Erika Steinbach twierdzi, że w szafach wielu niemieckich partii politycznych są "brunatne szkielety"

Wikipedia
Wikipedia

Po potwierdzeniu, że Związek Wypędzonych tworzyli w większości byli naziści u naszego zachodniego sąsiada mogą zacząć wypadać szkielety z szaf. Erika Steinbach niedwuznacznie zasugerowała, że także inne organizacje polityczne i społeczne mają „brunatne ślady za paznokciami”.

Osiem milionów członków NSDAP nie mogło po wojnie rozpłynąć się w powietrzu. Nikt nie pytał, jak bardzo obciążony uwikłaniem w nazizm był Czerwony Krzyż czy związki sportowe

- mówi szefowa „wypędzonych”.

Jej zdaniem dobrze by było dowiedzieć się jak bardzo byli naziści przyczynili się do rozwoju niemieckiej demokracji po wojnie.

Reakcja Steinbach była do przewidzenia. Opracowanie monachijskiego  Instytutu Historii Współczesnej pt. „Działacze z przeszłością” było wstrząsem dla „wypędzonych”, gdy wyszło na jaw, że jedynie dwóch z 13 członków pierwszego zarządu związku nie było funkcjonariuszami partii nazistowskiej lub SS. Co więcej większość z byłych hitlerowców, którzy po wojnie wcielili się za ofiary wojny, można uznać za zbrodniarzy, np. Erich Schellhaus, który jako członek SS brał osobiście udział w mordowaniu Żydów w Białymstoku w 1941 r.

Mgła została rozwiana. Muszę jednak dodać, że w debatach i żądaniach rozliczeń zawsze koncentrowano się na BdV

– żali się Steinbach publicznie.

Politycy opozycyjnej socjaldemokracji zażądali już, aby powstające w Berlinie centrum dla upamiętnienia wypędzeń uwzględniło odkrycia historyków.

Reakcja wypędzonych i Steinbach może świadczyć, że ten pomysł nie przypadł im do gustu, bo centrum w założeniu miał na celu oficjalne dokooptowanie Niemców do ofiar drugiej wojny światowej.

Slaw/ PAP

CZYTAJ TAKŻE:

Cios w dobre samopoczucie "wypędzonych". Tylko dwóch członków pierwszego zarządu związku nie miało nic wspólnego z ideologią Adolfa Hitlera

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych