Prof. Krasnodębski: "Minister Sikorski może tym uratować resztki swojej godności i honoru, a być może także swojego bezpieczeństwa". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Panie profesorze, jak pan ocenia zmianę w podejściu polskich władz w sprawie sprowadzenia wraku tupolewa do Polski? Minister Sikorski zwrócił się o pomoc w tej kwestii do Unii Europejskiej. Cieszą pana takie ruchy?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Oczywiście, bardzo się cieszę i chciałbym, by minister Sikorski zajmował podobne stanowisko od początku smoleńskiego śledztwa. Gdyby rząd spełniał swoje obowiązki od początku, to – po pierwsze – być może nie doszłoby do samej katastrofy, a po drugie bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji. Nie bylibyśmy tak podzieleni, bo przecież nie trudno zauważyć, że rząd ponosi odpowiedzialność za taki, a nie inny stan śledztwa smoleńskiego i stosunków z Rosją w tym wymiarze. Natomiast trzeba pamiętać, że jest to działanie spóźnione, w mojej ocenie propagandowe; może dziwić też fakt, że premier się lekko zdystansował od całej inicjatywy. O roli pana ministra Sikorskiego świadczą jednak nie tylko tak pozytywne działania jak to zwrócenie się do Unii Europejskiej, bo one nie zatrą tego, co się działo przez ponad dwa i pół roku i co zaczęło się tuż po katastrofie wysyłanymi przez ministra esemesami. Wszyscy pamiętamy też, jak minister Sikorski rozwijał po katastrofie przyjaźń i pojednanie z Rosją i jak czyni to nadal; przez ostatnie lata byliśmy uprzedzająco mili, spełniając grzecznie wszystkie oczekiwania tamtej strony.

 

Przy wszystkich zastrzeżeniach – że jest to działanie spóźnione i propagandowe, że być może intencją ministra Sikorskiego było tylko znalezienie sobie alibi, to może warto docenić gest Radosława Sikorskiego? Wywołuje on przecież konkretne reakcje Rosji, wywoła też - miejmy nadzieję - reakcję UE.

Ma pan rację, trzeba to docenić; sam czyn – pomijając jego intencje – jest słuszny, tak powinien postępować minister spraw zagranicznych, a my jako obywatele powinniśmy go przymuszać do dalszych działań w tej sprawie. Byłoby dobrze, gdyby tak się stało. Być może powinniśmy wezwać ministra Sikorskiego, by wyciągnął konsekwencje z tej inicjatywy i zwrócił się w tej sprawie także do NATO, do amerykańskiej administracji, itd. Na pewno nasi sojusznicy dysponują możliwościami i informacjami, by przyspieszyć smoleńskie śledztwo i popchnąć je do przodu. Minister Sikorski może tym uratować resztki swojej godności i honoru, a być może także swojego bezpieczeństwa – bo jeśli nastąpi w Polsce zmiana polityczna, to rząd zapewne będzie odpowiadał za swoje zaniedbania. Natomiast ocena dotychczasowych działań ministra Sikorskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej jest dla mnie jednoznacznie negatywna.

 

Odchodząc od postaci ministra Sikorskiego: czy takie inicjatywy mogą przynieść wymierne skutki? Czy Unia Europejska jest w stanie – w takim kształcie i z takim, a nie innym przywództwem – realnie wpłynąć na Rosję w sprawie wraku i śledztwa?

Są tutaj rzecz jasna ograniczone środki i możliwości. Nikt z tego powodu nie wypowie wojny, którą się straszy Polaków. Gdyby rząd polski występował na arenie międzynarodowej, przedstawiając realny stan polskiego śledztwa i tego, co robili Rosjanie już po katastrofie, to zmieniłaby się całkowicie atmosfera wokół tej sprawy. Zainteresowałyby się nią inne rządy i szanse, że tragedia zostałaby wyjaśniona byłyby zdecydowanie większe. Zagraniczna prasa i opinia światowa są przecież informowane zgodnie ze stanowiskiem, które przedstawia im Warszawa, nawet jeśli czasem są wyjątki, tak jak ostatni artykuł w „Spieglu”. Poza tym może się zmienić także sytuacja w Rosji, gdzie jest opozycja, która mogłaby się zainteresować sprawą tego, co się wydarzyło w Smoleńsku. Mówiąc przecież o winie i zaniedbaniach Rosjan, nie mamy na myśli obywateli, ale putinowską Rosję, rządzoną autorytarnie. Co więcej, gdyby polski rząd występował na arenie międzynarodowej z taką determinacją o jakiej mówimy, to także polskie instytucje zaczęłyby działać bardziej żwawo. Trzeba pamiętać, że to rząd, na czele z premierem Tuskiem, hamuje dziś ten proces.

 

Antoni Macierewicz wyszedł z propozycją zorganizowania na jednym z warszawskich uniwersytetów wielkiej debaty w sprawie Smoleńska. Po jednej stronie mieliby zasiąść przedstawiciele jego zespołu - po drugiej eksperci z komisji Millera. Jak pan ocenia ten pomysł?

To jest oczywiście bardzo dobra propozycja. Nie jest przecież tak, że konflikt i podziały wywołuje strona szeroko rozumianego obozu patriotycznego. Odbyła się przecież konferencja naukowców i w zasadzie jest dziwne, że nie było odzewu ze strony ekspertów z komisji Millera. W normalnej sytuacji tak się powinno postępować. Efektem wiadomości, że na wraku odkryto ślady trotylu, powinna być reakcja premiera i umożliwienie naukowcom z konferencji przeprowadzenia badań. W takiej debacie nie chodzi o to, czyja racja zwycięży – chodzi o to, by dojść do prawdy. Wychodzimy z różnych hipotez, ale chcemy je sprawdzić, a nie narzucić drugiej stronie swoje racje. Dyskusja naukowców i ekspertów jest jak najbardziej dobrą propozycją i mam nadzieję, że niebawem do niej dojdzie, a przedstawiciele komisji Millera i obozu rządowego przyjmą zaproszenie. Dyskusja merytoryczna jest też rozwiązaniem w każdej innej sprawie – zamiast napadać na szefa opozycji, warto rozmawiać. Przecież każda propozycja i sprawa poruszana przez PiS nadaje się do merytorycznej dyskusji, tylko nie jest to robione, bo ci, którzy dziś krzyczą o mowie nienawiści, sami ją uprawiają. To jest sposób uprawiania polityki także w sprawie smoleńskiej.

 

Dziękuję za rozmowę.

not. maf

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych