Czy Boże Narodzenie to obciążenie? Nudna czasem rodzina to balast do wyrzucenia na śmietnik? A może to nieodkryty skarb?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Na zdjęciu: pokamedulski kościół na warszawskich Bielanach, 24 grudnia 2012 roku. To tu zamknął się w klasztorze, na szczęście na chwilę, bohater sienkiewiczowskiej Trylogii pan Michał Wołodyjowski.

Wigilia Bożego Narodzenia to dla Katarzyny Wiśniewskiej dobra pora aby ponatrząsać się z aktorów: Jerzego Zelnika i Haliny Łabonarskiej. Publicystka „Gazety Wyborczej” nazywa ich „aktorami ojca Rydzyka”, bo występują także na imprezach organizowanych przez środowiska radiomaryjne. Uwagi Łabonarskiej, naprawdę świetnej artystki, kojarzącej mi się jeszcze z kinem moralnego niepokoju, o tym, że jej obecne zaangażowania nie pomagają jej w zdobywaniu ról, przyjmuje Wiśniewska niedowierzaniem i drwinami. Tak znana z reformowania Kościoła dziennikarka rozumie świąteczną atmosferę.

Nie pójdę w jej ślady i spróbuję podjąć dialog. Nie z Wiśniewską, o niej wystarczy więcej nie wspominać, ale z gazetą, która w naturalny sposób próbuje opisać i przykroić do swoich poglądów całą rzeczywistość.

Jestem właśnie po artykule Agnieszki Jucewicz, naczelnej „Wysokich obcasów”,  na temat świąt. Co roku ten właśnie czas staje się okazją do rozrachunków z polską obyczajowością.  Jucewicz, trzeba zresztą przyznać, że w wyjątkowo spokojny i kulturalny sposób, narzeka. Że rytualne spotkania z rodziną spętane konwenansem. Że przygotowania czysto logistyczne,  mordercze i odbierające całą radość. Że wreszcie warto by się zastanowić, co w przyszłym roku. Może inne potrawy? A może nie z rodziną, a ze znajomymi?

Piszę o tym tekście życzliwie, bo i szefowa bardzo ideologicznego dodatku do „Wyborczej” nie idzie na pełną łatwiznę. Gdyby na jej miejscu była profesor Środa czy profesor Hartman, za wszystko obwiniono by Kościół. Tymczasem jeszcze ze swojego dzieciństwa, z odległych czasów Gierkowskiego PRL, kiedy katolicyzm tradycyjny był o wiele silniejszy niż dziś, pamiętam,  że z niczym księżą tyle nie walczyli, jak z podporządkowywaniem świąt bezmyślnej konsumpcji. To dzięki nim w moim rodzinnym domu nie siedziało się tego dnia cały czas za stołem i nie pożerało z nosem w telewizorze.

Z pewnością więc sami sobie zgotowaliśmy ten los, jego związek z religijną treścią tych świąt jest pośredni i mocno skomplikowany. Ale naturalnie, przyznaję bez upiększeń, niosą one ze sobą mnóstwo niewygód, a co więcej sporo nudy, martwego rytuału, hipokryzji, przesadnego wysiłku, niepotrzebnego szarpania się. I rada Jucewicz, aby coś w przyszłym roku zmienić, nie musi być bezsensowna.

Ale też ośmielę się zauważyć, że wszystko to jest nieproste w różne strony. Uciążliwa rodzina? Może trzeba jej zaproponować nowy typ relacji, ale czy trzeba ją strząsać jak niepotrzebny balast? Przecież relacje z męczącymi ciociami i powtarzającymi wciąż to samo wujkami uczą pokory, leczą z egocentryzmu. A czasem można znaleźć w tym, co mówią istne skarby. Tylko warto się zatrzymać, nie gonić. Nie gubić się w organizacyjnym szale.

I tak jest ze wszystkim. Mnożenie potraw i strojenie stołów to przecież pilnowanie czegoś, co towarzyszyło nam przez stulecia. Jest w tym naturalne piękno, dla kogoś kto śpiewał kolędy z podniszczonych przedwojennych śpiewników dość oczywiste. Nie zakazuję nikomu spędzać tych dni jak chcą. Tylko namawiam: zanim się rozstaniecie ze zużytym strojem własnej tradycji, przyjrzyjcie mu się raz jeszcze. Może jest jeszcze wygodny? Może to co przywdziejecie w zamian, to obciach niosący pustkę? A może warto znaleźć między starymi i nowymi czasami jakiś złoty środek.

Nie wszystko, co przynosi postęp mi się nie podoba. Nie będę się wyśmiewał, jak Dominik Zdort w „Rzeczpospolitej”,  z akcji na rzecz bardziej humanitarnego postępowania wobec karpi. Może dlatego, że moi nieżyjący już rodzice sami zrezygnowali z ich zabijania już bardzo wiele lat temu, uznając, że to akurat w świątecznej tradycji nie jest ani przyjemne ani dobre. Ta akcja to jedna z bardzo niewielu rzeczy, które mi się podobają w „Wyborczej”. Nie tracę nadziei, że tam spodoba się cała reszta. Święta nie są żądnym obciążeniem, wystarczy je naprawdę przeżyć.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych