Naturalnie nie odmawiam polskim politykom prawa do kołatania w Brukseli o pieniądze. Niech wywalczą, ile będzie to możliwe. W tym sensie im kibicuję. Ale z przekonaniem, że czasem mniej znaczy więcej.
Rząd Platformy Obywatelskiej postawił w ostatnim czasie całkiem już jednoznacznie na polityczną integrację Europy, na projekt w istocie niemiecki. Z tego punktu widzenia zbudowanie ostatniej kampanii wyborczej wokół obietnicy sławnych już 300 miliardów było logiczne. Ale będąc sceptyczny wobec całego tego projektu, nie współczuję im, gdy nie są w stanie swoich zapowiedzi spełnić. Jest wilczym prawem opozycji ich za to okładać po głowie.
Pamiętam wywiady Donalda Tuska i jego kolegów z KLD a potem z PO jeszcze z lat 90., kiedy narzekali na europejską biurokrację. Było to wtedy spójne z ich liberalnymi poglądami na relacje między rynkiem i polityką. Ale uczciwie mówiąc stosunkowo szybko się tych odruchów wyzbyli.
Dziś nie umieją nam wytłumaczyć, dlaczego wielka pompa redystrybucyjna ma być lepsza od uroków konkurencji między poszczególnymi krajami Europy. Sam nie jestem dogmatycznym wolnorynkowcem, ale mam przeświadczenie, że tak wielka machina musi być nieracjonalna i marnotrawcza. I to oni powinni nam o tym przypominać. Ale w imię czysto politycznej wizji postawili na coś dokładnie odwrotnego.
Dlatego odruchowo staję po stronie prawicowej opozycji, kiedy próbuje wkładać kij w szprychy temu projektowi, przypominać o suwerenności, hamować postęp czego co jest rzekomo nieuchronne. Ale i w stanowisku delikatnie eurosceptycznego Jarosława Kaczyńskiego widzę sprzeczność. To oczywiste, że poparcie dla Europy ojczyzn stawia PiS w Brukseli w jednym gronie z brytyjskimi konserwatystami. Tyle że żądanie jak najpotężniejszego budżetu unijnego jest z tym na dłuższą metę sprzeczne.
Jeśli większy budżet, to nie tylko większa redystrybucja, ale i żądanie większych uprawnień dla wspólnych unijnych instytucji. I żądanie największych płatników aby mieli większy wpływ na prawa i instytucje narodowe. Jak w takiej sytuacji bronić się choćby przed wspólną polityką podatkową? A taka wspólna polityka to rezygnacja biedniejszych państw takich jak Polska z korzystania z rozkoszy konkurencji.
Można się dziś jak PiS wyzłośliwiać, że Tusk postawił na kanclerz Merkel i przegrał. Ale fakt, że Berlin przyjął chwilowo oszczędnościową filozofię Londynu, po to aby ratować spoistość Unii, to radosna wiadomość z powodów nie polityczno-personalnych a merytorycznych. Bo ta wielka pompa powinna być stopniowo może nie rozmontowywana, ale przynajmniej zwalniana. I to warto by przy tej okazji otwarcie powiedzieć. Pacjent powinien być szykowany na to aby wreszcie można było go odłączyć od kroplówki.
A tego już PiS jasno nie powie. Bo jest partią nawołującą do redystrybucji na wszystkich szczeblach. I także dlatego że jak cała nasza scena polityczna przyjmuje filozofię świętego Mikołaja. W związku z tym buduje zastępcze, a karkołomne założenia, że pomysły brytyjskie nie grożą Polsce. Zamiast na przykład powiedzieć: tak, jesteśmy za stopniowym odchodzeniem od wspólnej polityki rolnej. Akurat polscy rolnicy poradziliby sobie bez niej w przyszłości dużo lepiej niż na przykład francuscy.
Jarosław Kaczyński raz zresztą coś takiego powiedział będąc u władzy, ale potem już nigdy się na taką odwagę nie zdobył, a to wystąpienie i tak ścigało go latami. Lepiej więc iść po najmniejszej linii oporu, lepiej zapewniać polską wieś: jesteśmy z wami. Doceniam znaczenie już przyznanych w poprzednich budżetach unijnych funduszy dla rozwoju, dla inwestycji na tej wsi, dla cywilizacyjnego postępu, ale ten system nie może trwać bez końca. Może się przecież po prostu załamać pod własnym ciężarem.
Profesorowie Orłowski i Bugaj przypominali ostatnio w telewizji, że oszczędności proponowane przez Anglię są w gruncie rzeczy, przykładając do jej produktu narodowego, niewielkie, że to raczej polityka, gest wobec własnych wyborców. Ale taki gest jest, może być krokiem w dobrym kierunku.
Amerykańscy konserwatyści walcząc z pomysłami na nowe wydatki rządu federalnego USA, używali prostej metafory: Jeśli wielbłąd wsuwa nos do namiotu, to prędzej czy później wsunie się cały. Wiadomo, co wtedy stanie się z namiotem. Jeśli nie chcemy Unii wszechwładnej i wszędobylskiej, solidaryzujmy się z Davidem Cameronem. Ale nie taktycznie jak PiS, który woła: dajcie więcej, tylko inne więcej niż to którego domaga się Tusk. Podpiszmy się pod brytyjskim założeniem jeśli nie zatrzymania to zwolnienia marszu ku budowie europejskiego supergiganta.
Kto się odważy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/145231-w-sprawie-unijnego-budzetu-nie-kibicuje-tuskowi-czy-kaczynskiemu-kibicuje-cameronowi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.