Gursztyn o dziennikarzach „GW”: "Trudno sobie wyobrazić pudla żyjącego na wolności. Przepadłby bez opiekuna"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Piotr Gursztyn na blogu komentując wrzawę, jaka podniosła się po słowach Grzegorza Brauna i trafnie analizuje sposób działania środowiska "Gazety Wyborczej".

Nie pozostawiając wątpliwości, że uważa słowa reżysera za głupie, szkodliwe i prowokacyjne, zaznacza, iż dwie miarki przykłada się do podobnych wypowiedzi Janusza Palikota czy Michała Nowickiego o „zasadności” zbrodni katyńskiej.

W przypadku Brauna, według publicysty „Rzeczpospolitej” i Uważam Rze” „nie chodzi o potępienie jego głupich słów, ale przyklejenie do nich ludzi, których bardzo się nie lubi”.

Emocje budzi oczywiście Kaczor. Potem znów trochę Kaczor. Potem jeden czy drugi vice-Kaczor, typu Macierewicza, czy kogoś takiego. Ale to wiemy od dawna. I jest to wiedza, która ostatnio się zdezaktualizowała.

Prawdziwą emocję mainstreamu budzą tzw. prawicowi publicyści. To im publicyści lewicowi (bo to wychodzi a rebours) poświęcają swoje uczucia, czas i wysiłek. Najfajniej byłoby im przypisać całe zło. A przynajmniej Brauna, albo Brunona K.

Gursztyn w nawiązaniu do ostatniego komentarza lewicowych publicystek Dominiki Wielowieyskiej i Agaty Nowakowskiej opisuje ludzi „Gazety Wyborczej”, którzy „opisują innych na swój obraz i podobieństwo”.

Poddani dwudziestoletniej korporacyjno-sekciarskiej tresurze sądzą, że cały świat jest podobny do ich Jonestown przy Czerskiej.

Zauważa, że ci ludzie nie znają pracy w innej firmie, skąd biorą się takie zdarzenia jak „załamanie nerwowe pewnego doświadczonego dziennikarza, który został uznany przez korporację za zbędny element”.

Komentator „Rz” przypomina, że „po prawej stronie nikt nie szlochał, gdy tracił pracę, bo łez by zabrakło”.

Nigdy po prawej stronie nie było żadnego guru w postaci „Adama”, którego słowa musiały być traktowane jak świętość. Nie ma i nie było hierarchii. Nikt nie stawiał ołtarzyków, nie mógł wymagać dla siebie hołdów. Po prostu – socjologia to tłumaczy – sieć powiązań była o wiele bardziej luźna i partnerska niż w sektoidalnej korporacji. Członkowie tej konfederacji wolnych ludzi przychodzili i odchodzili. Pisali według własnego widzimisię. Gdy popierali jakichś polityków, robili to z własnej woli. Nawet jeśli było to głupie, to zawsze była to suwerenna decyzja.

Tej suwerenności, według Gursztyna, brakowało drugiej stronie. Zamiast tego wypełniała ona wytyczne popierając kolejne ugrupowania (od ROAD, przez UW i SLD do PO).

Wreszcie publicysta celnie puentuje:

Gdyby tę różnicę chcieć zobrazować prościej to można by porównać do zwierząt, formalnie blisko ze sobą spokrewnionych, ale całkowicie różnych. Z jednej strony są wilki. Czasem głodne, niekiedy wyleniałe, ale cały czas wolne. Z drugiej strony pudle. Tłuściutkie, puszyste jak pluszaki. To jedna z najbardziej inteligentnych ras. Łatwo poddaje się tresurze, co widać często w cyrkach. Problem w tym, że nie jest to wynik naturalnego rozwoju, ale całkowicie sztucznej kreacji. Trudno sobie wyobrazić pudla żyjącego na wolności. Przepadłby bez opiekuna.

Cały komentarz Piotra Gursztyna do przeczytania tutaj.

znp

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych