Jerzy Jachowicz: Może rzecznik policji tym razem mówi prawdę? "Problem w tym, kim byli ci, którzy zakłócali porządek marszu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Z pewnością długo jeszcze trwać będzie spór, czy w zamieszkach podczas tegorocznego „Marszu Niepodległości” 11 listopada w Warszawie brali udział prowokatorzy policyjni, czy też nie. Robert Winnicki, szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości twierdzi, że awantury były wynikiem „zaplanowanej, zorganizowanej i skoordynowanej prowokacji służb państwowych”.

Nie zgadza się z tą opinią rzecznik komendy głównej policji Mariusz Sokołowski. Co więcej, kpi sobie z przekonania wielu innych osób, że mieliśmy do czynienia z prowokacją. Czy można wyobrazić sobie sytuację, w której rzecznik policji przyznaje: – Tak, oczywiście, wiem, że to niedopuszczalne, co zrobiła policja? Następnie ujawnia: – Kierownictwo policji podjęło skandaliczną decyzję o zorganizowaniu przez naszych ludzi prowokacji w celu wywołania awantur i usankcjonowana postanowienia o rozwiązaniu „Marszu Niepodległości” pod rygorem surowych kar.

„Działali prawidłowo”
Jest oczywiste, że będzie przeczył tezie o prowokacji, choćby miano go krajać i smażyć na rożnie. Są dziesiątki przykładów złamania prawa przez policjantów, które są kryte przez władze policji. Szczególnie wtedy, kiedy dotyczą działań funkcjonariuszy wobec zwykłych obywateli.

Większość czytelników słyszała o brutalnych działaniach antyterrorystów wobec niewinnych ludzi, kiedy dochodziło do pomyłek i atakowano domy spokojnych i uczciwie żyjących rodzin, gdzie rzekomo miało być bandyckie gniazdo uzbrojone niczym twierdza. Podczas takich akcji łamano starcom żebra, obojczyki i ręce, znęcano się nad kobietami, grożąc im „rozwaleniem łba”.

Żaden z takich policjantów, ani ktoś z ich dowódców, nie został ukarany. Przez dwa lata zajmowałem się sprawą, kiedy „życzliwa” sąsiadka wezwała patrol, bo piętro niżej pijany chłopak wieczorem w sobotę za głośno, wedle niej, śpiewał. Podczas interwencji, chłopakowi siedzącemu na tapczanie, złamano nogę. I to tak nieszczęśliwie, że został kaleką do końca życia. Policja nigdy nie przyznała się do błędu. Cały czas utrzymywała, że funkcjonariusze działali prawidłowo.

Bronili się
Jak więc teraz rzecznik ma przyznać, że w czasie Marszu Niepodległości policja była szczególnie brutalna. Z furią i bezpardonowo atakowała. Używała gazu i pałek wobec osób starszych, spokojnych wiekowych małżeństw, kobiet i dzieci. Są zdjęcia, robione telefonami komórkowymi, które nie pozostawiają wątpliwości. Policja tłumaczy się, że była to jej reakcja obronna, skierowana przeciwko chuliganom, rzucającym racami, petardami i wyrwaną wprost spod nóg kostką brukową.

Prowokatorzy i podżegacze
Problem w tym, kim byli ci, którzy zakłócali porządek marszu. Którzy atakowali policję. Ściśle, którzy uzasadniali konieczność agresywnej reakcji policji. Otóż jestem niemal pewny, że wśród kilkudziesięciu młodych agresorów, kryło się kilkunastu prowokatorów. Działania takich prowokatorów bardzo trudno oddzielić od roli podżegaczy.
Teoretycznie prowokator winien „nakłaniać inną osobę do popełnienia czynu zabronionego”. Nakłanianie rozumie się zwykle jako ustne przekonywanie. Zrozumiałe jednak, że w tłumie pożądane reakcje wywołuje się w inny sposób niż drogą gabinetowej perswazji. W innych warunkach rozciągnięte w czasie nakłanianie, podczas masowych demonstracji przebiega całkowicie inaczej.

Niekiedy wystarczy okrzyk w rodzaju „Na bandytów w mundurach!” albo „Na gestapo!”, aby gotowych do wywołania burd, zamienić w atakujących policję kiboli czy chuliganów. Innym razem skutecznym nakłanianiem, będzie rzucenie w kierunku policji petardy czy potężnego kamienia. Dziesiątki takich scen ludzie mojego pokolenia i nieco młodsi znają z demonstracji z lat 80. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Być może, tym razem niesłusznie obciążamy policję zorganizowaniem prowokacji. Czym innym byli wmieszani w tłum funkcjonariusze policji w kominiarkach, ubrani w czarnych kombinezonach na wzór brygad antyterrorystycznych. To nie ich uważam za prowokatorów, choć potępiam ten sposób działania policji.

Kto prowokował
Zakładam, że tak jak w stanie wojennym prowokatorzy, wmieszani w demonstracje organizowane przez „Solidarność”, wywodzili się ze Służby Bezpieczeństwa, tak teraz są nimi ludzie związani z tajnymi służbami politycznymi, czyli z ABW. Mogą nimi być młodzi, przy całej względności tego określenia, funkcjonariusze obecnych służb, ale też, jak w czasach PRL, tajni współpracownicy służb.

To może dlatego rzecznik policji tak gorąco zarzeka się, że żadnych prowokacji nie było. Po prostu o nich nie wie. Bo to nie brudna robota policji. Co nie zmienia faktu najważniejszego – że zrobiły to służby państwa.

Jerzy Jachowicz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych