Przedstawianie czarnych scenariuszy przez polityków PO: piętrzenie trudności i wyolbrzymianie problemów w negocjacjach budżetowych w UE to socjotechnika. Ma służyć temu, by niezależnie od ich rezultatu Donald Tusk mógł ogłosić sukces - uważa Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS.
Stefczyk.info: Pojawia się wiele sprzecznych informacji, jeśli chodzi o nasze oczekiwania związane z negocjacjami unijnego budżetu. Pana zdaniem, kiedy będziemy mogli mówić o sukcesie? Jaka kwota byłaby dla Polski realna, a zarazem zadowalająca?
Ryszard Czarnecki: Jako koordynator mojej grupy politycznej w komisji kontroli budżetu w Parlamencie Europejskim robiłem obliczenia i wychodziło mi, że Polska powinna żądać kwoty w przeliczeniu na złotówki 492 mld. Choć są analizy, które mówią i o 500 i o 520 miliardach. Natomiast premier Tusk napisał nowy rozdział do książki jak nie negocjować - skoro najpierw mówił o 300 mld, a potem mówił o 400 mld. Zwykle w negocjacjach robi się odwrotnie. Najpierw zaczyna się od wyższej kwoty, żeby ewentualnie schodzić niżej i szukać kompromisu. Postępując odwrotnie Donald Tusk bardzo utrudnił sobie sytuację i zmniejszył szansę na powodzenie. Dodatkowo stwierdził, że nie będzie wetował, czym wytrącił sobie kolejny argument z ręki. (...) Natomiast dostrzegam też pewną socjotechnikę w tym co robi teraz ekipa Tuska. To widać w wypowiedziach takich polityków jak Janusz Lewandowski, czy Jacek Protasiewicz. Oni cały czas mówią o problemach i trudnościach, o uporze Brytyjczyków itd. Przedstawiają czarny scenariusz, tylko po to, by potem każde rozwiązanie przedstawić jako sukces rządu i samego Donalda Tuska. Czegokolwiek Tusk z Brukseli nie zwiezie ogłosi to jako sukces na arenie międzynarodowej.
Która koncepcja budżetu z tych ostatnio dyskutowanych - cypryjska, czy opracowana przez van Rompuya jest korzystniejsza dla Polski?
Dla Polski jest ważna nie tylko ilość pieniędzy, ale też struktura budżetu. My musimy ocalić dwa główne dla nas "krany finansowe" tzn. CAP (wspólną politykę rolną) oraz politykę spójności. Natomiast manewry państw starej Unii, a więc płatników netto są nastawione głównie, żeby zmienić strukturę i może mniej zmniejszyć budżet, ale więcej środków przesunąć na rozwój nowych inwestycji i technologii. (...) Polska, która jest jednym z 50-ciu najbiedniejszych krajów UE (obok Bułgarii Rumunii, Litwy i Łotwy ) więcej na program ramowy badań naukowy dopłaciła, niż stamtąd wzięła.
A na czyje wsparcie w tych negocjacjach budżetowych możemy liczyć? Czyje interesy są najbardziej dziś zbieżne z Polskimi?
Trawestując powiedzenie, którego używał Winston Churchil, że "Wielka Brytania nie ma ani stałych wrogów ani stałych przyjaciół, tylko ma stałe interesy" – można powiedzieć, że i Polska nie powinna mieć stałych przeciwników lecz stałe interesy. A więc w różnych sprawach powinniśmy tworzyć różne sojusze. Np. gdy chodzi o ratowanie funduszu spójności – naturalnymi sojusznikami jeśli chodzi o starą Unię będą Hiszpania, Portugalia, Grecja, większość nowej Unii. (..)A gdy chodzi o ratowanie CAP, to ci z którymi kłócimy się o wysokość budżetu Unii, Francuzi czy Włosi, mogą być naszymi sojusznikami. Taki więc w poszczególnych sprawach dotyczących budżetu możemy mówić o różnych naturalnych sojusznikach. W XXI wieku każdy naród walczy o swoje.
Donald Tusk lubi podkreślać swoje dobre stosunki z Niemcami. Czy te negocjacje będą testem na realną wartość tej "przyjaźni"?
Ten test został już przez Donalda Tuska oblany. Np. gdy chodziło o pakiet klimatyczny -Niemcy żadnego poparcia Polsce nie udzieliły. Bliskie relacje z Angelą Merkel nie pomogły też, żeby zablokować Nordstream (Gazociąg Północny), kiedy to Niemcy zrobiły deal z Rosją nad głowami Polski. To pokazuje, że na razie bliskie stosunki z Niemcami pozostają w sferze werbalnej i medialnej, a Polsce nic nie przynoszą. Ale oczywiście budżet będzie kolejną okazją do powiedzenia "sprawdzam".
Przy okazji sprawy budżetu dużo mówi się znów o przystąpieniu do strefy euro. Czy to dobry czas na forsowanie takich pomysłów?
Nam się po prostu nie opłaca wchodzić do strefy euro w czasach kryzysu. Własna waluta jest instrumentem elastycznego reagowania na sytuację ekonomiczną. Jest takim buforem, który pozwala gospodarkom narodowym łatwiej znosić kryzys. Ten, kto mówi teraz o wejściu Polski do strefy euro jest albo idiotą, albo sabotażystą. Zresztą to jest kwestia na tyle poważna, że powinna być poddana pod referendum.
not.ansa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144994-ryszard-czarnecki-dla-stefczykinfo-ten-kto-mowi-dzis-o-wejsciu-polski-do-strefy-euro-jest-albo-idiota-albo-sabotazysta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.