W ostatnim sondażu aż 43% Polaków zaakceptowało decyzję generała Wojciecha Jaruzelskiego wprowadzającą 13 grudnia 1981 r. stan wojenny na obszarze całej Polski. Dziennikarze pytali się mnie: panie profesorze, co to znaczy? Odpowiedź nie jest prosta.
Internowano i aresztowano po zajęciu zakładów pracy wówczas ok. 10 tys. Polaków, wsadzając większość z nich do przygotowanych wcześniej 52 „internatów”; zamordowano i ciężko poraniono z broni palnej w wyniku pacyfikacji kopalń górnośląskich („Manifest Lipcowy” oraz „Wujek”) kilkadziesiąt osób. Przerwano łączność Polski ze światem, zamknięto lotniska, wyłączono telefony, zajęto wszystkie strategiczne ośrodki przekazujące informacje, z TVP i Polskim Radiem na czele. Na obszarze całego kraju wprowadzono godzinę milicyjną, a wobec opornych egzekwowano surowe prawo stanu wojennego, na straży którego stały sądy (głównie wojskowe) mające instrument w postaci wprowadzenia trybu doraźnego.
Jeszcze w 1981 r. rozpoczęto weryfikację pracowników wybranych zakładów pracy (w tym dziennikarzy), zmuszając ich do rezygnacji z członkostwa zawieszonej przecież, a nie zlikwidowanej, „Solidarności”. Szok wywołany, nie tylko wymienionymi wyżej represjami, stanowił dla wielu polskich rodzin traumę, z której przez lata nie mogliśmy się pozbierać. A wszystko to, jak dziś potwierdzają to nie tylko historycy, ale i Trybunał Konstytucyjny, uczyniono bezprawnie. A zatem, jak twierdził od lat prokurator krakowski IPN, czynu tego dopuściła się szajka bandytów na czele z generałami LWP.
Choćby dlatego, myślę sobie, te 43% Polaków winno nabyć więcej wstrzemięźliwości, przy udzielaniu odpowiedzi na pytania dotyczące okoliczności wprowadzenia stanu wojennego. Choćby dla własnego bezpieczeństwa! Wydaje mi się, że znaczna część społeczeństwa nadal żyje w propagandzie PRL-owskiej i wierzy generałowi przemawiającemu 13 grudnia 1981 r. i tłumaczącemu „ludowi”, iż uniknęliśmy „większego zła”. Początkowo tym złem większym miała być rewolucja krwawa, wywołana 17 grudnia przez „ekstremę Solidarności”, po 1989 r. zaś – coraz mocniej artykułowana - interwencja sowiecka.
Wiara w słowa generałów nie stanowi jednak dostatecznego dowodu w tej sprawie. Dlaczego zatem, tak dużo Polaków nadal tkwi w błędzie historycznym? Mimo kolejnych prac wydawanych szczególnie przez IPN, mimo świadomości powszechnej o ofiarach stanu wojennego – o młodych ludziach najczęściej, którzy zginęli za wolność. Ciśnie się do głowy podejrzenie, że znaczna część Polaków uznaje i akceptuje prawo do cynicznych postaw i pozaprawnych oraz amoralnych decyzji polityków stosowanych wobec własnego społeczeństwa. Niezależnie od miejsca i czasu, także dziś!
Wprowadzenie stanu wojennego służyło przecież – mówi 43% rodaków - podtrzymaniu przez komunistów władzy nad polskim narodem; lepiej zatem, że zrobili to polscy komuniści niżby mieli to czynić „kałmuccy” żołnierze i oficerowie. A przecież władza musi dbać o własne interesy i się nie poddawać! Utożsamienie dobra władzy z dobrem państwa polskiego może nas wprowadzić w otchłań permanentnego totalitaryzmu, na który to stan zasługuje już – jak się zdaje - 43% Polaków. Na szczęście to nadal mniejszość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/146392-czy-polacy-zgadzaja-sie-na-stan-wojenny-utozsamienie-dobra-wladzy-z-dobrem-panstwa-polskiego-moze-nas-wprowadzic-w-otchlan-permanentnego-totalitaryzmu