Prof. Zybertowicz o szokującej grze drwiącej z katastrofy smoleńskiej: "To jest próba przysłowiowego "walenia w klatkę"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Wiktor Dąbkowski
fot. PAP/Wiktor Dąbkowski

Prowokujmy środowiska patriotyczne i pisowskie, żeby na głupotę i podłość zareagowały niemądrze i nerwowo - mówi prof. Andrzej Zybertowicz o nowych technologiach wykorzystywanych do ośmieszenia obozu patriotycznego

wPolityce.pl: W Internecie pojawiła się gra, której celem jest lot samolotem, picie wódki i jak najbardziej spektakularne ścięcie brzozy - szokujący żart z katastrofy smoleńskiej. Nie zajmowalibyśmy się tym wcale, ale czytelnicy pytają, jak to odbierać?


Prof. Andrzej Zybertowicz: Najpierw trzeba spróbować zrozumieć. Z punktu widzenia badacza, taka sytuacja ma zawsze trzy wymiary. Po pierwsze mentalność tego, kto to wymyślił i lansuje, po drugie mentalność tych, którzy z tego korzystają, np. traktują to jako fajną zabawę oraz interesy tych, którzy będą to jakoś politycznie rozgrywać. Żyjemy w świecie, gdzie z pokolenia na pokolenie nie są już przekazywane podstawowe standardy moralne, nie jest przekazywany pewien kod wrażliwości na drugiego człowieka. To powoduje, że wiele osób w takiej grze nie widzi nic niestosownego. Bo żeby widzieć coś niestosownego, to trzeba mieć w głowie pewną matrycę moralną. Matrycę, która uwzględnia uczucia innych osób. Wiele osób, zwłaszcza młodego pokolenia, ale nie tylko, takiej matrycy nie posiada – kontakt z drugim człowiekiem przez Internet empatii nie uczy.

Ale ta sytuacja to nie jest efekt tylko naturalnych procesów cywilizacyjnych, to także jest efekt świadomego demontażu tabu, jako jednego z fundamentów kultury. W marcu 2012 na okładce dodatku do „Gazety Wyborczej” - "Wysokie Obcasy" było zdjęcie pokazujące leżącego na dywanie chłopczyka stylizowanego na ukrzyżowanego Chrystusa. Obok niego leżały jakieś zabawki.

Otóż, w sensie kulturowym, to jest posunięcie tego samego typu, co owa gra, ale w tym przypadku zrobione przez artystów i managerów mainstreamu. Moim zdaniem to świadomy atak na jedno z tabu naszej kultury. Taką próbę demontażu tabu odbieram jako świadome posunięcie ukierunkowane na osłabianie chrześcijaństwa i rodziny jako istotnych fundamentów cywilizacji zachodniej.

 

wPolityce.pl: A jaki jest wymiar polityczny tego "przedsięwzięcia"?

Prof. Andrzej Zybertowicz: Klimat wspominanej gry wpisuje się w aurę, jaką wokół siebie roztacza twórca Ruchu Imienia Swojego Nazwiska. Niezależnie od tego, czy to będzie intencja autorów czy dopiero tych, którzy to będą nagłaśniali, mamy kolejną prowokację wobec tego środowiska, które najbardziej ucierpiało w katastrofie smoleńskiej i dla którego jej wyjaśnienie jest tak istotne. W poetyce żartu „karmiony” jest język nerwowych reakcji, złości, niepokoju, potrzeby walki.

 

wPolityce.pl: Jak się zatem zachowywać? Czy odwracać głowę i nie widzieć, czy podnosić alarm i piętnować?

Prof. Andrzej Zybertowicz: To jest problem-pułapka opisana już przez badaczy kapitalizmu, problem z patologiami kapitalizmu. Gdy próbujemy niektóre z nich piętnować, one zyskują nośność rynkową, wzajemnie się napędzają, a często przynoszą komercjalne efekty. Proszę zwrócić uwagę, że to jest casus posłów Stefana Niesiołowskiego oraz twórcy Ruchu Imienia Swojego Nazwiska. To media napompowały ich jako ikony brutalności. To władcy mediów, posługując się tymi postaciami, rozgrywają swoje gry, nie tylko finansowe i polityczne, ale także kulturowe.

A jak reagować? Po pierwsze rozmawiać – najpierw we własnym gronie. Bo ta gra uświadomiła mi obecność pewnego zjawiska, którego wagi chyba nie doceniamy. Otóż, to skłócenie Polaków, jakie nastąpiło w ciągu ostatnich siedmiu lat, po wyborach w 2005 roku, spowodowało, że wystąpiło także zjawisko, by tak rzec, wewnątrz-obozowej poprawności politycznej. To znaczy zarówno w obozie systemu III RP, zwłaszcza w platformerskiej jej części, jak i w obozie patriotycznym, zwłaszcza w pisowskiej jej części, ludzie nie prowadzą tak swobodnej debaty, jak mogliby, jak byłoby to potrzebne. Ponieważ w obliczu poczucia zagrożenia przez obóz konkurencyjny, ci, którzy kwestionują pewne rzeczy wewnętrznie, spotykają się z nadmiernie emocjonalnymi, nerwowymi reakcjami.

Jeden z wniosków jest taki - nie możemy zgodzić się na to, żeby linia walki między obozem patriotycznym, a obozem systemu III RP blokowała poważne dyskusje po naszej stronie. Na przykład na portalu wPolityce.pl. Ten portal nie może stać się miejscem, gdzie podtrzymywane są tylko poglądy ludzi, którzy mają wrażenie, że gdzieś indziej te poglądy nie są uczciwie wyrażane. Na tym portalu musimy częściej krytycznie rozmawiać także ze sobą. Tu dobrym, może najlepszym, przykładem są analizy Krzysztofa Kłopotowskiego.

 

wPolityce.pl: Ta ordynarna gra jest niewątpliwie przejawem, odzwierciedleniem "mowy nienawiści", o której ostatnio tak wiele się mówi. Może ta rządowa rada, która ma powstać, aby tę mowę monitorować ma jednak rację bytu? Może powinna zająć się właśnie takimi przypadkami?

Prof. Andrzej Zybertowicz: Po pierwsze, nie wiemy, czy ta gra jest tylko wybrykiem pozbawionych wrażliwości młodych ludzi, czy nie jest zaplanowaną prowokacją. Bo należy przypuszczać, że niektóre hasła antysemickie i agresywne transparenty na marszach np. w obronie Telewizji Trwam to są prowokacje na przykład służb rosyjskich, żeby w oczach opinii międzynarodowej pokazać w niekorzystnym świetle polskie inicjatywy obywatelskie. I jeśli to jest przemyślana prowokacja jakichś środowisk, to sięganie po takie instrumenty, które proponuje rząd w sytuacji, kiedy ten rząd nie potrafi najprostszych spraw w profesjonalny sposób załatwić, nie wydaje się roztropne.

Odstawiając na chwilę te płaszczyznę kulturową - jeśli ta gra stała się popularna dopiero w ostatnich dniach, to nie można wykluczyć, że to jest próba reakcji na te badania, które pokazały kolejne wyrównanie się notowań PiS i PO. I to jest próba tego przysłowiowego "walenia w klatkę". Prowokujmy środowiska patriotyczne i pisowskie, żeby na głupotę i podłość zareagowały niemądrze i nerwowo. Dalej nakręcajmy sytuacje "Brunopodobne", by dyskredytować środowiska patriotyczne w oczach milczącej większości.

 

wPolityce.pl: Nawet jeśli to jest "tylko" wybryk, to chyba po raz kolejny przekraczający granicę przyzwoitości, która jeszcze niedawno wydawała nam się nie do przekroczenia? Gdzie jest ta granica ostateczna? Czy w ogóle jest? Z kogo można jeszcze się śmiać, z jakiej tragedii drwić?

Prof. Andrzej Zybertowicz: Przekraczanie tej granicy występowało w ludzkiej kulturze zapewne od wieków, tyle, że dawniej zazwyczaj działo się gdzieś w cieniu. Internet, dając złudzenie anonimowości i siłę taniego powielania swych przekazów pokazał, nam ciemną stronę ludzkiej natury bardziej dobitnie. Pokazał nam psychopatyczne właściwości niektórych osób i uczynił z nich pewien wzorzec do naśladowania.

Najpierw trzeba w spokojnych rozmowach uchwycić samo zjawisko, ocenić jego zasięg i nie stosować błędu, który w psychologii określa się jako "przedwczesny przeskok do konkluzji". Nie róbmy tak, że słyszymy o jakimś zdarzeniu i czujemy potrzebę natychmiastowego reagowania. Wydaje się, że w tym przypadku byłby błąd.

 

wPolityce.pl: Ale jak nie reagować, kiedy czujemy, że przez takie "wybryki" zmienia się punkt odniesienia? Kiedy zostaniemy zaatakowani taką chamską grą, to informacja, że rektor uczelni w Bydgoszczy zdjął krzyż, bo uważa, że szkoła powinna być laicka, już tak nie szokuje. A kiedyś to by nas bardziej poruszyło, prawda?

Prof. Andrzej Zybertowicz: Jako analityk próbuję wyłączyć moje odruchy oburzenia, uruchamiam maszynkę eksploracyjną i próbuję znaleźć punkt ciężkości, tego, co się dzieje. I tutaj ów punkt ciężkości widzę w tych środowiskach, które świadomie i cynicznie toczą wojnę kulturową z chrześcijaństwem. Nie jest przypadkiem, że to samo środowisko, które kiedyś dało taką okładkę "Wysokich obcasów"  w okresie nieco ponad roku w wydaniu weekendowym „Wyborczej” trzykrotnie umieszcza duże zdjęcie Janusza Palikota na pierwszej stronie i daje mu miejsce do swobodnego lansowania swoich słów. Słów tylko – bo przecież to nie są myśli. Pytajmy się, kto w rękach ma koło sterowe do tych projektów. Jeśli się tego dowiemy, to może trafniej uchwycimy wektory zagrożeń.

To, co się dzieje jest mieszaniną tego, co spontaniczne z tym, co jest planowane. A nie jest spontaniczne udostępnianie okładki twórcy Ruchu Imienia Swojego Nazwiska trzykrotnie w niedługim okresie czasu. Nie jest spontanicznym upozowanie chłopca na okładce czasopisma na ukrzyżowanego Chrystusa. Każdy zdrowo myślący człowiek czuje, że jest w tym jakiś plan. Jaki? Wygląda to jak atak na fundamenty kultury chrześcijańskiej, a ów twórca Ruchu Imienia.. wcale nie musi sobie zdawać sprawy z tego, że jest tylko marionetką w grze zaplanowanej przez kogoś innego...

Rozmawiał Marcin Wikło

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych