Jeżeli tragiczna śmierć prezydenta Polski nie jest ważnym tematem dla polskich filmowców, to co nim jest?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
 Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Reżyser Antoni Krauze ujawnił w rozmowie z wNas.pl, że w jego filmie Lecha Kaczyńskiego może zagrać Marian Opania. Ten jednak jednoznacznie odcina się od tej propozycji.

Nie mam zamiaru im pomagać w nakreślaniu ich bzdurnych przekonań. To, co oni uznają, czyli że w Smoleńsku doszło do zamachu, jest bzdurą. Nie będę brał udziału w rzeczy, która przypuszczalnie będzie szła w tym kierunku”

- mówi aktor. Apeluję jednak byśmy nie potępiali Opanii za jego decyzję. Aktor ma prawo do odrzucenia roli ze względów politycznych. W USA aktorzy oczywiście bardzo chętnie grają postacie sobie dalekie światopoglądowo. Jednak nie zapominajmy, że zarówno Leonardo di Caprio jako postrach lewicy Edgar J. Hoover, czy Anthony Hopkins jako Richard Nixon w filmie lewaka Olivera Stone’a  grali postacie w ujęciu negatywnym. Nie sądzę by obaj zdecydowali się na role w filmie pochwalających zdemonizowanego przez lewicę Hoovera czy Nixona. Natomiast nie można oczywiście porównywać sytuacji w Hollywood do tego co dzieje się w Polsce. Nie zamierzam nawet rozwijać tych różnic. Każdy czytelnik wPolityce.pl wie, że kraj postkolonialny rządzi się zawsze innymi prawami niż kraj wolnych ludzi. Mimo tego, że Hollywood jest z zasady lewicowe, to lista celebrytów otwarcie popierających amerykańska prawicę liczy kilka dziesiątek nazwisk. U nas kilku odważnych artystów, którzy nie boją się przyznać do sympatii konserwatywnych przekonywało, że antypisowska presja w środowisku artystycznym jest niezwykle mocna. Często zbyt mocna.  Czy to właśnie ta presja spowodowała, że Opania wycofał się z projektu? Nie mamy podstaw by tak uważać. Może naprawdę nie podoba mu się wizja filmu o zamachu na prezydenta. Jednak dlaczego w takim razie wyraził wstępnie chęć na udział w projekcie Krauzego?

Nie zapominajmy z drugiej strony, że nawet twórcy hollywoodzkiego „5 Dni Wojny” o napadzie Rosji na Gruzję wycięli wszystkie sceny z aktorem grającym Lecha Kaczyńskiego. Decyzja zapadła po katastrofie smoleńskiej. Nie można oczywiście zapominać, że w tamtym filmie sceny z Kaczyńskim nie miały być kluczowe, i Amerykanie mogli sobie pozwolić na ich usunięcie. Inaczej sprawa ma się w naszym kraju. 10/04 jest jedną z najważniejszych dat w naszej powojennej historii. Trudno sobie wyobrazić, że takie wydarzenie nie zostanie sfilmowane. A może w III RP standardem jest przemilczenie pewnych tematów? W końcu jesteśmy jedynym krajem zachodniej cywilizacji, w którym artyści nie lustrują życiorysów ważnych osób.

Pisałem już kilkakrotnie, że nie będzie łatwo nakręcić filmu o katastrofie smoleńskiej. Teraz będzie to przedsięwzięcie jeszcze trudniejsze. Antoni Krauze udzielił bardzo mocnego wywiadu Uważam Rze, gdzie powiedział wprost, że nie widzi innego wytłumaczenia tragedii niż zamach. Na dodatek reżyser chce w filmie dotknąć wątku Gruzji i wolności mediów. Znając jego niezwykle mocny i bezkompromisowy „Czarny Czwartek” można być pewnym, że „Smoleńsk” będzie prawdziwym trotylem w kinie. Jeżeli oczywiście powstanie i znajdzie dystrybutora. Odmowa Opani nie napawa optymizmem, co do tego czy szybko zobaczymy film na naszych ekranach. Zanosi się na to, że reżyser będzie musiał obyć się bez wielkiego budżetu ( państwo polskie dofinansowuje żenujące kino historyczne w 3D i komedie dla półgłówków), i na dodatek bez wielkich nazwisk. Problemy z obsadą są możliwe nie tylko w przypadku gwiazd. Czy w filmie będą chcieli wystąpić młodzi i nieznani aktorzy, którzy dopiero startują w show biznesie? Łatka pisowca w nim nie pomaga, o czym mówił już aktor Redbad Klijnstra. A może z drugiej strony aktorzy zbuntują się, że tylu ludzi polskiej sztuki opowiada się po stronie władzy, i przyjmą ofertę Krauzego z przekory? Nie można zapominać, że nawet w platformerskiej telewizji powstała ekranizacja fragmentów niepoprawnej politycznie „Doliny nicości”.

Trzymajmy więc kciuki za projekt Antoniego Krauze. Nie zapominajmy, że to jednak dopiero początek jego problemów, przy których realizacja „Człowieka z La Manchy” Terrego Gilliama to bułka z masłem. Nie oznacza to jednak, że film Krauzego podzieli ten sam los. Zawsze twórcy mogą tak przepisać scenariusz, że niepotrzebne będzie pokazywanie polityków, i kręcenie drogich scen. Można opowiedzieć o Smoleńsku, tak jak Amerykanie opowiadają o 11/09. Skromnie, ale za to z sercem. Krauze jest mistrzem wplatania dokumentalnych ujęć w fabularny film. Może zrobić to ponownie.  Film o Smoleńsku musi bowiem powstać. Jeżeli tragiczna śmierć prezydenta wolnej Polski nie jest ważnym tematem dla polskich filmowców, to co nim jest?

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych