Ostatnie wydarzenia pokazują, że establishment, czyli siły dominujące w III RP, coraz bardziej rezygnują z pozorów. Najlepiej widać to w zachowaniu głównych mediów - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Bronisław Wildstein.
Jak tłumaczy Wildstein - brak pozorów nie oznacza jednak zaniechania szczytnych haseł, co zresztą przypomina mu czasy z poprzedniej epoki.
W PRL u też w kółko słyszeliśmy odmieniany przez rządzących we wszystkich przypadkach cały katalog wartości, choć nikt, łącznie z deklarującymi, nie traktował ich serio. Odrzucanie pozorów przez elity III RP nie oznacza więc rezygnacji z górnolotnych frazesów, ale odchodzenie od elementarnych zasad i standardów, których przestrzeganie do niedawna usiłowano przynajmniej udawać
- zauważa. Publicysta przypomina też, że gdy po opublikowaniu artykułu „Trotyl na wraku tupolewa” w dzienniku "Rzeczpospolita" doszło do czystki, a w konsekwencji do realnej likwidacji tygodnika „Uważam Rze" , akcja ta była wspomagana była przez główny nurt medialny, który zorganizował wręcz nagonkę na niepokornych dziennikarzy.
Nieco starszym musiało to przypominać (...) kampanie przeciwko wrogom socjalizmu w rodzaju „antysyjonistycznej” nagonki z roku 1968
- pisze Wildstein. Publicysta przypomina, że pretekstem do tych działań stała się manipulacja prokuratora wojskowego płk. Szeląga, który na początku konferencji prasowej zaprzeczył, że odkryto materiały wybuchowe w rozbitym samolocie, aby następnie powiedzieć, że cząstki substancji znalezionych na wraku wprawdzie mogą mieć taki charakter, ale na razie nie zostało to udowodnione.
Ponieważ wcześniej prokuratura wykluczała obecność materiałów wybuchowych, samo badanie na ich obecność jest więc zasadniczą zmianą jej stanowiska, która powinna zainteresować każdego prawdziwego dziennikarza. Reprezentanci głównego nurtu zachowali się jednak jak propagandowi funkcjonariusze, nie chcąc dostrzec tego, co naprawdę powiedział prokurator Szeląg
- uważa Wildstein. Jednak prawdziwy wstrząs, w jego opinii, powinny były wywołać wypowiedzi ekspertów jak i prokuratury na komisji sprawiedliwości, którzy zmuszeni byli przyznać, że na wraku tupolewa był jednak trotyl. Jak podkreśla Wildstein zostały jednak w ogromnej mierze przemilczane, a w głównym nurcie medialnym pojawiły się niemal wyłącznie jako… polemika czy kpina.
I o tym piszę, oznajmiając, że pozory się kończą
- akcentuje Wildstein. Zdaniem autora - przykładem tekstu, który powinien przejść do antologii manipulacji, stał się artykuł Piotra Cieślińskiego z Gazety Wyborczej, który napisał, że:
Jeśli nie ma uprawdopodobnionego podejrzenia zamachu, wskazanie detektora jest w tej chwili niewiele warte
Wildstein komentuje:
Innymi słowy: jakiekolwiek dowody na rzecz zamachu są nic nie warte, gdyż nie ma uprawomocnionej hipotezy zamachu, której nie można uprawomocnić, gdyż wszelkie dowody świadczące na jego rzecz są z zasady niewiele warte, gdyż nie ma uprawomocnionej…
Zajmuję się tym idiotyzmem nie tylko po to, aby pokazać, że sekta wypadkowa gotowa jest w obronie swojej wiary powtarzać dowolne głupstwa, ale głównie dlatego, że autor tego artykułu odsłonił absurd dominującego podejścia do sprawy smoleńskiej.
Jak zauważa publicysta niestety, te pseudoargumenty, dzięki zastępującemu rozumowanie wielokrotnemu powtarzaniu, wywołały u dużej części Polaków coś w rodzaju reakcji warunkowej, która każe reagować niechęcią na wszelkie informacje czy rozumowania przeczące oficjalnej wersji.
Zdaniem autora czynnikiem sprzyjającym oficjalnej wersji był także, wzmacniany przez dominujące ośrodki, lęk przed konsekwencjami ewentualności zamachu.
Dziś jednak trzeba coraz większej ostentacji w lekceważeniu rozsądku i zasad logiki, aby kwestionować jakąkolwiek możliwość zamachu
– pisze Bronisław Wildstein.
Bo zgodnie z tym podejściem każdy rozumny człowiek musi na wstępie przyjąć, że był to wypadek, gdyż zamach nie został udowodniony, a jakiekolwiek przesłanki na jego rzecz należy odrzucić, gdyż ... zamach nie został udowodniony
- ironizuje publicysta. Jak zauważa o ewentualności zamachu można tylko "bredzić".
Wyznawcy wypadku od początku każdą wątpliwość usiłują sprowadzić do "wiary w zamach". W ten sposób ustawiają się w lepszej pozycji
- twierdzi Wildstein. I dodaje:
Hipokryzja nie jest zjawiskiem, które należy wychwalać, mimo to jej elementy są społecznie niezbędne. Jeśli jest hołdem, który występek składa cnocie, to jest także uznaniem istnienia moralnego porządku, któremu wprawdzie nie zawsze jesteśmy w stanie sprostać, ale co najmniej powinniśmy uznawać jego istnienie.
Zdaniem Wildsteina fakty takie jak przemilczanie informacji, czy podawanie ich od razu z deprecjonującym komentarzem są jaskrawym łamaniem elementarnych standardów.
ansa/GPC
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/146440-wildstein-trzeba-coraz-wiekszej-ostentacji-w-lekcewazeniu-rozsadku-i-zasad-logiki-aby-kwestionowac-jakakolwiek-mozliwosc-zamachu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.