwa, zdecydowanie lepiej byłoby podjąć badanie sprawy na forum międzynarodowym, zaangażowanie do niej uznanych i bezstronnych ekspertów, którzy nie będą uwikłani w wewnętrzne zależności czy to w Polsce, czy też w Rosji.

Bardzo negatywnie ocenia też działania prokuratury cywilnej, która umorzyła podjęte prowadzony wątek cywilny.

Jednoznacznie krytykuje też pomysły Macieja Laska na "zwalczanie kłamstw smoleńskich".

Wydaje się, że celem nadrzędnym jest tu propaganda. Być może uznano, że wobec coraz częściej stwierdzanych uchybień w sposobie badania katastrofy Tu-154M potrzebna jest reakcja pozwalająca pomniejszyć znaczenie tych faktów

- stwierdza. Podkreśla jednak, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej, ponieważ wciąż czekamy na kompleksową opinię zespołu biegłych na temat katastrofy smoleńskiej czy rekonstrukcję wraku.

Być może takim działaniem chce się ukryć już ujawnione błędy, ale być może też uprzedzić to, co może się za chwilę pojawić nie tylko ze strony zespołu kierowanego przez posła Antoniego Macierewicza, ale i ze strony prokuratury czy mediów. Wszelkie inne niż oficjalne ustalenia chce się zdewaluować, obśmiać.

 

mall, Nasz Dziennik

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych