Książka Pawła Kowala „Między Majdanem a Smoleńskiem” to ważne świadectwo, które pozwala też zrozumieć sens tzw. polityki wschodniej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Kiedy na prawicowych portalach pojawiły się pozytywne recenzje książki Pawła Kowala „Między Majdanem a Smoleńskiem”, część prawicowej blogosfery zareagowała jednym okrzykiem: „Zdrajca!”. W czasach kiedy epitety wypierają oceny, można naturalnie i tak. Ja przeczytałem książkę, w istocie wywiad-rzekę,  z dużym zainteresowaniem, co nie znaczy bezkrytycznie. I jestem gotów do dyskusji z autorem.

Z tym zdrajcą rzecz zresztą zabawna. Jeszcze jesienią 2011 roku Jarosław Kaczyński słał Kowalowi poprzez dziennikarzy sygnały, że chętnie by widział jego powrót do PiS. W apogeum pierwszych debat o Smoleńsku w roku 2010, zwłaszcza o karygodnych zaniedbaniach strony rządowej, Kowal był jednym z tych, którzy punktowali rząd Tuska najcelniej i najboleśniej. Warto też odnotować i to, że nigdy nie zniżył się do natrętnie demaskatorskiego tonu, typowego dla wielu uciekinierów z PiS. Miał najwyraźniej poczucie, że takie publiczne pranie brudów zapewniające występ w jednym czy drugim programie telewizyjnym, przypomina żenujące publiczne skargi na własne małżeńskie pożycie. I że nawet w tych, którzy je instrumentalnie wykorzystują, ktoś kto tak się zachowuje, nie budzi szacunku. Raczej politowanie i drwiny za plecami.

Czy Kowal uniknął tej roli z poczucia przyzwoitości czy z wrodzonego pragmatyzmu, postąpił dobrze. W rozmowie z dwoma krakowskimi dziennikarzami: Piotrem Legutką i Dobrosławem Rodziewiczem skoncentrował się na własnych diagnozach dotyczących polityki wschodniej. Są to oceny naładowane znawstwem tematu i osobistym zaangażowaniem – sam fakt, że mamy do czynienia z polskim politykiem, który zgłębił jakiś temat, i jest gotów z tej swojej wiedzy systematycznie korzystać, jest niezbyt typowy.

Kowal próbuje objaśnić na czym polegały błędy polskiej, ale i unijnej polityki wobec Łukaszenki, prognozuje, jak będzie wyglądała długa droga Ukrainy do europejskiej wspólnoty i zastanawia się, jak potoczą się losy Rosji. Mówi na podstawie bacznych obserwacji i znajomości tamtego politycznego świata, także osobistych kontaktów, na przykład z Julią Tymoszenko. Z tego punktu widzenia jego relacje będą kiedyś ważnym historycznym źródłem.

Jest coś jeszcze. Najbardziej zacietrzewieni zwolennicy IV RP powinni być z tej książki zadowoleni. Kowal bardzo inteligentnie, subtelnie objaśnia i broni polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego. Podważając wiele dotyczących jej stereotypów: że była skrajna, oparta na uprzedzeniach, doktrynalnie antyrosyjska, nierealistyczna. Takie zdarzenia jak niepowodzenie krakowskiego szczytu w 2007 roku, który był próbą zbudowania koalicji energetycznej w tym regionie świata, pokazuje całkiem inaczej niż kreśli ją platformerska propaganda. Jego zdaniem ta inicjatywa nie powiodła się głównie z powodu siły oporu w samej Polsce. I znów: ważny to sygnał dla historyków.

Naturalnie ten spokojny głos utonie w ogólnym wrzasku. Nie zauważą go dyżurni krytycy wszystkiego co robił Lech Kaczyński.W ich ujęciu tamten prezydent ma być mały i pozostanie mały.  Z kolei dla entuzjastów to głos bezwartościowy, bo nie pada z ich obecnego grona. Tymczasem choćby dla przekonania nieprzekonanych to ważne świadectwo kogoś trochę z boku obecnego sporu. Bardziej eksperta niż polityka, chociaż ciągle z politycznymi aspiracjami.

Interesujące są też rozważania Kowala na temat tego, co stało się w Smoleńsku. Nie przesądza on tego, ale polemizuje z tymi, którzy przekonują, że nie było logicznego motywu ewentualnej zbrodni. Przypomina, że najmocniej są przekonani o wersji zamachowej ludzie, także politycy, w dawnych sowieckich republikach. „Oczywiście, że w subkulturze KGB motyw zbrodni nie musi być taki, jaki mogliby wymyślić ludzie Zachodu, konkretny, użytkowy… Weźmy sprawę Litwinienki: zbrodnia może mieć charakter profilaktyczny, może być popełniona żeby zniechęcić do naśladownictwa, jej przyczyną może być rywalizacja między poszczególnymi frakcjami służb, w krajach niedemokratycznych o takie przykłady nietrudno”.

Taka opinia osoby dobrze znającej logikę tamtej części świata to ważne świadectwo. Choć podkreślmy raz jeszcze, o niczym nie przesądzające. Ciekawe są jego uwagi o bezsilności polskiego państwa wobec świetnie przygotowanej ekipy Putina. Albo o skali dezinformacji zaraz po katastrofie. I znowu: ja to wszystko wiem. Ale nie ja jestem adresatem tych uwag, a przeciętny odbiorca jednej rządowej prawdy.

Za trzymanie się faktów, precyzję myśli, wypada Pawłowi Kowalowi podziękować, bo jego trudno opisać jako część politycznej maszynerii Jarosława Kaczyńskiego. Co w takim razie budzi moje zastrzeżenia?

Rozumiem, że stara się być bezstronny, a w ogóle razi go obecna polityka jako totalne starcie dwóch schematów, między którymi nie ma możliwości choćby teoretycznego porozumienia. W zachodnich demokracjach jest inaczej.  Nie oczekuję, że będzie zawsze stał po jednej stronie. Niemniej ten jego status, trochę eksperta, a trochę polityka balansującego między obozami, czasem  nadmiernie rozmywa jego opinie.

Czy rzeczywiście ekipa Tuska zmieniła w 2007 roku politykę zagraniczną, w jakiejś mierze wyrzekając się aspiracji na Wschodzie,  jedynie na skutek zbiegów okoliczności i chęci działania na przekór Kaczyńskiemu? Nie sądzę, kalkulacje były bardziej całościowe i bardziej cyniczne. Większość liderów PO przyjęła wtedy optykę nie konfliktowania się z rzeczywistością w ogóle. Dotyczyło to zarówno wyzwań wewnętrznych jak i zewnętrznych.

Ten stan trwa do dziś, choć z pewnymi zakłóceniami. Kowal jest tu nadmiernie dyplomatyczny, choć mam wrażenie, wie że prawda jest boleśniejsza. Być może poza niechęcią aby kogokolwiek urazić, waży na tym ostrożność półzawodowego historyka. W tym samym zbyt zdawkowym tonie opisał przecież politykę Jaruzelskiego w ciekawym skądinąd opracowaniu „Koniec systemu władzy”.

Poza tym nasuwa się już nie tyle uwaga polemiczna, co pytanie. Rezygnacja z recenzowania polityki partyjnej czy zdradzania smaczków politycznych kuchni chroni Kowala  przed rolą kolejnego Michała Kamińskiego. Sprzedającego niczym rodowe srebra ostatnie plotki i insynuacje z czasów, kiedy był na dworze Kaczyńskich.

Zarazem jednak Kowal ma za sobą doświadczenia nieudanego  partyjnego eksperymentu. Jako współzałożyciel, a potem lider PJN, formacji wciąż formalnie istniejącej i nieudanej – pytanie na ile z winy jej twórców, a na ile zastanej rzeczywistości.  Czy nie powinien zmierzyć się z pytaniami na ten temat?

Rozumiem, że polityk wyłącza całe połacie rzeczywistości z katalogu tematów, jeśli przy tej okazji nie rozlicza innych, jest to transakcja uczciwa. Ale poczucie niedosytu pozostaje.  Legutko i Rodziewicz musieli pewnie nie raz i nie dwa gryźć się w język.

Uwaga! Książkę Pawła Kowala „Między Majdanem a Smoleńskiem” można szybko, tanio i wygodnie kupić w księgarni internetowej XLM

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych