"Nie baw się w kata, kup karpia w płatach" - grozi lewą płetwą uczłowieczony lustrzeń wrośnięty w ekran telewizora. Doskonale zrealizowana kampania "Jeszcze żywy KARP" mocno przeorała świadomość widzów. Znani aktorzy i obwoźny kuchmistrz Makłowicz, przekonali sporą grupę ludzi, że zabijanie ryb na kolację wigilijną jest barbarzyństwem.
Ochłońmy więc nieco z tej populistycznej narracji uczłowieczonych ryb i przyjrzyjmy się sprawie wnikliwiej. Oto kilka spraw, które warto przemyśleć, zanim damy się złowić na wędkę wątpliwej ideologii:
1. Naiwna próba postawienia znaku równości między karpiem a człowiekiem trąci ekologiczną indoktrynacją. "Sprzedawane masowo w Polsce żywe karpie to takie same zwierzęta jak inne – czują strach, ból, cierpią" - przekonują członkowie Klubu Gaja. "Rokrocznie w grudniu, w Polsce mamy do czynienia z niehumanitarnym traktowaniem ryb" - podkreślają, nie dostrzegając nawet słownikowej niedorzeczności swoich twierdzeń. Słowo humanus, siłą rzeczy odnoszące się do człowieka, przeniesione zostało na obszar świata zwierząt. Działania humanitarne, mające na celu dobro człowieka, poszanowanie jego praw i godności, służą teraz prawom zwierząt.
2. Podjęcie decyzji o zakupie karpia w płatach przekłada się na twarde rynkowe konkrety.
Organizatorzy akcji szczycą się, że spada liczba sklepów, sprzedających żywego karpia, a coraz więcej sieci handlowych ma w ofercie już tylko rybę w płatach. Czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć? Mrożony karp sprowadzany jest najczęściej z innych kontynentów, głównie z Azji. Coraz więcej ryb przyjeżdża też z Węgier, Litwy i Czech, ponieważ tamtejsi producenci znacząco zaniżają ceny. Komunikaty rybackie podają, że wielkość importu w 2011 roku przekroczyła blisko 4 tys. ton, co jest ilością nienotowaną w ciągu dwóch ostatnich stuleci. Sprowadzane z zagranicy ryby hoduje się na granulatach i sztucznych paszach, u nas metodą naturalną.
W Polsce mamy zachowane bardziej tradycyjne sposoby, łącznie z utrzymaniem całego reżimu technologicznego. Coraz częściej na świecie hodowla ryb zaczyna przypominać hodowlę kurczaków i wtedy jest to tańsze i jest konkurencja
- mówi prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Cykl hodowli karpia w Polsce, karmionego zbożem, trwa trzy lata. Przy hodowli granulatami skraca się o połowę. Jak podkreśla Ryszard Zawadzki, prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Producentów Ryb Żywionych Metodą Tradycyjną Ziarnami Zbóż, "tradycyjnego karpia można wyprodukować maksymalnie tonę z jednego hektara lustra wody. W przypadku granulatów mówimy o ilościach czterokrotnie wyższych".
3. Kampania Klubu Gaja wprowadza odbiorców w błąd, podając nieprawdziwe informacje o historycznej obecności karpia w Polsce. Jacek Bożek, prezes Klubu, podkreśla w wywiadach, że karp na świątecznym stole nie jest zwyczajem wielowiekowym, lecz efektem powojennej propagandy.
Hasło "karp na każdym wigilijnym stole" to słowa Hilarego Minca - wicepremiera komunistycznego rządu Polski w latach 1949-52. Taka forma sprzedaży, której początki sięgają PRL-u, naszym zdaniem nie powinna być kontynuowana w XXI w.
- mówi. Nic bardziej mylnego.
Tradycje hodowlane karpia w Polsce sięgają XII-XIII w. i zostały zapoczątkowane przez cystersów. Karp, jako syte i tłuste danie postne, bardzo szybko przyjął się na polskich dworach. Z czasem trafił też na stoły pozostałych mieszkańców królestwa. O polskich karpiach pisał już w 1466 r. Jan Długosz. Przez ponad 300-lat poszukiwań odpowiedniej odmiany karpia, ostatecznie wyłoniono trzy: karp pełnołuski, karp bezłuski (golec), karp lustrzeń (królewski). Ten ostatni, zaprezentowany został po raz pierwszy na wystawie rolniczej w Berlinie w 1880 i od tej pory skutecznie wypierał starsze odmiany. Karp królewski ma więc kilkusetletnią tradycję, a właściciele stawów w Miliczu na Dolnym Śląsku promują go jako lokalny produkt. Hodowle karpi rozwinęły się też wspaniale w wielu regionach Polski, co sprawiło, że jesteśmy europejskim liderem. Niestety coraz bardziej zagrożonym. W ubiegłym roku wyprodukowaliśmy pomiędzy 13 a 15 tys. ton karpia, choć jeszcze 10 czy 15 lat temu nasza produkcja sięgała 25 tys. ton.
4. Spadek popytu na żywego, polskiego karpia, prowadzi do powolnej likwidacji hodowli. Ma to dramatyczny wpływ na przyrodę. Jak alarmują przyrodnicy, stawy szybko się degradują i zostają zamienione na inne uprawy. Wpływa to fatalnie na zachwianie ekosystemu. Setki tysięcy ptaków tracą środowisko i możliwość znalezienia pożywienia.
5. Propaganda ekologów kwestionuje fundamentalne prawa natury. Reguły łańcucha pokarmowego są jasne. Człowiek go nie wymyślił, lecz odkrył w panującym porządku świata. Jak ginie ryba na wolności? Najczęściej rozszarpywana jest szponami bielika czy innego drapieżnika. Czy ekolodzy nie powinni więc interweniować, by zapobiec tym okrucieństwom?
6. Człowiek od wieków hodował zwierzęta, opiekował się nimi z troską i oddaniem, choć od chwili ich narodzenia wiedział, że przeznaczone są do uboju. Żyliśmy według tych prawideł przez stulecia. Teraz została ogłoszona jako barbarzyńska. Przyjęcie logiki ekologów, powinno nas wszystkich przeobrazić w wegetarian. Skoro jednak organizatorzy kampanii dopuszczają spożywanie zwierząt, to albo przyznają się do nielogiczności swojego stanowiska, albo stoją za tym jakieś inne, przemilczane interesy. Może określonych firm przetwórczych? A może jakiś globalny plan strącenia Polski z piedestału lidera hodowlanego? Gołym okiem widać, że w kampanię włożono ogromne pieniądze.
7. Prawo polskie i unijne zezwala na sprzedaż detaliczną żywych ryb. Transport karpi ze sklepu do domu został ściśle określony przepisami ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt. W wyniku zmasowanych, corocznych starań Klubu Gaja, w 2009 r. Główny Lekarz Weterynarii wydał nawet komunikat w tej sprawie. Określił w nim sposób pakowania żywych ryb, zalecając umieszczenie ich w pojemniku, wiaderku, ewentualnie w reklamówce napełnionymi odpowiednią ilością wody z dostępem powietrza. Dla Miłośników Matki Ziemi to jednak za mało. Swoją determinacją wywalczyli legislacyjny sukces. Sejm wprowadził na ich wniosek poprawkę do Ustawy o ochronie zwierząt, która jednoznacznie uściśliła, że jej zapisy obowiązują wobec wszystkich kręgowców, w tym ryb. Prawda, że imponujący lobbing? Jakość obywatelskie projekty ustaw, pod którymi swoje podpisy składają setki tysięcy ludzi, nie mają szansy na przebicie się w Sejmie.
8. Zastanawiający jest wpływ, jaki Klub Gaja wywarł na Andrzeja Seremeta. Znany powszechnie z bierności i ślepoty na największe przestępstwa w państwie, Prokurator Generalny zajął się w ubiegłym roku nieszczęściem karpi. Tuż przed Wigilią, wystosował do wszystkich polskich prokuratorów pismo, w którym przypomniał, że sprawcy cierpień ryb będą ścigani i karani! Odważnie odniósł się w nim do kwestii zabijania karpi w domach!
Ogłuszania, wykrwawiania lub uśmiercania zwierząt mogą dokonywać jedynie osoby, które ukończyły 18 lat, posiadają wykształcenie co najmniej zasadnicze zawodowe oraz odbyły wymagane prawem szkolenie.
Dodał też, że w czasie tego procederu należy je "chronić przed bólem, stresem i cierpieniem". Przypomniał też śledczym, że niewłaściwy transport lub przetrzymywanie ryb to znęcanie się nad zwierzętami, a jeśli działania te doprowadzą do ich zgonu, to "zakwalifikowane zostać muszą jako niehumanitarne zabijanie zwierząt". Wszyscy mordercy karpi muszą się więc liczyć z ryzykiem rocznej odsiadki, a w przypadku, gdy dopuszczą się działania ze szczególnym okrucieństwem, dwuletniej. Ciekawym komentarzem do sprawy jest wypowiedź Zbigniewa Szczepańskiego, prezesa Towarzystwa Promocji Ryb Pan Karp:
Jestem zaskoczony brakiem znajomości rzeczy u autora pisma. Seremet pisze, że należy dążyć do zabijania w ubojniach ryb, ale być może nie wie, że takowe u nas nie funkcjonują, a ponadto według prawa do ubojni trafiać muszą tylko zwierzęta stałocieplne.
9. Walka ze spożyciem karpia prowadzona jest przez Klub Gaja od kilkunastu lat i co roku przybiera inne oblicze. Kilka lat temu zachęcał on Polaków do włączenia się w akcję "Uwolnić karpia". Polegała ona na zakupie ryby u sprzedawcy i wypuszczeniu jej na wolność. Celebryci, aktorzy i dyżurni potakiwacze promowali ją ile wlezie. Niektórzy zapaleńcy, powodowani odruchem wrażliwego serca, kupowali po kilka karpi, by ulżyć ich cierpieniu. Tyle tylko, że nikt nikomu nie powiedział, jaki los czekał biednego lustrzenia po zderzeniu się z obcym sobie środowiskiem lokalnego stawu, jeziora czy rzeki. Żadna z ryb hodowlanych nie jest zdolna do przeżycia w takich warunkach.
W ubiegłym roku ekolodzy z KG postawili na kampanię szokową, bliską ideologicznie ich światopoglądowym niechęciom. Czy ktoś dziś jeszcze pamięta bluźnierczą "Drogę krzyżową Karpia" odegraną na ulicach Warszawy? Karp zrównany z Chrystusem. Bardziej szczyt debilizmu niż profanacji. Kampanię skrytykowano. Prymitywna profanacja nie osiągnęła celu. Za grubo uszyta. Pewnie dlatego w tym roku dobrano zupełnie inne formy wyrazu, odwołując się do ludzkiej wrażliwości. Okazało się, że słusznie. Choć dotychczas o ideologicznym bełkocie antywigilijnej propagandy mówiła głównie "Gazeta Wyborcza" i okołoagorowe media, teraz jej słuszność dostrzegli też inni. To jednak tylko opakowanie.
10. Ideologiczne podglebie Klubu Gaja, z którego wyrosła kampania "Jeszcze żywy Karp", zbudowane jest na filozoficznym utylitaryzmie, hedonizmie i absolutyzacji wolności. Kryje się za nim zgoda na aborcję i eutanazję.
Zaplecze literackie kampanii tworzy m.in. osoba Olgi Tokarczuk, która rozczulającym opowiadaniem "Gość", przekonuje do poparcia kampanii. Przekaz jest prosty. Katolickie święta to wyraz hipokryzji rozgrywanej na oczach dzieci. Przyjaciel maluchów, czekający na wigilię w wannie, poddany zostaje barbarzyńskiemu mordowi.
Sprawę załatwia Pan Zygmunt, sąsiad z dołu. Zjawia się z młotkiem w dłoni i z wielkim nożem. A teraz wreszcie Święta. Palą się świece, choinka świeci kolorowo i ten jedyny w świecie zapach, który wypełnia cały dom. Na stole jest dwanaście potraw, zgodnie z tradycją, wśród nich karp w galarecie. Jest też dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa, który nigdy nie przyjdzie. Nigdy nie przychodzi. Siedzą ze spuszczonymi głowami, za chwilę zaczną dzielić się opłatkiem. Bóg się rodzi!
Cóż za wrażliwość! Szkoda tylko, że pani Tokarczuk, jako jedna z czołowych feministycznych aktywistek nie ma jej w sobie w stosunku do nienarodzonych dzieci, za mordowaniem których lobbuje od lat.
Jacek Bożek, prezes Klubu Gaja, działający w kręgach ekologicznych od 1989 roku, był pierwszym liderem nowej na polskim gruncie partii Zieloni 2004. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z września 2009 r. mówił, że razem z feministkami, walczącymi o aborcję, wchodzą do polityki, by budować nowoczesne państwo.
Łączy nas wizja Polski, gdzie nie ma dyskryminacji ze względu na płeć, religię, narodowość czy zapatrywania seksualne. Dlatego do partii weszły środowiska gejowskie i feministyczne, a nie tylko ekolodzy. Nie akceptujemy patriarchalnego modelu rodziny, bo stoimy na stanowisku, że kobieta ma takie samo prawo do robienia kariery jak mężczyzna do wychowywania dzieci. Przy obecnym modelu rodziny i jedno, i drugie jest dziwactwem.
Zieloni 2004 - partia która oprócz celów wypływających z ideologii ekologicznej, opartej na utylitarystycznej filozofii Petera Singera - do dziś ma w programie walkę o prawo do aborcji i wprowadzenie świeckiego państwa. Mistrz światowego ruchu - Singer - który zasłynął z opracowania idei „wyzwolenia zwierząt", postulował m.in. zrównanie praw szympansów z prawami ludzi. Jest zwolennikiem eutanazji i aborcji, nawet w zaawansowanej ciąży. Rodzicom przyznaje prawo do zabijania swoich nowonarodzonych dzieci, a zoofilię uważa za zjawisko normalne. Jego zdaniem „główną przeszkodą na drodze do reform, które wielu ludziom na całym świecie przyniosłyby ulgę w cierpieniu jest religia."
Ideologie były, są i będą. Coraz trudniej nam się jednak przed nimi obronić, dotrzeć do ich prawdziwych intencji i odkryć kierunek zaplanowanych działań. Nie dajmy się zwariować! Miłość do zwierząt powinna być racjonalna, zdrowa, zgodna z naturą. Kochajmy zwierzęta, troszczmy się o nie, nie sprawiajmy niepotrzebnego bólu, ale korzystajmy mądrze z Bożych darów. Znęcanie się nad kimkolwiek jest niedopuszczalne i powinno być napiętnowane. Jednak uśmiercanie ryby znęcaniem wcale być nie musi. Od zarania dziejów hodujemy ryby, by je jeść. Można więc wymagać od sprzedawców, by trzymali karpie przed sprzedażą we właściwych warunkach, kupić je niedługo przed spożyciem i uśmiercić tak, by nie zadawać im niepotrzebnego bólu. Bądźmy mądrzy i przytomni. Inaczej krok po kroku, zostaniemy odarci z naszych małych zwyczajów i tradycji. Nawet się nie spostrzeżemy kiedy...
P. S.
Wszystkim szczerze zatroskanym o los "nieludzko" traktowanych ryb, polecam dwa fragmenty z programów Roberta Makłowicza - twarzy kampanii. Wrzucanie żywych raków do wrzątku nie jest stanowi dla niego problemu. Tego nikt nie nazywa hipokryzją? Makłowicz spokojnie patrzy też na warunki w jakich transportowane są ryby z połowów - leżące na kupie, pozbawione wody, przerzucane łopatą przez rybaka. Dlaczego nie reaguje? Bo wie, że właśnie tak to wygląda. Naprawdę wierzą Państwo, że zabijanie na skalę przemysłową jest szlachetniejsze od jednostkowego? Można przecież umiejętnie ogłuszyć rybę i zadbać, by nie cierpiała.
Polecam rozejrzenie się po sklepach i porównanie cen karpia żywego z ceną płatów. W niektórych miejscach różnica wynosi niemal 20 złotych na kilogramie. Czy przypadkiem ten cały szantaż emocjonalny, ten festiwal uczuć wobec skazanego na śmierć karpia, nie służy więc konkretnym interesom?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/147174-komu-karp-zabiera-glos-kilka-spraw-o-ktorych-warto-wiedziec-by-nie-dac-sie-zwiesc-przeklamanej-ideologii-ekologow