Kolenda-Zaleska apeluje o pomnik Lecha Kaczyńskiego. I równolegle prosi o to, by Rosjanie trzymali wrak tupolewa jak najdłużej u siebie

Wrak tupolewa. Fot. smolenskzespol.sejm.gov.pl
Wrak tupolewa. Fot. smolenskzespol.sejm.gov.pl

Z felietonu Katarzyny Kolendy-Zaleskiej w "Gazecie Wyborczej" można by się było nawet cieszyć. Dziennikarka TVN pisze bowiem otwarcie w swoim podsumowaniu roku:

Od dawna jestem zwolenniczką postawienia pięknego pomnika prezydenta Kaczyńskiego w centrum Warszawy. Nie da się. Czemu? Bo po obu stronach sporu nie ma woli porozumienia się, nie ma woli kompromisu

- ocenia publicystka.

I gdy byliśmy gotowi ucieszyć się, że po drugiej stronie jest ktoś, kto próbuje wyciągnąć rękę i szukać porozumienia w tej symbolicznej sprawie, okazuje się, że to jedynie sprytny zabieg stylistyczny. Bo Kolenda-Zaleska jedną ręką kreśli bardzo przytomne zdania w sprawie pomnika prezydenta, a drugą wypowiada się na temat wraku rządowego tupolewa w sposób absurdalny:

A jeśli chodzi o wrak, to przecież każdy wszystko wie. No, ja się przyznam. Nie wiem. Nie wiem, co z nim zrobić. I równocześnie wiem, że ten wrak stanie się naszym przekleństwem. No bo gdy już Rosjanie zechcą go nam zwrócić, to co z nim zrobimy?

- dramatycznie pyta publicystka.

Przyznajemy, że tutaj wpadliśmy w pewną konsternację, bo przecież wrak jest dowodem (oprócz czarnych skrzynek chyba najważniejszym) w smoleńskim śledztwie. To śledczy i eksperci powinni zbadać wrak na wszelkie możliwe sposoby, to oni powinni zdecydować "co z nim zrobić, gdy Rosjanie zechcą go zwrócić". Wydawało nam się to oczywiste.

Jak się okazuje, nie dla wszystkich jest to klarowne:

(...) Rozsądek podpowiada, żeby z wraku nie czynić relikwii, choć obawiam się, że jest już za późno. Za chwilę zacznie się licytacja miast, które będą chciały mieć jakiś fragment tego żelastwa i wokół niego tworzyć polityczny ruch

- pisze Kolenda-Zaleska.

Pani redaktor, te "fragmenty żelastwa" to nie relikwie, a dowód w śledztwie. Najważniejszym śledztwie, z jakim polskiemu państwu przyszło się zmierzyć w III Rzeczypospolitej, a może i w całej powojennej Polsce. Kolenda-Zaleska ma jednak to za nic, wyprowadzając - jak sama przyznaje - niemal bluźniercze wnioski:

Pewnie to zabrzmi jak bluźnierstwo, ale miałabym ochotę namawiać Rosjan, aby swoje śledztwo prowadzili jak najdłużej i jak najdłużej trzymali ten wrak u siebie. Dopóki nie odzyskamy na nowo nastroju wspólnoty i spokoju z czasów Euro 2012

- puentuje publicystka.

A my jesteśmy pewni - tak kpiące teksty z jednego z najważniejszych wątków w smoleńskim śledztwie na pewno nie pomogą odzyskaniu nastroju wspólnoty. Ani tej z dni tuż po tragedii 10/04, ani nawet tej z Euro 2012.

lw, "Gazeta Wyborcza"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych