Ta droga miała głęboki sens i tak naprawdę 13 grudnia 2012 roku każdy Polak może być człowiekiem pełnym nadziei, bo okazuje się, że nasze życie, życie naszego pokolenia, cała historia Polski ostatnich 30 lat miała właśnie głęboki sens i doprowadziła, a to nieczęste w naszej historii, do szczęśliwego, niełatwego oczywiście, zakończenia -
- powiedział premier Donald Tusk w swoim spocie na rocznicę stanu wojennego.
To charakterystyczny ton, obecny również w wystąpieniach prezydenta - że Polska historia ostatnich 31 lat dobrnęła do pięknego, udanego końca. Że jest, w ogólnym zarysie, tak, jak miało być. Że to pełne zwycięstwo.
Czy rzeczywiście? Czy o taki kształt wolnej Polski chodziło ludziom "Solidarności", tym niemal 10 milionom? Pomijam elementy socjalne, bo one w dużej mierze wynikały z kontekstu systemowego. Sprowadzanie marzenia o lepszej Polsce do koślawej, podpartej na komunistycznych bebechach, mało ambitnej, intelektualnie naiwnej i kulturowo wrogiej polskiemu dziedzictwu (w swoim głównym nurcie) III RP jest jednak zwykłą kreacją, historycznie nieprawdziwą, fałszującą prawdę o pierwszej "Solidarności".
Prawdziwym celem "Solidarności" było odbicie Polski z rąk komunistów, odzyskanie ojczyzny przez ten nurt polskich dziejów, który zawsze stawiał opór, który nigdy się nie poddał. Rzadko obejmował większość społeczeństwa, ale był obecny w naszych dziejach zawsze. Celem "Solidarności" nie był okrągły stół - nie mógł być, bo "Solidarność" była ruchem arcymoralnym, a podstawowym założeniem okrągłego stołu było odpuszczenie grzechów bez wyznania win, skruchy i obietnicy poprawy, doprawione oddaniem komunistom większości gospodarki i mediów. Okrągły stół miał sens wyłącznie jako ruch taktyczny, jako etap, a nie cel ostateczny, w ramach którego do elity komunistycznej dokooptowano część elit solidarnościowych.
Ludzie "Solidarności" - ci wierni tamtej, sierpniowej przysiędze - doskonale czują, kiedy kraj zmierza w kierunku ich marzeń, a kiedy się od marzeń oddala. To dlatego tak bardzo smakowały im odznaczenia przyznawane przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Oni wiedzieli, że tamta prezydentura oznaczał tryumf nurtu niepokornego, oznaczała tak oczekiwaną zmianę hierarchii, na początek w sferze społecznego prestiżu. Za sprawą śp. Prezydenta "Solidarność" na chwilę zwyciężyła. I choć obecny prezydent też wywodzi się z "Solidarności", to wszyscy wiemy i czujemy, że nie przekłada on tamtego, sierpniowego marzenia na współczesność, że w najlepszym wypadku próbuje ulepić z komuny i antykomuny coś, co smakować nie może.
No i czy można mówić o jakimkolwiek sukcesie "Solidarności", skoro w Polsce roku 2012 Jerzy Urban może bezkarnie na łamach wielkiego portalu obrażać żonę oficera, który zginął służąc państwu polskiemu?
W wypowiedziach ogłaszających piękny koniec polskiej historii uderza coś jeszcze: infantylizm. My Polacy nigdy nie powinniśmy myśleć o Polsce jako o kraju bezpiecznym. Zawsze musimy się rozglądać, i pytać: gdzie są zagrożenia, z której strony mogą nadejść, jak się zabezpieczyć. Jesteśmy - obok Żydów - jednym z ledwie kilku narodów, które naprawdę stanęły na granicy biologicznej przepaści, w sumie nie tak dawno. I tak jak państwo Izrael żyje w stanie podwyższonego alarmu, tak i my powinniśmy uznać, że nasze miejsce na ziemi nie pozwala nam na bycie "normalnym, nudnym europejskim krajem". U nas niepodległość i wolność zawsze są przede wszystkim - jak przekonywał Józef Piłsudski - zadaniami na przyszłość.
Nasz najważniejszy współcześnie problem to establishment, który zwyczajnie nie jest zdolny do myślenia o Polsce jako zadaniu i obowiązku. Nasz establishment widzi tu jedynie swój własny, prywatny "zasób", oddany mu do eksploatacji. I nie chodzi tu o podziały polityczne; o przyszłość Polski można przecież dbać nawet będąc lewicowcem. Teoretycznie oczywiście, bo w praktyce mamy wyłącznie udawanie troski, coraz częściej zastępowane przez jawną hucpę i nihilizm. Ludzie będący dziś na górze hierarchii społecznej - nie tylko politycznej - niczego od siebie nie wymagają. Oni naprawdę zeszli do poziomu "tu i teraz" - z którego to hasła będą śmiali się gromko studenci przyszłych pokoleń, nie wierząc, że premier dużego kraju mógł powiedzieć coś tak bardzo głupiego.
Trzeba to zmienić. I w końcu to zmienimy. "Klasa próżniacza" nie jest nikomu potrzebna, i nawet jeśli dziś stanowi większość establishmentu, to przegra. Albo z nami, albo - nie daj Boże - z historią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/146603-prawdziwym-celem-solidarnosci-nie-byla-iii-rp-celem-bylo-odzyskanie-polski-przez-ten-nurt-polskich-dziejow-ktory-zawsze-stawial-opor
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.